Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Dzisiaj

1

Mark Fawcett przesunął ręką po czole, jakby chciał odegnać zmęczenie, przestrach, niedowierzanie. Wyznanie Nancy wstrząsnęło nim. Profesor Taylor Carr, pozostający poza podejrzeniem, arystokratyczny mąż tej kobiety honoru ukazywał się nagle w bulwersującym świetle.

– Teraz, panie Fawcett, wie pan wszystko – Nancy skierowała się do drzwi. – Niech pan troszkę odpocznie. Zawołam pana, kiedy przyjdzie czas.

Mark podniósł się, wyciągnął do niej rękę, aby ją zatrzymać.

– Proszę, niech pani poczeka. Niech pani nie odchodzi – poprosił. – Jeszcze nie.

Ciekawość zwyciężyła zmęczenie i strach.

Odwróciła się do niego z pytającą miną. Miała postawę królowej, ale na twarzy widać było oznaki przegranej. Może dobijając do końca swojej wielkiej przygody zdała sobie sprawę, że gra nie była warta świeczki, że zbrodnia i cierpienia nie zawsze popłacają.

– Co jeszcze? – zapytała twardo.

– Więc profesor Carr kochał panią aż do tego stopnia? Kazał zabić dziennikarkę polującą na sensację, aby przejąć nagranie, które mogłoby panią skompromitować?

Spojrzała na niego najpierw ze złością, potem ze współczuciem.

– Ależ co pan zrozumiał? Profesor Carr posłużył się Nathalie Goodman, żeby podciąć mi skrzydła, żeby przeszkodzić mi w wyścigu do City Hall. Ponieważ postawił na innego konia.

– Czy próbuje mnie pani przekonać, że ten oddany towarzysz, zasłużony profesor, przystojny, poza wszelkimi podejrzeniami mąż, mężczyzna, który czekał lata całe, żeby panią zdobyć, potomek arystokratycznej rodziny jest mafioso? I ja mam w to uwierzyć? – był głęboko wstrząśnięty.

– Jeśli pan w to nie wierzy, to jak mają w to uwierzyć pańscy czytelnicy, jeśli nawet uda się panu opublikować tę historię? A przecież to jest ta obiecana prawda. Taylor Carr jest głową ośmiornicy. Jest menedżerem, kieruje akcjami i obmyśla strategie mafii. To on jest capo dei capi, od Nowego Jorku po Palermo.

Nancy zbliżyła się do Marka, ściszyła głos i kontynuowała:

– Tak zwani capifamiglia, szefowie rodzin, ci o których wy, dziennikarze, tak chętnie opowiadacie, to pionki na szachownicy. Osobistości, które się już przeżyły. Ręka, która porusza sznurkami interesów nowej mafii, która weszła do banków, na giełdy, należy do międzynarodowych spółek i jest obecna na wysokich szczeblach polityki – to arystokratyczna ręka Taylora Carra. On wie wszystko i o wszystkich. Znał każdy szczegół mojego życia. Pragnął mnie, stracił dla mnie głowę od pierwszego spotkania w Yale. A może chciał mnie, ponieważ mężczyznę takiego jak on mogła pociągać tylko taka kobieta jak ja – roześmiała się smutno. – Przypadek, tylko przypadek, który nigdy nie jest banalny i ma swoją żelazną logikę, pozwolił mi odkryć tę grę – Nancy miała dziwne spojrzenie. Dziennikarzowi wydawało się, że w jej oczach błysnęło szaleństwo. A może to on zwariował?

– Taylor bez problemów mógł dostarczyć Goodman szczegółów, które miały mnie skłonić do rezygnacji – podjęła Nancy. – Ona zresztą nie chciała niczego więcej. Użył jej i wyrzucił jak niepotrzebną chusteczkę do nosa.

– Do tego stopnia mąż panią nienawidził?

– Osobiste uczucia się nie liczą. Taylor mnie kochał. Po prostu nie chciał, żebym została syndykiem. Znał mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy nie zaakceptowałabym jego gierek.

Mark niczemu się już nie dziwił, od kiedy został wciągnięty w tę historię.

