– Chciałam pojechać na dworzec w Greenwich, aby złapać pociąg do Nowego Jorku.
Frank usiadł powoli na krześle naprzeciw niej. Nie okazał najmniejszego przestrachu, nie zmienił wyrazu twarzy, nie mrugnął nawet okiem. Rozpiął marynarkę, wyciągnął złoty zegarek z kieszeni kamizelki, sprawdził godzinę i schował na miejsce.
– Opowiedz mi wszystko spokojnie – poprosił – nie zapominając o żadnym szczególe. Masz dobrą pamięć, prawda?
Szarpał łańcuszek zegarka, a Nancy opowiadała z drobiazgową precyzją przebieg wydarzeń. Stary słuchał z uwagą i potakiwał.
– Dlaczego Carmine Russo nie był z wami? – zapytał.
– Nie wiem – odpowiedziała Nancy, która przestała się trząść.
– Pamiętasz coś jeszcze.
– Pamiętam, że Nearco zawołał Carmine przed odjazdem. Rozmawiał z nim półgłosem. Potem Carmine zbliżył się do samochodu i powiedział do Dudleya, żeby jechał bez niego.
– Idiota – wysyczał przez zęby Frank.
– Może, proszę pana, gdyby doszło do strzelaniny, byłoby jeszcze gorzej – odważyła się. – Może.
Prawdopodobnie Nancy miała rację.
– Jesteś inteligentną i mądrą dziewczyną.
Mężczyzna analizując w myślach wszystkie możliwości, nie zapominając o żadnej hipotezie, zastanowił się, czy porywacze nie liczyli na nieobecność Carmine Russo. Jeśli to było prawdą, ktoś zdradził. Miało to już miejsce w czasach Toniego Croce, ale tym razem sprawa była poważniejsza. La Manna dowiedział się o czymś, o czym nie powinien wiedzieć. Tajemnica Atlantic City została odkryta. Znał ją tylko on i jego syn Nearco.
Nancy uspokajała się.
– Co się dzieje, proszę pana? – zapytała. – Dlaczego porwali Juniora?
Frank uśmiechnął się pochylając się ku niej.
– To tylko kwestia pieniędzy – powiedział jakby mówił do siebie. – Junior został porwany dla okupu. Dla nas to straszna sprawa. Ale wiadomo, że dla pieniędzy i władzy popełnia się najokrutniejsze ze zbrodni.
Nie o tym chciał mówić Frank. Odczuwał natomiast potrzebę rozmowy z Nancy, uważał ją za jedyną osobę, która była w stanie go zrozumieć. I mówiąc sam sobie wyjaśniał sedno sprawy.
– Junior w zamian za pieniądze – zastanawiała się głośno dziewczyna.
– Mówiąc krótko, o to chodzi.
– Ale przecież rodzina Chinnici jest bardzo bogata.
– Nigdy nie dość pieniędzy i władzy.
– Ale dlaczego właśnie teraz, a nie rok temu? Lub za rok?
Frank pogłaskał ją po twarzy.
– To są inteligentne pytania – zauważył. – Mówisz: „Dlaczego teraz?”. I ja ci odpowiem. Joe La Manna od dawna zajmuje się narkotykami. To brudny interes, któremu zawsze byłem przeciwny. Ale to mu nie wystarcza. Jest w pobliżu inny interes, na który ma chętkę. A w tym interesie siedzę ja. Sądzę, że to jest powodem porwania – dodał Latella, który teraz zaczynał widzieć jasno całą sprawę, nie chciał jednak jeszcze mówić Nancy, że to on, Frank Latella, wdarł się na terytorium La Manny. Wchodząc w hotelowy interes w Atlantic City złamał pakty. Nie upoważniało to jednak do porwania dziecka.
– Teraz, kiedy chodzi o życie Juniora, co zrobimy? – przerwała mu przerażona Nancy. – Co pan zrobi?
– Postąpimy tak, aby nie spadł mu ani jeden włos z głowy – odpowiedział łagodnie, jakby chcąc jej podziękować za to spontaniczne zaangażowanie się. – Życie mojego wnuka jest bezcenne. Jest warte o wiele więcej niż to, co posiadam. Dam La Mannie to, czego zażąda. Również moje życie w zamian za życie Juniora.
