– Nie przejmuj się. Te pieniądze pozostaną w rodzinie.
W chwilę później odgryzłby sobie język za to lekkomyślne i niebezpieczne zdanie, ale uspokoił się szybko widząc jej pusty uśmiech. Oczywiście nie pojęła znaczenia tego zdania. Teraz jednak, z dystansu czasu, ta wątpliwość ukryta w zakamarkach umysłu odżyła prowokując w nim niepokój i niepewność.
– Mój syn już jadł śniadanie? – poinformował się popijając mocną, gorącą i dobrze osłodzoną kawę.
Sandra spojrzała na duży elektryczny zegar wiszący nad kredensem. Było wpół do ósmej.
– Zjadł śniadanie i właśnie wychodzi – odpowiedziała kobieta, pokazując widocznego przez kuchenne okno chłopaka wsiadającego do auta. Była z nim Nancy i Carmine Russo, goryl Franka Latelli.
Nearco otworzył okno i zawołał go.
– Po co jedziesz z moim synem? – zapytał mężczyznę.
– Rozkaz Franka – powiedział Carmine. – Mam go odwieźć do szkoły, a później odebrać.
Mały Frank pozdrowił ojca szerokim ruchem ręki. Nancy siedziała już w samochodzie. Carmine Russo zbliżył się do okna. Był to nabytek z czasów zamachu przed Plaza. Był najlepszym gorylem, jakiego można było sobie wymarzyć. Nie miał imponującej sylwetki, ale wydawało się, że był ze stali. Jego refleks był zadziwiający, odwaga bezdyskusyjna. Nigdy nie chybiał.
Nearco uznał go za odpowiedniego człowieka do dostarczenia Paula Valenzy. W ten sposób Frank będzie go mógł przesłuchać po przebudzeniu. Wydawało mu się przesadą zatrudnienie przez ojca elementu tak ważnego jak Carmine do odprowadzania jego syna do szkoły. Cóż może grozić jego synowi w czasie pokoju?
– A co tam robi dziewczyna? – zapytał wskazując Nancy.
– Jedzie do miasta na zakupy – odpowiedział Carmine.
– Jesteś mi potrzebny – powiedział Nearco. – Chłopakowi wystarczy kierowca.
Carmine był wyraźnie zakłopotany. Frank junior podszedł pod okno, aby porozmawiać z ojcem.
– Wcześniej dziś wstałeś, tato – powiedział z radosną miną. Wydawało się, że jest z tego zadowolony.
– Jedź bo spóźnisz się do szkoły – upomniał go Nearco. – Dzisiaj Carmine nie będzie ci towarzyszył.
– Zgoda. Cześć. – Chłopak posłusznie wrócił do auta, w którym czekała na niego Nancy.
– Frank wydał mi polecenie – zaoponował Carmine, kiedy auto ruszyło w kierunku bramy.
– A ja je anuluję. Znajdź Paula i przywieź mi go tutaj natychmiast – uciął krótko.
Zamknął okno i wrócił do stołu dopić swoją kawę.
– Twój ojciec będzie się gniewał za to, co zrobiłeś – powiedziała Sandra, która nigdy nie odwołałaby rozkazu męża.
– To wyjątkowa sytuacja. Kiedy się dowie, dlaczego to zrobiłem, przyzna mi rację – odrzekł dumnie.
Sandra miała nadzieję, że syn się nie myli.
Metalizowane study pewnie poruszało się w strumieniu aut. Dudley, kierowca, nastawił radio na lokalny dziennik. Spiker zapowiadał burzę nadchodzącą z północnego zachodu, ale na razie niebo było czyste i słońce świeciło jasno. Frank junior powtarzał sobie lekcję historii. Siedząca obok Nancy niecierpliwie sprawdzała godzinę na swoim patku. Pociąg z Greenwich do Nowego Jorku odjeżdżał o ósmej pięć. Nie chciała i nie mogła spóźnić się, gdyż miała zamiar zrobić zakupy i zjeść z Seanem śniadanie w jego mieszkaniu przy Siedemdziesiątej Dziewiątej ulicy.
