– A druga wiadomość?
– Od mojego ojca chrzestnego. Dzwoni do mnie trzy razy dziennie. Też donosił o Williamie. Powiedział, że coś się kroi i musi ze mną porozmawiać. Zdaje się, że on też dostał podarunek. Jak wszyscy.
– Jacy wszyscy?
– Mama, ojciec, Jamie, Melanie i ja. Wszyscy, którzy mieli z tym coś wspólnego. Proszę.
Podniósł pokrywkę pudełka. Na białej bibułce spoczywał poczerniały, skurczony krowi język. Brian podniósł głowę.
– Dostałem to razem z listem. „Dostajesz, na co zasługujesz”. Wiem, o co chodzi. Straciłem siostrę. Nie chciałem stracić też ojca.
David usiadł. Wyjął notatnik i długopis.
– Zacznijmy od początku. Strasznie chcę się dowiedzieć, co się dzieje. Gdzie pan był w dniu porwania Meagan? Co pan robił?
Brian nabrał powietrza i zaczął, nie odrywając wzroku od krowiego języka:
– Nie byłem grzecznym dzieckiem. Teraz pewnie rozpoznano by u mnie problemy psychiczne związane z niedostatkiem uwagi rodziców, ale wtedy byłem tylko nadpobudliwy i nikt, a już najmniej matka, nie wiedział, co z tym zrobić. Szczerze mówiąc, w naszej rodzinie nie działo się dobrze. Nie wiem, jak moi rodzice się poznali, ale kiedy zacząłem coś rozumieć ze świata, mój ojciec wydał mi się pracoholikiem, który całe życie spędza w szpitalu i nie zostawia nic dla nas. Mama była nieustannie obrażona i nieszczęśliwa. Wydawała mnóstwo pieniędzy, usiłowała zwrócić na siebie uwagę. Miałem chyba osiem lat, kiedy do mnie dotarło, że jest jeszcze coś – ojciec nie zawsze pracuje, kiedy go nie ma w domu. A mama o tym wiedziała. Wiedziała o jego kobietach i sama usiłowała się bawić. No, nie wiem… Czułem się, jakbym żył z robotem i szesnastolatką. Nikt nigdy nie mówił nic złego, ale kiedy oboje przebywali w tym samym pokoju, atmosfera robiła się taka, że… Dzieci to po prostu wyczuwają.
– Tak – przyświadczył Chenney ponuro. Obaj spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Wzruszył ramionami. Najwyraźniej też coś o tym wiedział.
– Potem pojawiła się Meagan – podjął Brian po chwili. – Była taka słodka… Ciągle się uśmiechała. Choćby się działo nie wiadomo co, zawsze się uśmiechała i wyciągała rączki. Wszyscy ją kochali. Kobiety w sklepach, sąsiedzi, bezpańskie psy. Wszystko, co żyło, kochało Meagan, a ona natychmiast odwzajemniała tę miłość. No, o mnie tego nie można powiedzieć. Jasne, byłem zazdrosny. I zły. Ale… ale ja też nie mogłem się jej oprzeć. Nawet kiedy umierałem z zazdrości, musiałem ją kochać. Czasem nawet wchodziłem w nocy do jej pokoju tylko po to, żeby na nią popatrzeć. Była taka spokojna, taka szczęśliwa… Nigdy nie zrozumiałem, jak to możliwe, żeby taka rodzina wydała na świat równie szczęśliwe dziecko.
Z czasem zacząłem się bać. Pomyślałem, że rodzice ją także skrzywdzą. Będzie ich kochać tak jak ja, a oni każą jej za to zapłacić. Harper ją porzuci, Patricia się znudzi i pewnego dnia Meagan zrozumie, że jej rodzicami jest para egoistów. Zacząłem niszczyć jej zabawki, kraść je. Wydawało mi się, że jeśli będę ją krzywdził, przyzwyczai się i nauczy się bronić. Krzywdziłem ją i sądziłem, że robię jej przysługę. – Uśmiechnął się krzywo. – Witamy w rodzinie Stokesów.
– A tego ostatniego dnia? Co pan robił?
– Bawiłem się. Jak nigdy w życiu, i to pewnie mój najgorszy grzech. Tego dnia… tego dnia poszedłem na czwarte spotkanie u psychoterapeuty. Potem lekarz chciał rozmawiać z matką na osobności. Nie wiem, co powiedział, ale poszliśmy na lody, choć była zaledwie jedenasta rano. Patricia też zjadła trochę lodów, a mówimy o kobiecie, która od pięćdziesięciu lat jada na obiad jednego grejpfruta i pszenny sucharek. Bawiliśmy się. Nie wiem, jak to inaczej opisać.
W końcu mama powiedziała, że teraz będzie inaczej. Nasza rodzina przechodziła trudne chwile, a ona wie, że ja o tym wiem. Teraz będzie ze mną spędzać więcej czasu. Oboje się poprawią. Zdała sobie sprawę, że rodzina znaczy dla niej więcej niż cokolwiek innego, postanowiła zrobić wszystko, co trzeba, żebyśmy byli szczęśliwi. Powiedziała, że mnie kocha, naprawdę kocha i wszystko będzie dobrze. Potem bawiliśmy się w parku. Mama mnie huśtała, choć byłem już za duży na huśtawkę. A mnie się to podobało. Pamiętam, pomyślałem, że jestem prawie szczęśliwy, i to uczucie wydało mi się dziwne i niezwykłe. Przedtem chyba nie bywałem szczęśliwy.
