Frank potrząsnął głową bezradnie.
– Powiedz mu, że jest mi potrzebny. Potrzebuję wszystkich, również złodziei takich jak Valenza. Przyjdzie czas, kiedy każdy dostanie to, na co zasłużył.
Kiedy wypowiadał te ostatnie słowa, jego spojrzenie złagodniało, ponieważ wiedział, że również Nearco będzie musiał zapłacić.
– Teraz – zakończył – musimy myśleć o tym, jak sprowadzić chłopca do domu całego i zdrowego.
Sean przyjechał do willi w Greenwich jako pierwszy. Nancy wybiegła mu naprzeciw i ukryła się w jego ramionach.
– Nie zostawiaj mnie, kochany. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj – szeptała mu na ucho, z trudem powstrzymując łzy.
– Naprawdę nic ci nie zrobili? – zapytał biorąc jej piękną twarz w swoje ręce i patrząc jej intensywnie w oczy.
Telefon Nearco wyrwał go ze snu i marzeń. Śnił o Nancy i wdychał jej zapach pozostawiony na poduszce.
– Joe La Manna porwał mojego syna. Nancy była z nim. Wróciła z przesłaniem – zaatakował go Nearco jak tylko odezwał się zaspanym głosem.
Wyskoczył z łóżka w jednej chwili przytomny. Spał bardzo krótko, może wszystkiego ze dwie godziny. Po odwiezieniu Nancy do Greenwich wrócił do Nowego Jorku, zwolnił kierowcę i kręcił się po opustoszałych ulicach myśląc o niej. Był zakochany w Nancy, tak jakby była pierwszą kobietą w jego życiu i jedyną kobietą na świecie. Przez lata całe nosił w sobie jej obraz, zabraniając sobie kochać ją.
Teraz poddał się namiętności. Od tej chwili, kiedy Nancy była wreszcie jego, nie zrezygnowałby z niej za żadne skarby świata. Wrócił do domu kiedy już świtało. Zasnął, gdy nieprzyjemny, zaniepokojony głos Nearco przywrócił go do twardej rzeczywistości.
– Jak się czuje? – zapytał myśląc o najgorszym. Był już na nogach, słuchawkę leżącą na ramieniu przytrzymywał brodą, i zaczynał się ubierać.
– Lepiej od Dudleya. Dostał w głowę.
– A Carmine?
Również Sean znał rozkaz ojca, aby pilnować Juniora.
– Miał inne zadanie – Nearco wyznał półprawdę.
– Przyjeżdżam natychmiast – zakończył Sean.
Teraz, kiedy trzymał delikatnie jej twarz w swoich rękach, zaczął drżeć. Po raz pierwszy bał się o kogoś.
– Moje biedne maleństwo – wyszeptał.
– Naprawdę, nic mi nie zrobili – próbowała go uspokoić. – Chcieli Juniora. Ja nie jestem nic warta, nie nadaję się na towar wymienny – dodała z gorzkim uśmiechem.
– Jesteś bardzo cennym i rzadkim okazem – wyszeptał jej wprost do ust i poczuł wzbierające w nim pożądanie, ale nie mógł jej pocałować. Nie tutaj. I nie w tym momencie.
– Co będzie z Juniorem? – zapytała zaniepokojona Nancy.
– Co będzie z nami? – zastanawiał się Sean. Problem chłopca wcześniej czy później zostanie rozwiązany. To tylko kwestia ceny, którą trzeba będzie zapłacić. Jego historia z Nancy natomiast nie miała rozwiązań, nie miała ceny i nie przewidywała szczęśliwego zakończenia.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją.
– Też tak sądzę – przyznała. – Ale tymczasem pragnę cię bezwstydnie. Powinnam płakać, rozpaczać, myśleć o Juniorze i Franku. A pragnę tylko ciebie, jakbyś był całym moim życiem.
– Ja też cię pragnę. I nie wstydzę się tego.
W suterynie willi urządzono wielki salon, salę z bilardem i szereg saloników z niskimi i długimi oknami zasłoniętymi gęstymi firankami. Schody prowadzące na dół były tuż obok, wabiły przyjacielsko i nieodparcie.