– Ustąpimy bez walki? – spytała Nancy.
– Nie ma sensu walczyć w przegranej sprawie. Jest czas na zwycięstwa i na przegrane. Wszystko przemija – powiedział stary, już pogodzony, – Zejdźmy na dół. Musimy zawiadomić Sandrę i Doris. W odpowiedni sposób.
– Zacznijmy od początku – rozkazał Frank.
Wiadomości przekazywane mu przez Nearco były jak okruchy kolorowego szkła układające się we wciąż nowe, dziwne wzory, zmieniające się przy najdrobniejszym ruchu jak w kalejdoskopie, ale dalekie jeszcze od końcowego kompletnego rysunku.
Ojciec z synem byli sami w gabinecie starego na parterze. Sandra była na górze z lekarzem, który przybył natychmiast, na wezwanie do Doris, która miała atak histerii. Kobieta wzywała syna i rzucała się jak opętana. Nearco obdzwonił już zaufanych ludzi wzywając ich do rezydencji w Greenwich.
– Powiedziałem ci już wszystko, co wiem, tato – rzucił agresywnie Nearco, tak jakby miał coś do ukrycia.
– Impulsywność to twój słaby punkt, chłopcze – powiedział tak, jakby mówił do dziecka. – Jeśli w wieku czterdziestu lat nie nauczyłeś się jeszcze myśleć, obawiam się, że już się tego nigdy nie nauczysz. To poważna i przykra sprawa – dorzucił – ale w tej chwili drugorzędna. Nie możemy rozwiązywać wszystkich problemów na raz. Najpilniejszą sprawą jest sprowadzenie chłopca do domu. Więc chcę wiedzieć, jak mają się sprawy z tą kobietą, którą utrzymywałeś na Madison Avenue. I chcę nauczyć się na pamięć, słowo po słowie, rozmowy telefonicznej z Jimmym Marrone – kontynuował stary spokojnie, tonem nie znoszącym sprzeciwu, nie tolerującym zwłoki. Stał pod olejnym portretem wnuka, kciukiem i wskazującym palcem przesuwał złoty łańcuszek od zegarka przy kamizelce. Dręczyły go mdłości. Był zmęczony. Słuchał opowiadania syna w maksymalnym skupieniu.
Nearco czuł się nieswojo, jak dziecko zmuszone do wyznania ciężkiego przewinienia, i uciekał się do najgłupszych kłamstw próbując ukryć prawdę, w rezultacie wybierał niewłaściwe słowa budując konstrukcję, którą pierwszy podmuch wiatru mógł zdmuchnąć. Próba zminimalizowania własnej winy nie powiodła się. Wyznał, że kilka miesięcy temu pojechał z Brendą do Atlantic City na weekend.
– Chciałem osobiście zobaczyć, jak działa cały ten mechanizm – usprawiedliwiał się.
– I najprościej było pojechać tam z kobietą – podkreślił Frank – z twoją utrzymanką, która ma tę zaletę, że nie przechodzi niezauważana.
– Tam w środku – zareplikował – jest pełno kobiet, jak mówisz, wpadających w oko. To tak, jakby wieźć drzewo do lasu. Jedna podobna do drugiej. Nikt jej nie zauważył.
– Bylejakość i powierzchowność to także twoje słabe punkty, także impulsywność – zmienił temat. – Gdzie spałeś?
– W domu przyjaciela.
– Jakiego przyjaciela?
– Jamesa Everetta, deputowanego.
– Fantastycznie. A co potem?
Nearco przesunął ręką po czole, lepiła się od potu.
– W sobotę zjedliśmy obiad w restauracji w kasynie. Potem tańczyliśmy, oglądaliśmy przedstawienie i graliśmy w ruletkę.
– I naturalnie wygraliście. Niemożliwością było przegrać.
– Właśnie to próbowałem wytłumaczyć Brendzie, kiedy rozpaczała z powodu przegranej – wpadł w pułapkę zastawioną przez ojca.
