Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Byłoby lepiej, gdybyś tego nie zrobiła, księżniczko. A ja powinienem był mieć dość zdrowego rozsądku, żeby do tego nie dopuścić – zrzędził José.

Nancy wypiła łyk ciepłej kawy.

– Zrobiłabym to także dzisiaj – stwierdziła z przekonaniem.

– Twój mąż nie byłby z tobą zgodny w tej sprawie – zadrwił.

– On wie, że byłeś cudownym ojcem dla mojego syna i cennym towarzyszem życia dla mnie. Drogi, uroczy, śmieszny, niezręczny, kochany José – jej głos zdradzał wzruszenie, gdy przytulała się do niego.

– Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą – zagrzmiał. – Wierzę, że nikt bardziej niż ty nie zasłużył na fotel syndyka tego miasta.

– Będę potrzebowała masy głosów – zaniepokoiła się.

– Będziesz je miała. Mamy wiele powiązań, jest wielu przyjaciół. Nie opuszczą cię.

– To będzie ostra walka – stwierdziła Nancy pozwalając, aby kołysał ją jak dziecko. – Jeszcze się nie zaczęła, a już grzmią armaty. A ja się boję, José.

– Wszystko będzie dobrze. Nie bój się – pocieszał. Znał siłę i determinację Nancy. – Pamiętaj tylko, żeby zawsze mówić prawdę – polecił jej. – Prawdę. Nigdy nie zapominaj o tym.

– Będę pamiętała – obiecała opierając czoło o jego ramię.

W chwilę później pożegnali się i kiedy Nancy zobaczyła go, jak znika za automatycznymi drzwiami, poczuła się strasznie osamotniona.

3

To Pete, najmłodszy syn, zapowiedział powrót ojca. Pierwsze cienie wieczora kładły się już na ładnych domkach dzielnicy willowej, niebieskie jeszcze niebo przeciął odważnie duży samolot. Pete rozpoznał dźwięk silnika forda w momencie, gdy samochód wyjechał zza rogu i skręcił powoli w drogę prowadzącą do domu.

– Tata jedzie – obwieściło podekscytowane dziecko, wbiegając do salonu.

Buck, duży owczarek alzacki, zaczął radośnie skomleć, ale zanim wybuchnął głośnym szczekaniem, Muriel rozkazała:

– Uspokójcie psa, albo niespodzianka się nie uda.

Pete rzucił się na Bucka i ujeżdżając go jak kowboj na rodeo, zmusił do milczenia. Dziecko i pies znalazły się na dywanie z nogami i łapami w górze. Muriel przymknęła drzwi pokoju, zgasiła światło i rozkazała dzieciom cicho siedzieć.

– Nie chcę słyszeć nawet muchy – nakazała.

Nawet świszczenie chorej na rozedmę płucną babci i sapanie psa ucichły. Zapanowała absolutna cisza. Silnik forda zgasł, trzasnęły drzwiczki i na ścieżce rozbrzmiały przytłumione trawą męskie kroki.

Klamka poruszyła się cicho, drzwi się otworzyły i natychmiast w holu rozległ się głos Arthura.

– Muriel, Pete, Guendalina, Harrison, Buck. Hej, jest tam kto!

Muriel, sympatyczna trzydziestopięciolatka o łagodnych oczach i włosach koloru zboża, obciągnęła na biodrach obcisłą sukienkę sprzed roku, która w ostatnich miesiącach stała się zdecydowanie za ciasna.

A niech to diabli, utyła! Po tej uroczystości zacznie się odchudzać.

Guendalina trzymała już rękę na wyłączniku światła.

– Guendy, bądź gotowa. Pozwól tacie otworzyć drzwi i wtedy zapal światło – szepnęła Muriel.

Eksplozja światła rozświetliła ozdoby świąteczne, zalśniło srebro, zatriumfowały kolorowe potrawy piętrzące się na tacach ułożonych na białym obrusie obszytym złotą nitką, a dzieci, żona i kochana matka zaintonowały „Happy birthday”; rozrzewniło to mężczyznę.