Sean wziął Nancy za rękę, nie potrzebował jej niczego tłumaczyć. Zeszli po stopniach, przeszli przez salon i gdy doszli do pierwszego saloniku, padli na kanapę pokrytą żółtym atłasem. Sean objął Nancy i poczuł, jak rośnie jego namiętne, pulsujące pożądanie. Pragnienie złączenia się było tak silne, że nawet myśl, że ktoś mógłby ich zaskoczyć, nie była w stanie zgasić tych kolorowych fajerwerków, które wybuchały w ich wnętrzu. Słowa szeptane z miłością rwały się, zanikały w przyśpieszonym oddechu, aż słychać było tylko westchnienia i bicie serca. Ekstaza Nancy przeszła w cichy, delikatny płacz niczym w tęczę, która w niej falowała.
Kiedy wynurzyli się z tego zamętu doznań, spojrzeli sobie w oczy i uśmiechnęli się.
– Frank czeka na ciebie w gabinecie – przypomniała Nancy.
– Chodźmy, księżniczko – zaprosił ją Sean podając jej rękę.
Frank Latella zreasumował pokrótce fakty.
– Musimy działać z maksymalną ostrożnością – zalecił ludziom ze swojego sztabu. – To sprawa bardzo delikatna. Im mniej szumu, tym lepiej. Nie możemy włączyć w to innych rodzin ani prosić o pomoc. Tu chodzi o życie chłopca. Musimy sami to załatwić.
Wszyscy zastanawiali się nad powodami, które zmusiły La Mannę do przerwania rozejmu w tak obrzydliwy sposób, który łamał wszelkie zasady i zapowiadał pojedynek do ostatniej kropli krwi. Nie było wątpliwości co do wyniku pojedynku. Jeden z przeciwników nigdy się nie podniesie. Nikt nie odważył się poprosić o wyjaśnienia. Każdy był przekonany, że Frank Latella zna powody i że zapozna ich z nimi, kiedy uzna za stosowne.
– Mój wnuk został porwany cztery godziny temu – podjął Frank sprawdzając godzinę na zegarku, który wyciągnął z kieszonki kamizelki. – I jeszcze się nie odezwali. To jasne, że La Manna bawi się trzymając nas w niepewności. Teraz on jest górą. W tej chwili mamy związane ręce. Możemy tylko czekać – dodał nakręcając zegarek.
– Czy domyślasz się, czego mogą zażądać? – odważył się José Vicente.
– Domyślam się. Wszyscy będziemy się musieli do tego przyzwyczaić – odpowiedział Frank. – La Manna zażąda mojej głowy. Mamy porachunki jeszcze z czasów komisji Kefauvera. Najbardziej gorzką pigułkę musiał przełknąć, kiedy powiedzieliśmy mu o perwersyjnych rozrywkach jego żony. Czekał tylko na pretekst, żeby skoczyć nam do gardła. Teraz znalazł – rozumował z właściwym sobie spokojem. Wyglądał jak szachista czekający na kolejny ruch przeciwnika. Uważny, ostrożny, analizujący w myśli wszelkie możliwe ruchy i ewentualne kontrposunięcia.
Każda rodzina przechodziła swoje trudne okresy. Prześladowane przez rząd w czasie, gdy walczyły o supremację na najlepszych rynkach: narkotyków, prostytucji, w grach hazardowych, musiały angażować swe siły jednocześnie na dwóch frontach i starać się inwestować kapitał w legalną działalność: budownictwo, rzeźnie, supersamy, magazyny, fabryki odzieżowe.
Frank Latella był pierwszym, który opuścił stado dinozaurów na wymarciu, jak określano szefów starej daty. Wyszedł z obiegu, ale nie z zaczarowanego kręgu, i musiał walczyć metodami organizacji. Była jednak różnica. O ile przedtem wystarczyło usunąć ojca chrzestnego, padrino, aby przenieść swój racket pod jurysdykcję zwycięskiej rodziny, o tyle teraz, kiedy protekcja, loterie, wymuszenia pieniędzy przeszły w ręce nowej generacji małych, krwiożerczych przestępców, a szefowie inwestowali swoje pieniądze w legalną działalność, śmierć szefa nie oznaczała automatycznie przejścia do zwycięskiej organizacji.