– Pokonała pani tysiące przeszkód – argumentował – a kiedy odkryła pani rolę męża w tej historii, zeszła pani ze sceny. Czy tak?

– Wyskoczyłam z jadącego pociągu, bo chciałam przeżyć. Zabrakło mi powietrza. W końcu, panie Fawcett, tutaj, na tej wyspie są moje korzenie. I tutaj chciałam wrócić. Jak moja matka i moja babka.

– To mogę zrozumieć – przyznał Mark. – Ale klasztor… dlaczego?

Nancy miała znów triumfujący wyraz twarzy.

– Ponieważ sądzę, że wiara jest potrzebna – jej twarz rozświetliła się. – Wierzę, że człowiek potrzebuje religii, która jest jedyną siłą zdolną obronić nas przed strachem, wynikającym z niezrozumienia przerastającej nas tajemnicy nieskończoności. A poza tym pięćdziesiąt lat to początek i koniec. Pół wieku to szalona chęć działania i poczucie niepokojącej niemożności. To nowy wymiar czasu.

– Co chciała mi pani powiedzieć zeszłej nocy, kiedy opuszczałem klasztor?

– Że właśnie odkryłam mikrofon ukryty w lampie w rozmównicy, w której odbywały się nasze spotkania. Macki ośmiornicy docierają wszędzie – powiedziała z gorzkim uśmiechem. – Bałam się o pana. Dlatego postanowiłam wezwać Taylora.

– Wybitny płatny morderca do ofiary godnej szacunku – powiedział obojętnie, jakby mówił o kimś innym.

– Pan jest pod moją opieką, panie Fawcett – zapewniła go. – Daję panu moje słowo honoru, że nic się panu nie stanie. Nikt nie odważy się skrzywdzić pana – zagwarantowała zamykając powoli drzwi.

Wyłaniając się z trudem z męczącego snu, Mark Fawcett usłyszał wzywający go głos. Później poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Udało mu się wreszcie wyrwać z niezrozumiałych koszmarów sennych i otworzyć oczy.

– Spał pan cały dzień, panie Fawcett – przywitał go serdecznie. – Idę na kolację. Zechce mi pan towarzyszyć?

Mark przetarł oczy, usiadł i rozpoznał osobę. Widział go już kilka dni temu, kiedy razem z Giannim Ricci podjechali prawie pod samą willę. Przypomniał sobie opowiadanie Nancy i odniósł wrażenie, że zna go od zawsze. Był to José Vicente Dominici.

– Gdzie ona jest? – zapytał mając na myśli Nancy. Spuścił nogi z łóżka i przeczesał włosy palcami.

– Odjechała – odpowiedział olbrzym. – Zostaliśmy sami.

Wskazał na ubranie i bieliznę leżące na krześle.

– Może się pan przebrać, jeśli pan chce. Łazienka jest tam… – dodał pokazując na drzwi. – Czekam w kuchni. Zazwyczaj tam jadam.

Mark spał przez osiem godzin z rzędu, ale nie pozbył się uczucia zmęczenia i zamętu. Co się wydarzyło w tym czasie? O czym rozmawiali Nancy i jej dwóch mężów? Co będzie z nim? Gorączkowo szukał myśli, której mógłby się uczepić i uzyskać jakąś pewność. Znajdował się jednak w labiryncie i kiedy już wydawało się, że znalazł wyjście, napotykał swój strach. Zdumiał się na widok łazienki, bardziej w stylu Hollywoodu niż małego sycylijskiego miasteczka. Golenie sprawiło mu przyjemność. Po prysznicu poczuł się lepiej. Włożył spodnie i sportową marynarkę stwierdzając z satysfakcją, że pasują jak ulał, tak samo jak bielizna i koszula.

Kiedy stanął w drzwiach kuchni, José kroił chleb. Służąca w obłokach pary odcedzała makaron. Olbrzym dał znak kobiecie, która pozostawiła ich samych. Potem zaprosił go do stołu nakrytego na dwie osoby.

– Mówią, że jestem dobrym kucharzem – wyjaśnił polewając spaghetti, wyłożone na duży półmisek, sosem z czosnku, oliwy i papryczki.

