Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Brian milczał przez chwilę.

– Nie. Oczywiście, że nie. Melanie to Melanie. Dar losu dla naszej rodziny. Może właśnie o to chodzi. Tylko dziecko diabła mogło pokochać Stokesów.

David pominął tę uwagę milczeniem.

– Dobrze, teraz musisz mi pomóc. Początkowo mieliśmy powody, by przypuszczać, że ty lub twoja matka mogliście mieć udział w tej zbrodni. Zrozum, w siedemdziesięciu pięciu procentach przypadków mordercą jest ktoś z rodziny, więc musieliśmy tak myśleć. Teraz wiemy, że ty i twoja matka macie alibi. A Harper?

– Był w pracy. Przynajmniej tak myślę. Potrafi być zimnym sukinsynem, ale nie wyobrażam sobie, żeby mógł porwać… zabić… – Pokręcił głową. – Nie, on by sobie nie ubrudził rąk.

– Tak? A Jamie O’Donnell?

Brian pochylił głowę, co było wystarczającą odpowiedzią.

– On nas kochał, przysięgam. Bawił się z nami, kupował nam prezenty, rozpieszczał nas… Ale…

– Ale?

– Ale ma na sumieniu różne rzeczy. Zna się na różnych dziwnych sprawach. Mam wrażenie… Harper nie lubi sobie brudzić rak, ale Jamie najlepiej się czuje w rynsztoku.

– Taki już jest.

– Może. Ale Meagan miała cztery lata! Potrafią sobie wyobrazić, że Jamie wykańcza dorosłego mężczyznę, ale nie skrzywdziłby dziecka. Zwłaszcza jej. Jego imię było pierwszym słowem, jakie się nauczyła wymawiać. Ojciec był wściekły.

– Spojrzyjmy na to z innej strony – spróbował po chwili David. – Widzę tu dwie różne sprawy. Mamy osobę lub osoby, które skrzywdziły Meagan Stokes. Najprawdopodobniej jest to Harper lub Jamie. I mamy kogoś, kto zna prawdę, kto ma doskonałą orientację w tym, co się stało. Ta osoba usiłuje wyjawić prawdę… w chory, pokręcony sposób. Może gdybyśmy znaleźli tę osobę, moglibyśmy zadać jej parę pytań. Kto wiedział, że widziałeś pieniądze, ale nikomu o nich nie powiedziałeś?

Brian pokręcił głową.

– Wydawało mi się, że nikt. Gdybym wiedział, że mam sprzymierzeńca, natychmiast bym wszystko wyznał.

– To niemożliwe. Ktoś musiał wiedzieć. W przeciwnym razie skąd ten język?

– A ja powtarzam, że nikt nie wiedział!

– Russell Lee Holmes – odezwał się Chenney z ożywieniem. – On musiał wiedzieć o wszystkim. O tym, że Harper nie przyniósł pieniędzy, o miłosnym trójkącie. Zanim się przyznał, pewnie zażądał wszystkich szczegółów. Jest na tyle chory, że taka gierka sprawiłaby mu przyjemność.

– Russell Lee Holmes nie żyje – oznajmił Brian i dodał z nienawiścią: – Widziałem jego śmierć.

– Pewne rzeczy można odegrać, zamarkować. Może na tym polegała umowa. – Chenney znowu wzruszył ramionami. – Dlaczego zakładamy, że zrobił to wyłącznie dla dobra dziecka? Może udało mu się uciec, co?

David spojrzał na niego ciężko.

– Nie mamy żadnego dowodu na to, że Russell Lee Holmes żyje.

– Za to mamy dowód na to, że brakuje nam jakiegoś kawałka w tej układance. Chyba nie zaprzeczysz.

– Wróćmy do faktów. Po pierwsze, ktoś wie, co się stało przed dwudziestu pięciu laty i działa z wyraźnym celem. Może domyślił się, że Brian widział pieniądze. Musiał też wiedzieć, gdzie jest konik Meagan i jej ubranie. A zatem musi mieć związek z rodziną. Do diabła, może to Sheffield? Może Harper kiedyś się upił i wygadał, a William uznał, że to świetny sposób na wyduszenie dodatkowych pieniędzy? Musimy przeszukać jego mieszkanie. W ten sposób trafiamy do osoby, która naprawdę popełniła morderstwo i jest gotowa na wszystko, żeby to ukryć. Ta osoba wynajęła zabójcę, żeby zlikwidował Larry’ego Diggera, kiedy za bardzo zbliżył się do prawdy. I Melanie, gdy zaczęła sobie przypominać.

– Co? – rzucił ostro Brian.

David wprowadził go w szczegóły.

– Ktokolwiek jest za to odpowiedzialny, nie cofnie się przed niczym. Dobrze, że Nate zgłosił pańskie zaginięcie. Zapytam jeszcze raz: skoro wiemy, że Melanie jest w niebezpieczeństwie, że mamy do czynienia z mordercą czteroletniego dziecka, czy wie pan, gdzie jej szukać?

– Nie. Zostawiła mi tylko tę wiadomość.

