Литмир - Электронная Библиотека
A
A

David czekał jeszcze przez chwilę, ale Ann Margaret postanowiła milczeć.

– Musimy porozmawiać z Melanie – powiedział w końcu.

– Też tak sądzę.

– Jeśli wie pani, gdzie można ją znaleźć…

– Nie wiem.

– Czy na pewno nie skontaktowała się z panią?

– Jestem jej szefową, nie matką.

– Jeśli się dowiemy, że ukrywa pani zbiega…

Ann Margaret nie dała się zastraszyć. Jeśli coś wiedziała, po prostu zachowała to dla siebie.

David położył na jej biurku wizytówkę. Błękitny symbol FBI zapłonął jaskrawo na ciemnym drewnie.

Już w drzwiach odwrócił się niespodziewanie.

– Czy słyszała pani kiedyś o Angeli Johnson? Wydało mu się, że drgnęła.

– Nie.

– A o Annie?

Na policzku zadrgał jej mięsień.

– Nazywam się Ann Margaret Dawson. I to mi wystarcza, przynajmniej na razie.

– Oczywiście. Uśmiechnęła się blado.

– Oczywiście. Wyszli.

– I co sądzisz? – spytał Chenney w drodze do samochodu.

– Jeszcze nie wiem.

– Dość się przejęła.

David zabębnił palcami w kierownicę. Przekręcił kluczyk w stacyjce.

– Wydaje mi się, że warto by ją poobserwować.

– No, nie wiem. Melanie Stokes jest przerażona. Na jej miejscu naprawdę uciekałbyś do Czerwonego Krzyża?

– Nie. Ale gdybym naprawdę się nazywał Ann Margaret Dawson, nie wzdrygałbym się na wspomnienie Angeli Johnson.

– Kim jest Angela Johnson?

– Żoną Russella Lee Holmesa. Chenney otworzył szeroko oczy.

– Myślisz…

– Ann Margaret, Annie, Angela. Dużo podobieństw.

– I jest z Teksasu.

– I jest w odpowiednim wieku.

– Jasna cholera!

David skinął głową. W głowie tłoczyły mu się tysiące myśli, ale przede wszystkim martwił się o Melanie.

Chenney odezwał się dopiero w Bostonie.

– Kurczę, Riggs, jesteśmy szowinistyczne świnie.

– Pewnie tak.

– Pomyśl przez chwilę. Rodzina Stokesów nie ma powodu, żeby wyjawiać prawdę. Według nas O’Donnell także nie ma motywu. Melanie też, a ty ciągle uważasz, że Russell Lee Holmes nie żyje.

– Tak właśnie uważam.

– A żona Russella Lee? Która musiała wiedzieć o wszystkim?

– Boże – mruknął David. Fragmenty układanki nagle zaczęły do siebie pasować. – Naprawdę jesteśmy szowinistyczne świnie.

– Prawdopodobnie znała wszystkie szczegóły.

– Stąd ten ołtarzyk w pokoju Melanie. Gdybyś był kobietą i przed dwudziestu laty rozstał się z córką, żeby jej bronić, dać szansę na lepsze życie, na pewno chciałbyś… – żeby pamiętała. Żeby

kiedyś zaczęła mnie szukać.

– Chryste. Jutro z samego rana…

– Wszystko, co zdołam znaleźć o Angeli Johnson…

– Ann Margaret Dawson.

– Właśnie.

27

David wrócił do domu dopiero po dziesiątej. Przed drzwiami mieszkania serce zabiło mu mocniej. Melanie znała jego adres. Czy przyszła, czy da mu drugą szansę?

Otworzył drzwi szeroko. Światło księżyca lało się kaskadami na ponurą norę, którą nazywał swoim gniazdkiem. Srebrzyło starą zieloną kanapę i zakurzoną kolekcję nagród, których jakoś nigdy nie wyrzucił.

Melanie nie przyszła. Niech to.

O ósmej wieczorem policja wyśledziła dwie wypłaty z bankomatu. Pracownik banku zeznał, że Melanie przyszła osobiście i pobrała z konta jeszcze większą sumę. Miała przy sobie parę tysięcy dolarów. Z taką kasą można wiele zdziałać.

David powlókł się do kuchni, kulejąc i przyłożył sobie do krzyża torbę mrożonego groszku. Ból dawał mu się we znaki.

Świetne samopoczucie i znakomite wyniki w pracy.

W gazetach było mnóstwo artykułów o zastrzeleniu Williama Sheffielda. Dziennikarze bombardowali rzecznika prasowego FBI twierdząc, że widzieli na miejscu wypadku dwóch agentów. Żądali wyjaśnienia, dlaczego Biuro interesuje się tą sprawą. Na razie Lairmore wystosował oświadczenie: „FBI służy pomocą lokalnej policji”. Oczywiście nikt tego nie kupił.