Arthurowi Beam udało się powstrzymać łzy, ale nic nie mógł poradzić na to, że podejrzanie błyszczały mu oczy. Ale czemuż miałby się wstydzić wzruszenia? Rodzina to wspaniała rzecz! Uścisnął Muriel, a dzieci otoczyły go hałaśliwą gromadką.

– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin – złożyła mu życzenia, podziwiając tego pięknego i fascynującego męża, ojca jej dzieci, mężczyznę, który nigdy jej nie skrzywdził i który zawsze, nawet w sytuacjach najbardziej intymnych, szanował ją.

Arthur uściskał również starą matkę siedzącą w fotelu; pochylił się ku niej, aby mogła go pocałować.

– Niech Bóg cię błogosławi, chłopcze – wyszeptała. – Dziś kończysz czterdzieści lat, ale dla mnie zawsze będziesz moim dzieckiem.

– Moja młoda, czarująca mama – schlebiał jej przytulając do siebie. Rzadko było mu dane przeżywać tak intensywnie szczęście. Arthur wzruszył się prezentami od dzieci, pogratulował Muriel wyboru złotych spinek, podziwiał wrażliwość matki, która przygotowała dla niego wspaniałą poduszkę. Zjadł ze smakiem kolację, odrywany często do telefonu. To krewni z Oregonu i Nebraski składali mu życzenia. Beamowie byli rozrzuceni po całych Stanach, a Arthur reprezentował interesy wielu z nich. Kierował mądrze i odważnie Beam amp; Cooper Inc. jako ich prokurent. Podczas ostatnich dwóch lat zwiększył znacznie obroty, uzyskując akceptację akcjonariuszy i ich nieograniczone zaufanie. Parę miesięcy temu mógł sobie pozwolić na zakup działki w Connecticut, gdzie rozpoczął budowę willi. Miał zamiar w ciągu roku opuścić Queens i przenieść się do nowej rezydencji, bardziej odpowiadającej jego nowej pozycji poważnego biznesmena.

Dzieci były już w łóżkach, kiedy Arthur wyszedł z Buckem na wieczorny spacer. Pies, poczuwszy wolność, jak zwykle zaczął spacer od szalonego biegu tam i z powrotem po alejce, aby wreszcie wyruszyć na inspekcję, która oddaliła go od pana.

Na horyzoncie, od strony lotniska mrugały światła lądujących i startujących samolotów. Mężczyzna, nareszcie sam, oddał się miłym rozmyślaniom – przyjazd do domu, rodzinne ciepło, radość zabawy. Nad wszystkim ciążyło jednak męczące wspomnienie dziewczyny, Włoszki z pochodzenia. Nazywała się Cory czy Connie? Nie pamiętał dokładnie. Natomiast nie mógł zapomnieć, że ta idiotka rozłościła go. Tego samego popołudnia, parę godzin wcześniej z Susan, szampańską blondynką niedawno przyjętą do biura, wszystko było takie proste. Naturalnie ona również, jak i inne, oburzyła się, gdy zamknął na klucz drzwi biura działu sprzedaży, kiedy już wszyscy poszli do domu. Wystarczyło jednak dać jej cztery razy po buzi, aby się uspokoiła.

Później już nie protestowała. Odwrotnie, mógłby przysiąc, że pod koniec podobało jej się. Wszystkie były takie same kurwy, udawały, że tego nie lubią, a tak naprawdę świetnie się bawiły. Tylko ta Cory czy Connie, czy jak jej tam do diabła na imię, nie poddała się i czuł na sobie jej spojrzenie pełne nienawiści, pałające żądzą zemsty. Wstrętna wiedźma! Kto wie, z iloma mężczyznami się zadawała, a z nim odgrywała komedię dziewicy.

Od tej pory powinien być ostrożniejszy w wyborze dziewczyn. Był poważnym człowiekiem interesów i musiał dbać o reputację. Wystarczy małe potknięcie, aby uchyliły się drzwi do jego sekretnego życia. I wtedy lata pracy poszłyby na marne. Zadrżał ze strachu przed tą ewentualnością. Szybko jednak odrzucił te przykre myśli, przywołując obrazy niedawnej uroczystości, i błogo wdychał ostre powietrze wiosennego wieczoru. Był szczęśliwym człowiekiem. Dostrzegł samochód, który w ciemnościach podjechał do chodnika, gdy było już za późno na ucieczkę. Dwaj silni mężczyźni wciągnęli go do auta. Ich ręce były twarde jak stal, a gdy chciał zagwizdać na Bucka, by przyszedł mu z pomocą, jakaś ręka zatkała mu usta, tak że nie mógł wydobyć żadnego dźwięku.