– Pachnie zachęcająco. Pana wielbiciele mają chyba rację – odrzekł Mark próbując gorączkowo znaleźć pretekst, aby powrócić do jedynego interesującego go w tym momencie tematu.

José nałożył mu sporą porcję.

– Proszę spróbować i powiedzieć mi, czy to nie jest dzieło sztuki – rzucił mu wyznanie, przekonany o doskonałości potrawy.

Wydawało się, że dymiący, apetycznie pachnący makaron jest najważniejszą dla niego rzeczą.

– A jak ja zostanę przyprawiony, panie Dominici? – zapytał dziennikarz rozkładając wykrochmaloną serwetkę i za przykładem pana domu wsadzając ją za kołnierzyk koszuli.

– Właśnie tak należy to robić – ucieszył się José. – Spaghetti należy jeść odpowiednio się zabezpieczając. Niech pan spróbuje – nalegał.

Mark z trudem nawinął spaghetti na widelec i podniósł do ust. Żuł powoli, smakując, ale nie odczuł żadnej przyjemności. Makaron był niedogotowany, pikantny i ostry. Wypił spory łyk czerwonego wina, ale nie poprawiło to sytuacji.

– No i? – nalegał José – Jakie jest?

– Boskie – skłamał Mark kaszląc i czerwieniejąc. Ostry zapach papryczki szczypał w oczy.

– Nie umie pan kłamać – zaśmiał się głośno pan domu.

– Pan natomiast zręcznie unika odpowiedzi.

– To prawda – przyznał José. – Ale mogę panu teraz odpowiedzieć. Pan nie będzie przyprawiony w żaden sposób. Czuje się pan zagrożony, ponieważ naczytał się pan fantastycznych artykułów na temat mafii. Wróci pan spokojnie do Nowego Jorku. I napisze swój artykuł – dodał obojętnie, poświęcając całą swoją uwagę dużej porcji spaghetti, którą wziął do ust, żując z satysfakcją. – Szkoda, że nie jest pan w stanie docenić tego dania.

– Pan bardzo dobrze wie, że zabrano mi taśmy – zwrócił mu uwagę Mark ignorując spaghetti. – A poza tym gazeta nie jest już zainteresowana wywiadem.

– Powiedziałem: artykuł, a nie wywiad – sprecyzował olbrzym. – Zawsze to jednak sensacja: mecenas Nancy Pertinace w klasztorze. I będzie pan mógł w ogólnych zarysach opowiedzieć jej historię. Tę, którą znają wszyscy, także pan. Nancy jest całkowicie pewna, że będzie pan umiał odróżnić rzeczy, które można opowiedzieć od tych, które należy zapomnieć.

Nalał sobie czerwonego wina i z widoczną przyjemnością wypił kilka łyków.

– Będę miał w każdym razie mój scoop. To chciał pan powiedzieć? – zapytał z lekką ironią.

José nie zwrócił uwagi na tę replikę.

– W gruncie rzeczy po to przyjechał pan na Sycylię, czyż nie?

– To dlaczego Nancy opowiedziała mi swoje życie, jeśli od początku wiedziała, że nie będę mógł tego wykorzystać?

José podniósł się, wyjął z piecyka talerz z kulkami ryżowymi i postawił na stole.

– Niech pan spróbuje. Te nie są pikantne. I niech pan przestanie zastanawiać się nad zachowaniem Nancy. Nancy jest posłuszna gwiazdom, które nie chcą nas znać. Jej logika wyklucza nas.

– To znaczy że historia, którą mi opowiedziała, jest prawdziwa?

– Jeśli pan ją za taką uważa – odrzekł szybko. – Musi się pan jednak pospieszyć z kolacją, jeśli mamy wyruszyć.

Mark zauważył, że mężczyzna nie miał tego ojcowskiego, łagodnego tonu, o którym Nancy mu mówiła. Dobry olbrzym z opowiadań zakonnicy zmienił się w despotycznego i niecierpliwego osobnika.

61
{"b":"95078","o":1}