Aż wreszcie wróciliśmy do domu i policjant powiedział, że Meagan zniknęła. Tak po prostu. Wierzy pan w zły los? Bo ja tak.
– Przez cały dzień był pan z matką?
– Tak.
– Widział pan, jak Meagan wsiada do samochodu niani?
– Nie. Wyjechaliśmy przed nimi.
– Czy jest pan absolutnie pewien, że Russell Lee Holmes porwał Meagan?
– Tak sądziłem. Gdyby diabeł miał ludzką postać, wyglądałby jak Russell Lee Holmes.
David zmarszczył brwi. Czuł, że Brian mówi prawdę. Więc jeśli Brian był przez cały dzień z matką i nie miał nic wspólnego z porwaniem Meagan…
– O co chodzi z tym językiem? – spytał z niezadowoleniem. – Skoro nie miał pan nic wspólnego z porwaniem siostry, skąd ten podarunek?
Brian zacisnął usta.
– Tego nie wiem. Przez ten ołtarzyk w pokoju Melanie wszystko mi się pomieszało. Czy ona mogłaby być córką Russella Lee Holmesa… Boże, nie wiem. Mogę tylko powiedzieć, że policja nie dowiedziała się o pewnych rzeczach, a ktoś usiłuje je ujawnić. Na przykład trzy dni temu mój ojciec chrzestny otrzymał penis w słoiku. Zgadujcie, o co chodzi.
– On i Patricia?
– Aha. Wbrew temu, co mówią ludzie, nie wszystkie problemy w moim domu są winą ojca. – Wzruszył ramionami, wziął głęboki oddech. – Co do tego języka… Ojciec nie miał tych stu tysięcy dolarów na okup. Był zwykłym przepracowanym lekarzem, jeszcze nie spłacił długów z czasów studiów, a musiał utrzymywać dom na poziomie. Dlatego to Jamie przyniósł pieniądze. Byłem w domu, gdy przybył z walizką. Sto tysięcy dolarów w gotówce. I…
Podniósł głowę, spojrzał na nich.
– I widziałem, że ojciec nie zabrał tej walizki na umówione miejsce. Wziął inną, swoją. Pustą. Wiem, ponieważ zobaczyłem walizkę Jamiego pod łóżkiem rodziców, wyjąłem ją i otworzyłem. Pieniądze były na miejscu. Rozumiecie? Ojciec nie zapłacił okupu. Był tak chciwy, że je zatrzymał. A Russell Lee Holmes… Russell Lee Holmes zabił moją siostrzyczkę.
Brian oddychał z wysiłkiem, chrapliwie.
– I nigdy o tym nie pisnąłem. Nigdy nie powiedziałem policji, Jamiemu, mamie, komukolwiek. Dzień po dniu wpatrywałem się w Harpera, który jadł kolację i zapewniał mamę, że wszystko będzie dobrze. Dzień w dzień. Kłamał jak z nut, sprzedał moją siostrę za sto tysięcy dolarów, a ja nie miałem odwagi, żeby go o to oskarżyć. Nigdy. Niech to diabli, tak strasznie chciałem to powiedzieć i nie mogłem! Nie mogłem!
Zmiótł ze stołu pudełko. Nie był to dobry pomysł. Język wypadł na dywan i legł tam, doskonale widoczny.
– Kurwa – szepnął Brian.
David pomyślał to samo. A więc Brian i Patricia nie skrzywdzili Meagan. Nikt nie usiłował ochronić syna. Zostawał Jamie i Harper. To musiało być morderstwo z zimną krwią.
Na czteroletniej dziewczynce.
– Nie wiem, czy to coś pomoże – powiedział – ale mam dziewięćdziesiąt procent pewności, że Russell Lee Holmes nie porwał i nie zamordował Meagan. A to wyjaśnia, dlaczego pański ojciec nie zawiózł pieniędzy na umówione miejsce. Wiedział, że nie musi.
– Słucham?
– Nie chodziło o sto tysięcy dolarów, tylko o milion.
– Co?!
– Ubezpieczenie na życie, Brian. Nie wiedziałeś? Oboje byliście ubezpieczeni, każde na milion dolarów.
Okazało się, że Brian nie miał o tym pojęcia. Na ich oczach pobladł śmiertelnie. Twarz wykrzywił mu grymas wściekłości.
– A to sukinsyn! Zabiję go. Nie wierzę…
– List z żądaniem okupu był zbyt wyrafinowany jak na Russella Lee Holmesa. Meagan nie pasowała do reszty ofiar. Nigdy nie znaleziono żadnego dowodu, łączącego go z tą zbrodnią. Istniało tylko jego zeznanie…
– Ale dlaczego się przyznał?
– Żeby jego dziecko miało świetlaną przyszłość. Melanie jest jego córką. Twoi rodzice wychowali ją, żeby ukryć to, co zrobili. Powiedz mi, ze względu na nią, czy to coś zmienia?