– Uspokój się, przyjacielu – nakazał mu głos pełen sarkazmu. – Będziemy szybcy i zasadniczy. Czysta robótka, taka że przejdzie ci ochota na gwałcenie dziewcząt. A propos, Connie przesyła ci pozdrowienia.

Arthur próbował uwolnić się, ale nie udało mu się przesunąć nawet o milimetr. Podczas gdy jeden trzymał go mocno, ręce drugiego dobrały się do zamka błyskawicznego jego spodni. Chryste, czego od niego chcieli? Co mu się do diabła przytrafiło? Poczuł jądra w kleszczach silnego uchwytu, błyskawica bólu rozdarła mu wnętrzności, rozsadziła czaszkę.

Kiedy odzyskał przytomność, Buck dyszał mu w twarz. Leżał na chodniku, gołym brzuchem dotykał kamienia, szarpany bólem nie do zniesienia.

W tym momencie ujrzał przestraszoną twarz Connie Corallo, brunetki włoskiego pochodzenia, która patrzyła na niego oczami przepełnionymi nienawiścią i żądzą zemsty.

4

Nancy przypięła na ramieniu rubinową broszę, drapując suknię z czarnej krepy i łagodząc dzięki jej blaskowi bladość twarzy. Oceniła rezultat w lustrze i wyglądała na usatysfakcjonowaną wizerunkiem uśmiechniętej kobiety, której nikt by nie dał czterdziestu pięciu lat. Biologia i data urodzenia pozostawały w widocznej sprzeczności. Wygląd zewnętrzny przekazywał osobowość zwycięską, energię, godny pozazdroszczenia stan zdrowia Nancy. W życiu szła naprzód rozpychając się łokciami, otwierając nieznane wielu innym przejścia, by wymknąć się z zastawianych sideł.

Poznała dobro i zło, ból i radość. Niespotykany instynkt, który prowadził ją w życiu od okresu dzieciństwa i młodości, często chronił ją przed niebezpieczeństwem. Tajemnica tych odległych czasów była znana tylko José Vicente Dominici. Jej aktualny mąż i syn Sean niewiele wiedzieli o jej przeszłości. Tak, wizerunek odbity przez lustro był naprawdę przyjemny. Krótka suknia, w kształcie tuniki, podkreślała sylwetkę zwinną, o miękko zarysowanych liniach, czarne pończochy i czerwone zamszowe pantofelki ozdabiały parę wspaniałych nóg. Jej szare oczy były spokojne i pogodne. Nancy była gotowa na przyjęcie najsławniejszej aktualnie wysłanniczki „New York Magazine”, aby udzielić jej wywiadu, który przeczyta cała Ameryka, a prasa na całym świecie dokona przedruku.

Wyjęła pudełeczko z kasy pancernej, otworzyła i rozbłysnął czysty, aksamitny rubin wraz z perłą o księżycowym blasku, dzieło Bulgariego, pierścionek na mały palec, który podkreślał piękno jej dłoni.

Zamknęła kasę pancerną i po naciśnięciu przycisku wysunęła się lakierowana drewniana ścianka imitująca przedłużenie szafy. Banalna skrytka, którą nawet złodziej amator odkryłby bez trudu. Ale systemy bezpieczeństwa w domu były o wiele skuteczniejsze: poczynając od strażników, którzy zmieniali się co cztery godziny i z dwupiętrowego domu państwa Carr czynili fortecę nie do zdobycia.

Nancy zeszła do salonu, w którym Taylor czytał „USA Today”. Mężczyzna podniósł się i z uśmiechem zachwytu wyszedł jej na spotkanie.

– Jesteś doskonała – to odpowiednie określenie – powiedział biorąc jej dłoń i unosząc do ust.

6
{"b":"95078","o":1}