Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Przeszłość

1

Stara kobieta, drobna, niska, dumnie wyprostowana, w prostej czarnej sukni do kostek, spoglądała wokół siebie czarnymi, żywymi oczami szukając dla nich oparcia. Nie było nic znajomego w tym luksusowym otoczeniu, w błyszczących twarzach, podnieconych spojrzeniach, wrzawie towarzyszącej zabawie.

Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, uszczęśliwionych na siłę, jakby miał to być rewanż za trudy codziennego życia.

Było coś sztucznego w tym ogólnym rozradowaniu.

Starą kobietę o nieprzeniknionej twarzy, miękkich, siwych włosach zebranych w koczek na karku, trawiła tęsknota. Usta jej zastygły w ledwie dostrzegalnym uśmiechu, dobrym na każdą okazję – rozgrzeszenia i kary, nagany i pochwały. Jednej rzeczy była pewna Anna Pertinace. Ten nowy, chaotyczny świat, kolorowy i nieznany, został stworzony nie dla takich ludzi jak ona.

Anna i Salvatore, wnuczęta, dla których została zorganizowana ta uroczystość, należeli już do tego tajemniczego świata, na którego zbadanie ona nie miała ochoty, siły ani możliwości. Pozwalała się nieść prądowi w tym zdradliwym morzu, ryzykując utonięciem.

– Annina, jaki piękny prezent sprawił ci twój ojciec chrzestny – pochwaliła babcia. – Mogę zobaczyć? – zapytała wyciągając silną, kościstą rękę, sękatą niczym gałąź oliwna, po złoty medalik, zawieszony na łańcuszku, który błyszczał na białym tiulu sukienki do pierwszej komunii. Delikatnie, pobożnie pogładziła rysunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem.

– Mamo, bardzo proszę, nie nazywajcie jej Anniną – rzuciła surowo Addolorata. Synowa mówiła urażonym tonem.

– Moja córka nazywa się Nancy – sprecyzowała kobieta. – Żyjemy w Nowym Jorku od dziesięciu lat, a wy nie nauczyliście się ani jednego amerykańskiego słowa.

Starsza pani podniosła nieprzeniknione spojrzenie na tę piękną, zarumienioną synową o ognistych oczach. Addolorata nosiła smutne, antyczne imię, kontrastujące z jej bujną młodością i pragnieniem palenia za sobą mostów, zacieraniem śladów biedy i wyrzeczeń. Wokół niej natomiast celebrowało się przeszłość z nostalgią charakterystyczną dla osób pragnących dodać godności własnym korzeniom, których znaczenie rośnie w miarę oddalenia się od nich. Przeszłość w gruncie rzeczy to jedyna stała rzecz w życiu, na której można budować mity pomagające żyć.

– Spróbuję zapamiętać – odpowiedziała niewzruszona staruszka, która godziła się z żelazną wolą synowej, której niebezpieczną urodę dostrzegała, ale miała jej jednak za złe brak pokory. Addolorata nie ukrywała swej urody, nie przepraszała za nią. To tej kobiecie jej syn zaprzedał swą duszę i zgodził się na przenosiny do Nowego Świata, w którym ona, jego matka, nie umiała się odnaleźć. W Castellammare del Golfo, gdzie się urodziła i żyła przez pięćdziesiąt lat, morze było po drugiej stronie kamienistej ścieżki biegnącej przez gaj oliwny, było łagodne, uspokajające, pełne zapachów i błękitu. Nie miało tej dzikiej agresywności oceanu, zapamiętanej z męczących dni podróży morskiej, oceanu, który trzymał w pułapce to cmentarne, niegościnne miasto i był gotowy zimnymi podmuchami wiatru zmienić łagodną wiosnę w surową zimę.