Lada chwila ktoś się dowie o śledztwie w sprawie Williama Sheffielda i Harpera Stokesa, a potem o wizycie Larry’ego Diggera w rezydencji Stokesów. Powiąże to z morderstwem, po czym zacznie się cyrk. A FBI zostanie postawione w niekorzystnym świetle: agenci zostawiają ślad nierozwiązanej sprawy. Zawsze spóźnieni, zawsze niezorientowani. W latach dziewięćdziesiątych FBI zaczęło zbierać cięgi, o czym Lairmore poinformował Riggsa i Chenneya tuż po piątej. Lepiej, żeby obaj szybko coś wymyślili, bo staną się pierwszymi agentami w historii FBI, odesłanymi do pilnowania parkometrów.

Zdarł sobie z szyi krawat, zrzucił marynarkę. Do diabła z Lairmore’em. Nie mógł zapomnieć o tej sprawie.

Dwadzieścia pięć lat temu Harper zawarł układ z Russellem Lee Holmesem. Coś się stało z Meagan, a Russell Lee miał to wziąć na siebie. Harper dostaje milion dolarów, córka Russella Lee dostaje dobry dom. Wszyscy są zadowoleni i żyją długo i szczęśliwie, dopóki Harperowi znowu nie zaczyna brakować pieniędzy.

Tym razem wpada na inny pomysł. Robi operacje zdrowym ludziom. Na pewno uważa, że nikomu nie dzieje się krzywda. Po morderstwie te oszustwa to bułka z masłem.

Ale tym razem nie zdołał zatrzeć za sobą śladów, a ten tajemniczy ktoś zamierzał go zdemaskować. Może „ktoś” chciał się zemścić za Meagan, odzyskać Melanie lub po prostu miał już śmiertelnie dość Harpera? Tak jak David. Facet zamordował córkę, a potem adoptował dziewczynkę i przez dwadzieścia lat hodował w domu tylko po to, żeby ją wydać policji. Ten człowiek nie ma serca.

Zadzwonił telefon. David podniósł słuchawkę w ułamku sekundy.

– Melanie? Chwila ciszy.

– David? Głos ojca.

– Tato? – powiedział David z rozczarowaniem. – Wszystko w porządku? Jest późno.

– Przepraszam. Nie chciałem… Ale nie mogłem się do ciebie dodzwonić. Dostałeś moje wiadomości? Zacząłem się martwić.

Ojciec był upokorzony i urażony. David skrzywił się ze znużeniem.

– Wszystko dobrze, tylko jestem zajęty.

– Masz dużo pracy? – Bobby Riggs wyraźnie się ożywił. – Mam pomysł na twoją broń.

– Mojej broni niczego nie brakuje. Pracuję z detektywem Jaksem. Kazał mi cię pozdrowić.

– A, Jax. Lubię go. Dobry człowiek. Dobrze strzela, ale gorzej od ciebie. Przyjedziecie na strzelnicę? – spytał z nadzieją. – Moglibyśmy się spotkać.

– Nie wiem. Na razie mam tu sporo roboty.

– Chodzi o tego lekarza?

– Aha.

W słuchawce zapadła cisza. David niespokojnie przestąpił z nogi na nogę. Zimna woda ciekła mu po krzyżu. Mógłby powiedzieć coś jeszcze. „Cześć tato, co u Red Soksów? Nie mów mi. To złamie nam serce”.

– Twój brat radzi sobie już lepiej – powiedział Bobby. – Posłał tego miotacza na ławkę, tak jak mu radziłem. I uruchomił nowego. Dobry chłopak, duży potencjał. Dziesięć wybić w drugiej grze.

– To dobrze.

– Pomalowałem dom. Na szaro, z granatowymi framugami. Czyli tak, jak było.

– Mogłeś mnie uprzedzić, pomógłbym ci.

– Nie trzeba, mam masę czasu. Interesy idą kiepsko. Znowu milczenie pełne napięcia.

– Jak twoje plecy? – rzucił niespodziewanie ojciec.

– Świetnie.

– Bierzesz te pigułki?

– Nie, nie trzeba.

– Jestem twoim ojcem. Nie możesz mi przynajmniej powiedzieć, co się dzieje?

David zwiesił głowę. Spojrzał na wielką nagrodę, wygraną w dniu, gdy ojciec przytulił go tak mocno, że omal nie pękły mu żebra. Znowu poczuł ból. I tym razem ten ból nie miał nic wspólnego z kręgosłupem. Zawiódł ojca, temu nie dało się zaprzeczyć. Mógł przejść do porządku nad wieloma rzeczami, ale nie nad tym.

– Jestem… jestem zajęty, tato – powiedział słabo. – Mam masę pracy. Muszę się brać do roboty.

– Aha. Oszustwo?

– I zabójstwo. Z trudem sobie radzę.

– Będzie dobrze. – W głosie ojca brzmiała pewność.

David zacisnął powieki.

– Tego nie wiesz. Tato, nie stałem się wspaniałym agentem. Jestem w wydziale przestępstw gospodarczych. Czytam raporty, nie zmieniam świata. Dziś pewna młoda kobieta musiała zastrzelić jednego faceta w obronie własnej, ponieważ popełniłem błąd. Teraz ucieka, przerażona, nieszczęśliwa i w ogóle, a to wszystko przeze mnie!

57
{"b":"101339","o":1}