Tej nocy wróciła późno do domu i już nie zasnęła, wspominając swoje pierwsze, niezapomniane doświadczenie miłosne, czułe i łagodne, dokładnie takie, o jakim zawsze marzyła.
– Nancy, przepytasz mnie stąd dotąd? – zapytał chłopiec podając jej książkę i przerywając gwałtownie bieg jej myśli.
Uśmiechnęła się nie słysząc ani jednego słowa z tego, co powiedział Frank junior, ale wzięła książkę do ręki, tak jakby zrozumiała. Tego ranka Nancy zwróciła szczególną uwagę na swój strój, wkładając bieliznę z bladoróżowego jedwabiu, szaroperłową, prostą, wąską sukienkę z alpaki z krótkimi rękawami, z różowym żakiecikiem wykończonym szarą lamówką. Włosy ściągnęła gumką z różowego aksamitu.
– System amerykański nie polegał tylko na próbach znalezienia ekonomicznej autonomii – zaczął powtarzając z niezwykłą pewnością Frank jr. – Szkolnictwo i literatura nabierały powoli naprawdę amerykańskiego charakteru. W strefie przygranicznej było niewiele szkól. Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych Andrew Johnson nie umiał czytać, gdy się żenił… Wojna z 1812 wzbudziła niechęć do Anglii.
Gwałtowne hamowanie przerwało powtarzanie lekcji i obydwoje zostali rzuceni na przednie siedzenia nie odnosząc na szczęście żadnych obrażeń. Przed nimi w poprzek drogi na samym zakręcie stała ciężarówka. Tylko refleks i doskonałe opanowanie Dudleya uchroniły ich przed większymi szkodami. Kierowca zareagował puszczając wiązankę soczystych przekleństw. Natychmiast rozważył wszystkie możliwe rozwiązania, ale sytuacja nie pozwalała na żadne z nich. Wysiadł więc z auta, aby sprawdzić, co się dzieje.
Nancy spojrzała na zegarek.
– Nie zdążę na pociąg – pomyślała uderzając rytmicznie stopą w dywanik z białego jagnięcia leżący na podłodze samochodu.
W tym momencie jakiś człowiek wysiadł z ciężarówki, zbliżył się od tyłu do Dudleya i powalił go uderzeniem w kark. Obydwoje zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje, gdy było już za późno na ucieczkę.
Drzwiczki samochodu otworzyły się jednocześnie i dwaj mężczyźni chwycili Franka jr i zabrali go ze sobą. Trzeci usiadł na miejscu chłopca i powiedział do Nancy zamarłej ze zdumienia:
– Tylko spokojnie. Nie mamy zamiaru cię skrzywdzić.
Nancy skinęła głową.
– Słuchaj mnie uważnie – kontynuował mężczyzna, który miał gęste, kręcone włosy i śmierdział czosnkiem. – Zabieramy chłopca. Ty pojedziesz do Franka Latelli i powtórzysz mu dokładnie to, co ci powiem: Joe La Manna mówi, że za sprawą Altantic City zerwałeś układ. To oznacza wojnę. Dostaniesz twojego wnuka, kiedy zaakceptujesz warunki, które ci podyktujemy. Zrozumiałaś? – warknął mężczyznę.
Nancy odpowiedziała, że tak.
– Powtórz, co ci powiedziałem – rozkazał.
Nancy powtórzyła słowo po słowie wyraźnym, bezbarwnym głosem i dodała:
– Teraz ja ci coś powiem, ty bydlaku. Postaraj się, żeby nic się nie przytrafiło Frankowi jr, w przeciwnym razie będziesz żałował, żeś się urodził.
– Dobra jesteś i masz klasę, dziewczyno – powiedział mężczyzna szczypiąc ją w policzek.
Nancy nienawidziła go z całego serca. Kiedy mężczyzna zniknął, ciężarówka ruszyła dając przejazd. Wysiadła z samochodu wychodząc naprzeciw Dudleyowi, który podnosił się z ziemi.
– Przykro mi, Nancy – wyszeptał.