– Przegrana nie była brana pod uwagę – zauważył Frank.
– To jej właśnie powiedziałem.
– W jaki sposób? – usta starego lekko drżały.
– Powiedziałem jej, że nie należy się przejmować. Pocieszyłem ją. Prawie płakała.
– Chcę usłyszeć dokładne słowa – rozkazał.
Nearco zrozumiał, że nie miał wyjścia z pułapki przygotowanej przez ojca.
– Powiedziałem jej, że te pieniądze pozostają w rodzinie – dokończył słabym głosem.
– Wyraziłeś się jasno i wyraźnie. Powiedziałeś jej, że nie musi się martwić, bo i tak te pieniądze wychodzą z jednej kieszeni i wracają do drugiej. Powiedziałeś jej, że interes w Atlantic City to nasz biznes. Dokładnie.
– Prawdopodobnie nie doszła do takiego wniosku – spróbował słabo Nearco.
– I to „prawdopodobnie” mi się nie podoba. Ten przysłówek sprowadza nieskończoną ilość kłopotów. A ty, mimo tego „prawdopodobnie” uznałeś, że lepiej ją rzucić jak niepotrzebny, stary kapeć.
– Chciała, żebym się z nią ożenił – bronił się syn.
Frank usiadł w wygodnym, pluszowym fotelu i wskazał Nearco drugi, identyczny, stojący naprzeciw niego.
– Rozumiem – powiedział obserwując syna, który zapalał papierosa od strony filtra, co zdarzało mu się, gdy czuł się nieswojo.
Nearco kaszląc wypluł papierosa.
– Widzisz, mój chłopcze – podjął Frank nie zdradzając żadnych emocji – ja nigdy nie miałem kochanek. Nawet jeśli wyda ci się to dziwne, zawsze byłem wierny twojej matce. Ale widziałem wielu mężczyzn potrafiących traktować odpowiednio swoje przyjaciółeczki. Na przykład stosownie wysoka odprawa czyni rozstanie znośniejszym.
– Powtarzam ci, ona chciała małżeństwa – zaprotestował.
– Bo ty pozwoliłeś jej na snucie takich marzeń – uciszył go ojciec. – Zawsze miałem do ciebie duże zaufanie – dodał. – Za duże. I tak, kiedy twoja Brenda poślubiła syna Joe La Manny, sądziłem, że Joe kupił sparaliżowanemu synowi nową zabawkę. Jak głupi, nie chciałem myśleć o niczym innym.
– To wiedziałeś? – zapytał zdumiony Nearco.
– Oczywiście. Wszyscy wiedzieli.
– Nigdy mi o tym nie powiedziałeś.
– O zbyt wielu rzeczach ci mówiłem, również o tym, czego ta dama użyła jako towaru wymiennego.
– Skończy jak na to zasługuje – odgrażał się zrozpaczony Nearco.
– Wszystko w swoim czasie – odrzekł spokojnie Frank.
– Nikt nie może nam udowodnić, że kompleks w Atlantic City jest naszą własnością – zareagował.
– Mają Juniora w swoich rękach. I nie potrzebują niczego udowadniać. Świadkowie i dowody są potrzebni tylko w sądzie.
– Źle zrobiłem odwołując Carmine Russo – przyznał. – Ale nie brałem pod uwagę porwania. Po telefonie od Jimmiego Marrona wydawało mi się, że najważniejszy jest Paul Valenza.
– To może jedyna sensowna rzecz, którą zrobiłeś w tym wielkim burdelu – zaskoczył go Frank. – Intuicja, odwaga i refleks Carmine mogły uratować Juniora, ale mogły również przynieść mu zgubę. Nancy także. Zasadzka była dobrze zorganizowana. Musieli zablokować boczną drogę znakami drogowymi i prawdopodobnie ustawili fałszywych policjantów przy wjeździe na autostradę, uniemożliwiając wjazd na nią innym kierowcom. Nie, niczego innego nie należało robić. Ale oskarżenia nie mają już sensu.
– Paul Valenza jest tutaj – przypomniał Nearco. – Co z nim zrobimy?