Coraz częściej płatni zabójcy byli zastępowani przez prawnych prokurentów, którzy zamiast broni używali pakietów akcji. Było jasne dla wszystkich, że La Manna zażąda przelania na swoje konto wszystkich akcji spółek Latelli.
– La Manna zażąda wszystkiego, co nasza rodzina posiada – sprecyzował. – Wszystko w zamian za Juniora. Zebrałem was tutaj, ponieważ jesteśmy współudziałowcami niektórych przedsiębiorstw. Należy podjąć odpowiednie kroki, aby zminimalizować wasze straty – kontynuował Latella. Następnie zwrócił się do José Vicente. – Klub należy do ciebie w pięćdziesięciu procentach. Pomyślałem, że mógłbyś zapewnić sobie drugą połowę za symboliczną sumę. Chyba, że odpowiada ci jako wspólnik ktoś z rodziny Chinnici – potrafił jeszcze zażartować.
– Zgoda – podziękował José. – Zgadzam się z każdą twoją decyzją.
– Nie mamy dużo czasu. Należy działać natychmiast. Moi prawnicy są do waszej dyspozycji. Jeśli o ciebie chodzi, Sean – dodał zwracając się do Irlandczyka – radzę ci przejąć w całości restauracje, których jesteś wspólnikiem, zanim La Manna położy na tym łapę. A ty, John – zwrócił się do Galante – będziesz musiał mi odstąpić akcje, które posiadasz. Należą do spółki, którą La Manna będzie chciał przejąć w całości. Jesteś szczerym i zaufanym przyjacielem. Odważnym chłopcem. Spłacę cię co do grosza.
John Galante skinął ręką, że się zgadza i dodał:
– Nie ma sprawy.
– Jeśli uznasz, że będzie to dla ciebie korzystne, możesz z nim pracować. Nie jestem w stanie zapewnić wam przyszłości – kontynuował zwracając się do wszystkich. – To dotyczy każdego z was. Zwolnijcie także waszych chłopców z jakichkolwiek zobowiązań. Od tego momentu mogą wybierać nowego pana. Frank Latella zamyka z powodu zaprzestania działalności – zaryczał ironicznie stary lew, aby ukryć wzruszenie i tym żartobliwym stwierdzeniem rozładować dramatyczną i poważną atmosferę.
Latella przypominał generała planującego bezwarunkową kapitulację narzuconą mu przez nieprzyjaciela.
Telefon porywaczy uczynił klęskę bardziej realną i okrutną, ale również uchylił wrota nadziei.
Dzwonił Charly Imperante. Odpowiedział John Galante.
– Frank chce rozmawiać ze swoim wnukiem, zanim rozpocznie jakiekolwiek negocjacje – rzucił John energicznym głosem.
– Zgoda – powiedział Charly.
John przekazał słuchawkę Latelli. Głos Juniora, jasny i głęboki, skandował:
– Czuję się dobrze. Powiedzieli, że będę mógł szybko wrócić do domu. Mam ci powiedzieć, że aby tak się stało, musisz natychmiast przyjąć ich warunki. Wiem, że postąpisz słusznie – powiedział zdecydowanie i z dumą.
– Jutro będziesz z powrotem w domu, chłopcze – zapewnił go. – Masz moje słowo. A teraz daj mi Charliego.
Charly Imperante i Frank Latella znali się dobrze. Razem pracowali i byli przyjaciółmi. Teraz rozmawiali, stojąc po dwóch różnych stronach barykady, ale rozmawiali z nieukrywanym szacunkiem.
– Zajmujesz się teraz porywaniem dzieci – rzucił mu Frank.
– To nie był mój pomysł.
– I tak gówno.
– Wojna to gówno. Świat to gówno. My wszyscy jesteśmy gównem.