– To nie twoja wina – rozgrzeszyła go myśląc o Nearco. – Potrzebny ci lekarz. Wracamy do domu. Ja poprowadzę.
Frank Latella stał przed lustrem w sypialni i wiązał sobie, jak zwykle starannie, krawat dobrany kolorem do szarego garnituru z miękkiej angielskiej flaneli. Mimo że wszystko układało się jak najlepiej, to jednak od pewnego czasu uskarżał się na uciążliwe zmęczenie, które przypisywał pogodzie i wiekowi, oraz na powtarzające się mdłości, które kładł na karb nie najlepszej przemiany materii. Te niewielkie dolegliwości nie przeszkadzały mu rozkoszować się osiągniętym sukcesem. Interes w Atlantic City, w który zainwestował wszystkie swoje siły i cały rodzinny majątek, był ukoronowaniem jego życia. Teraz mógł spędzić w spokoju resztę swego życia, a jego syn zająłby się wyłącznie czystymi interesami. Spadek po teściu był zlikwidowany, nie było już loterii ani lichwy, ani prostytucji, ani wymuszania pieniędzy w zamian za opiekę. Nie przeszkadzało to w opłacaniu urzędników sądowych, polityków i policjantów. Płacono biżuterią, obrazami znanych artystów, wyrobami ze srebra, fundowano podróże. To nie była korupcja, to stanowiło część stosunków społecznych.
Latella był potęgą. Był właścicielem sklepów spożywczych, sieci restauracji na dobrym poziomie, hoteli na zachodnim i wschodnim wybrzeżu. A poza tym było jeszcze jego oczko w głowie: kompleks w Atlantic City, niewyczerpalne źródło czystych pieniędzy. Wszystko to zrealizował nie brudząc sobie rąk handlem narkotykami. Przedsięwzięcie sfinalizowane w New Jersey, w samym środku terytorium rodziny Chinnici, było ryzykowne, ale dramat był nieodłącznym składnikiem życia. Nawet przejście przez jezdnię jest ryzykiem: można wpaść pod samochód. To była jedyna okazja: być albo nie być. Zostały jednak podjęte wszelkie możliwe środki ostrożności, aby uniemożliwić dotarcie do niego. Tylko Nearco znał ten sekret, którym podzieliłby się pewnego dnia z Frankiem jr. Stary, mimo że miał niejakie wątpliwości co do talentów syna, wciąż wierzył w jego umiejętność dochowania tajemnicy o podstawowym znaczeniu dla ich życia.
Frank wpiął w krawat małą złotą szpilkę: znak zapytania wysadzany perełkami i zakończony szafirem. Wierny swoim przyzwyczajeniom wziął z nocnego stolika pustą filiżankę po kawie, którą Sandra przyniosła mu jak co dzień rano po przebudzeniu, i przygotował się do zejścia. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.
– Proszę – powiedział zdziwiony.
Tylko Sandra wchodziła do sypialni. I nigdy nie pukała. Otworzyły się drzwi i w progu ukazała się Nancy. Blada, z trudem łapiąca powietrze, z zagubionym spojrzeniem.
– Proszę o wybaczenie – wyszeptała.
– Co jest, mała? – zaniepokojony poprosił, aby kontynuowała.
– Stało się coś strasznego – wyznała dziewczyna. – Porwano Franka.
Na te słowa rysy mu stężały, zmieniając się w nieprzeniknioną maskę.
– Wejdź i zamknij drzwi – rozkazał odstawiając filiżankę na marmurowy blat komody. – Teraz usiądź i złap powietrze – dodał wskazując jej jedno z dwóch krzeseł w nogach łóżka.
Nancy naprawdę musiała usiąść. Spokojnie zareagowała na porwanie, ale teraz wstrząsały nią dreszcze.
– Frank – wyszeptała.
– Uspokój się i powiedz mi, co się przytrafiło Juniorowi – upomniał ją Frank.
– Junior został porwany przez Joe La Mannę. Byłam z nim w samochodzie prowadzonym przez Dudleya, kiedy został porwany.
– Co ty robiłaś w samochodzie? – zapytał.