Anna Pertinace po raz ostatni widziała ocean schodząc ze statku w Ellis Island dziesięć lat temu. W Brooklynie, gdzie mieszkała, był tylko cement, domy o żelaznych schodach, olbrzymie zbiorniki na dachach, ruchliwe ulice, słowa i czyny niezrozumiałe dla niej. Nie rozpoznawała nawet swoich rodaków osiadłych tu od dawna, którzy mówili mieszanką językową tak różną od ich miękkiego, bogatego w modulacje i odcienie dialektu, w którym jeden dźwięk, sylaba, wyrażały nieskończoną ilość uczuć. Nancy, pierwsza wnuczka, którą wciąż nazywała Anniną, urodziła się na Sycylii i nosiła jej imię, słuszne imię, prawdziwe, chrześcijańskie. Nancy było według niej imieniem dobrym dla aktorki, pachniało grzechem. Również imię chłopca, który urodził się dwa lata później w Ameryce, Salvatore, zostało przekręcone na Sal.

– Ja też dostałem piękny prezent – wtrącił się Sal, stając między babką i matką, bardzo uważając na swoje białe komunijne ubranko. Po raz pierwszy Sal miał na sobie długie spodnie, marynarkę i krawat. Trzymał wysoko, nieruchomo, zgiętą w łokciu lewą rękę, aby wszyscy mogli podziwiać nowy złoty zegarek na skórzanym pasku.

– Dobre dla bogaczy – skomentowała babka z surowością i lekką naganą.

Toasty, rozmowy, plotki krzyżowały się w powietrzu gęstym od słów. Wpadające przez okno światło zmieniało natężenie i kolor pod wpływem drgań powietrza.

– Nigdy nie jesteście zadowoleni, mamo – podjęła nieprzyjaźnie synowa.

– Złoty zegarek dla małego dziecka – odparła – jaki to ma sens?

Tony Croce zorganizował z wielką pompą uroczystość pierwszej komunii chrześniaków i nikt się temu nie dziwił, ponieważ Tony Croce był bogaty, był kawalerem i z wielu jeszcze innych powodów. Ale Anna Pertinace nigdy nie żywiła specjalnej sympatii dla tego kuzyna synowej.

Rodzina Pertinace, przyjaciele, znajomi zostali zaproszeni przez Toniego do jego restauracji na Manhattanie, do pizzerii Castellammare na Czterdziestej Drugiej ulicy, zamkniętej tego dnia dla klientów, aby ugościć wesołą kompanię. Kucharz przygotował spaghetti z sardynkami, bakłażany z pulpetami, kulki ryżowe smażone na pachnącej oliwie z sycylijskich oliwek.

Cukiernik wyczarował smakowite rurki z serem i piętrowy tort migdałowy ustawiony na oddzielnym, małym stoliku tak, aby każdy mógł podziwiać wspaniałą dekorację. Dwie cukrowe figurki przedstawiały Nancy i Sala w białych komunijnych strojach.

– Tort młodej pary – skomentowała dama o policzkach zaczerwienionych od dobrego jedzenia i trunków.

Kobiety obnosiły nowe suknie kupione na tę okazję u Macy’s lub u Lord amp; Taylor, popisując się według możliwości bądź biżuterią niedawno zakupioną, bądź też skromnymi naszyjnikami z korali przywiezionymi z odległej wyspy.

Wszystkie z wyjątkiem Anny Pertinace paradowały w obowiązkowych kapelusikach, trochę oryginalnych, trochę śmiesznych. Mężczyźni byli w marynarkach i pod krawatem. Przyjęcie miało smak odległej ziemi, która zmusiła ich do emigracji. Najstarsi podlewali winem tęsknotę, która niebezpiecznie błyszczała w ich oczach. Gitara, akordeon, mocne sycylijskie wino zwiększały wzruszenie wywołane starymi piosenkami. Nancy zostawiła połowę porcji bakłażanów na talerzu. To pikantne i smaczne danie szybko ją zmęczyło i zamiast zjeść do końca, tak jak wymagała tego matka, poszła na drugi koniec stołu, aby porozmawiać z ojcem.

Stara Anna obserwowała syna Calogero i wnuczkę połączonych wzruszającym porozumieniem wykluczającym obecność innych. Calogero Pertinace miał czterdzieści trzy lata, był przystojnym, wysokim, smukłym mężczyzną o uśmiechniętej, proporcjonalnej twarzy, ciemnych, gęstych włosach, łagodnych i dobrych oczach, ciepłym, prawie kobiecym spojrzeniu. Miał uprzejmy sposób bycia, powolną i uroczystą gestykulację.