– Dobrze. Wie, że nie jest bezpieczna w domu, wie, że nie może pana znaleźć. Nie jest na tyle doświadczona, żeby zniknąć bez śladu, więc dokąd się teraz zwróci?

W oczach Briana błysnęło ożywienie.

– Do Ann Margaret! To jej szefowa z Czerwonego Krzyża.

Do Centrum Czerwonego Krzyża jechali trzydzieści pięć minut. Chenney siedział za kierownicą, David rozmawiał przez telefon. Rzucił detektywowi Jaksowi strzęp informacji o Melanie, która zostawiła bratu wiadomość, że musiała zastrzelić Williama w samoobronie. W rewanżu Jax wyjawił, że pewien świadek zeznał, iż Melanie dzwoniła z automatu telefonicznego w Government Center. Szukają broni. Mają taksówkarza, który zawiózł Melanie do mieszkania Briana. Opisał ją jako bladą, cichą i „trochę dziwną”.

Policja przeczesywała cała okolicę, rozmawiała z centralami korporacji taksówkarskich, pilnowała lotnisk i zainteresowała się stanem konta Melanie. W końcu musieli na coś wpaść. Jak długo może się ukrywać amatorka?

David powtarzał tylko „mhm”. Nie przyszło mu do głowy, żeby wyznać, dokąd zmierza. Agenci FBI mieli współpracować z policją, ale to nie znaczyło, że nie wolno im pospieszać o krok przed nią.

Nieco po trzeciej dotarli do Dedham i zatrzymali się na parkingu Centrum. Melanie nie dawała znaku życia już od dwóch godzin. Przez ten czas mogła tu dotrzeć taksówką lub pociągiem.

Ann Margaret siedziała w malutkim gabinecie nad stertami dokumentów. Rozchybotane biurko, plastikowe krzesła. Metalowe półki z książkami i stalowe szafki z aktami.

Ann Margaret pasowała do swego biura. Niska, konkretna, z siwymi włosami w zdyscyplinowanych lokach. Szczupła sylwetka w białym fartuchu pielęgniarki. Robiła wrażenie kobiety, której można powierzyć każde zadanie.

Podniosła głowę, zmarszczyła brwi i pobladła, gdy pokazali jej legitymacje.

– Co się stało?

– Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań na temat Melanie Stokes – oznajmił David.

Napięcie zniknęło z jej twarzy. Na jego miejsce pojawiło się zmieszanie. Najwyraźniej nie zdziwiło jej pojawienie się agentów FBI, natomiast nie spodziewała się, że spytają o Melanie.

David skinął głową w stronę żółtych plastikowych krzeseł.

– Możemy usiąść?

Ann Margaret była zbyt dobrze wychowana, żeby odmówić.

– Nie rozumiem, o co chodzi – powiedziała i wzięła z biurka pióro. – Melanie dziś nie pracuje.

– Zgłosiła się na ochotnika? – spytał David.

– Na pięć lat. – Ann Margaret zmarszczyła brwi. – Czy coś się jej stało?

– Zna pani Williama Sheffielda?

– Tak, to były narzeczony Melanie. – Pochyliła się ku nim, zacisnęła usta. – Chciałabym się dowiedzieć, co się dzieje.

– Dwie godziny temu William Sheffield został zastrzelony. Mamy powody przypuszczać, że to Melanie pociągnęła za spust.

Ann Margaret zamarła.

– Nie…

– Niestety, tak.

– Ale… ale… – Kobieta robiła wrażenie wstrząśniętej do szpiku kości. Jej ręce zatrzepotały bezradnie, jakby szukając punktu oparcia. – Czy on… nie żyje?

– Nie żyje. Ale musimy panią prosić o milczenie, dopóki nie zawiadomimy jego rodziny.

– On nie ma rodziny. Także był sierotą. To go łączyło Melanie.

– Co pani wie o ich związku?

Ann Margaret ciągle nie mogła się otrząsnąć.

– Właściwie… nic. Melanie nie jest tylko moją podwładną. Przyjaźnimy się. Pamiętam, jaka była szczęśliwa, kiedy się jej oświadczył.

David czekał cierpliwie.

– Jej ojciec poznał ich ze sobą. Byli razem przez pół roku, Wydawali się szczęśliwi. Kiedyś Melanie powiedziała, że William jest zazdrosny o to, że ona została adoptowana przez bogatą rodzinę, a on nie. Nie potrafiła tego zrozumieć. W końcu był lekarzem, bardzo dobrze zarabiał. Podejrzewam, że to ich od siebie oddaliło. Od zerwania Melanie nie wspominała o nim zbyt często. Podejrzewam, że decyzja o rozstaniu była obopólna.

– Czy kiedykolwiek mówiła, że chce go odzyskać? Czy cierpiała?

– Nie rozmawiałam z nią od czterech czy pięciu dni. Nie czuła się dobrze. Miała ciągłe migreny… – Urwała. Wyraźnie zdała sobie sprawę z wagi własnych słów.

56
{"b":"101339","o":1}