Nancy bardzo przypominała ojca. Już teraz można było w niej dojrzeć zalążek wspaniałej kobiety. W wielkich, szarych oczach tliła się niepowstrzymywana żądza życia. Grecki nos dodawał uroku, usta szerokie i miękkie współgrały z doskonałym owalem twarzy. Włosy miała czarne, gęste i błyszczące jak jedwab, zamyślony wyraz twarzy osoby dojrzałej, kontrastujący z jej dziecinną sylwetką.

– Podoba ci się przyjęcie? – uśmiechnął się Calgero podnosząc do ust rączkę córki, aby złożyć na niej pocałunek.

– Bardzo, tato – odpowiedziała wygładzając załomki tiulowej sukienki, która upodobniała ją do małej panny młodej.

Ta suknia bardzo jej się podobała. Bardziej od prezentów, jakie otrzymała tego dnia: kompasu w czarnym pudełeczku wyściełanym aksamitem, mszału ze złoconymi brzegami, oprawionego w białą skórę, elektrycznego żelazka, książki „Serce”, która tak wzruszała jej ojca i której nigdy nie przeczyta, ponieważ poza amerykańskim znała tylko sycylijski.

– To idź, dokończ swoje danie – zachęcił ją ojciec.

– Tato, dlaczego nie zaśpiewasz dla mnie? – prosiła tym błagającym spojrzeniem, któremu Calogero nie potrafił się oprzeć. Nancy kochała ciepły, smutny głos ojca, kiedy śpiewał pieśni tej ziemi, którą znała tylko z opowiadań rodziców.

– Tobie nikt nie może odmówić – zgodził się. Był człowiekiem uprzejmym, z rezerwą, Calogero Pertinace, i tylko w swoim domu czuł się swobodnie. Kiedy wieczorem przy kolacji spoglądał na żonę i dzieci siedzące przy stole, czuł się w pełni szczęśliwy. Obecna sytuacja stanowiła dla niego maksimum aspiracji. Niewiele było rzeczy pewnych w jego życiu. Jednej był jednak pewien: że Nancy będzie kimś, wspaniałą kobietą.

– Pewnego dnia będziesz miała świat u swoich stóp – często powtarzał to dziewczynce.

Nancy powróciła na swoje miejsce i trąciła łokciem brata.

– Teraz będzie śpiewał tata – zapowiedziała. Była pewna, że wszyscy będą słuchali go chętnie i oklaskiwali z entuzjazmem. Chciała, aby ci ludzie zapamiętali jej ojca, także dlatego, że od przybycia do restauracji uwaga skupiała się na niej i jej bracie, a przede wszystkim na „wujku” Tonim, ich ojcu chrzestnym.

Nancy lubiła Toniego Croce. Był rozrzutny w prezentach dla niej i Sala. To był jego sposób wyrażania uczuć, bez wylewności i miłych słów. Wszystko, co robił, miało w sobie coś z popisywania się. Wspaniałe prezenty podkreślały bogactwo, z którego był dumny, zyskiwały mu sympatię wszystkich, również matki Nancy, która na jego widok czerwieniła się, co czyniło ją jeszcze piękniejszą.

Calogero, akompaniując sobie na gitarze, zaintonował piosenkę o przejmującej historii miłosnej ryby-włócznika. W lokalu ucichły rozmowy, zapadła absolutna cisza. Wszystkie spojrzenia były skierowane na niego. Goście przestali jeść, dzieci przerwały zabawę. Starsi zamarli z widelcem zawieszonym w powietrzu, ze wzruszeniem w oczach, niektórzy pozwolili płynąć łzom. Jutro nikt nie będzie o tym pamiętał, zajęty pracą i obowiązkami dnia powszedniego, ale teraz było przyjęcie, było mocne sycylijskie wino wzmagające tęsknotę, były szarpiące serce akordy gitary, dobrze ustawiony głos Calogero Pertinace. Zniknęła Czterdziesta Druga ulica, a na jej miejsce pojawił się obraz kamienistego zaułku, pobielałych od słońca domów, sylwetek kobiet w biednych czarnych strojach, poruszających się powoli i dostojnie. Wreszcie pieśń się skończyła i wybuch oklasków roztrzaskał delikatny kryształ, w którym odbijały się wspomnienia.

12
{"b":"95078","o":1}