Było mi teraz obojętne, co dzieje się wokół mnie, w innych lustrach, co robią Cesarzowa czy gigantyczne jadowite węże. Całą sobą chłonęłam widok, który miałam przed oczami i unosiłam się na skrzydłach muzyki. Złocisty Ptak rysował się coraz wyraźniej i po chwili lśnił już potęgą wszystkich barw, wśród których przeważała jednak barwa złota. Widziałam Jego wypukłe, mądre oczy, patrzące na nas z wysoka, i czułam bijący od Niego żar. Lecz nie był to żar spopielający wszystko wokół; przeciwnie – był to życiodajny ogień. Moje Dziecko poszybowało ku miejscu, gdzie był On – i jak piłka odbiło się od niewidocznej przegrody. Zaraz po Dziecku do lustrzanej ściany podbiegł Kotyk – i uderzył czarnym nosem w to coś, co dzieliło nas od Złocistego Ptaka. Ja też, jak zahipnotyzowana, szłam, aby być jak najbliżej Niego, gdy usłyszałam przytomny głos Włóczęgi:
– Tym razem On pojawił się tu nie dla nas, lecz dla Theta…
Książę Thet stał nieruchomo, nie odrywając pełnych miłości oczu od Złocistego Ptaka. To na niego i jego tak drobną przy Ptaku sylwetkę spoglądały teraz mądre, wypukłe oczy. To dla niego grała muzyka niebieskich sfer.
Thet postąpił naprzód i bez żadnych przeszkód dotarł do wielkich, zakrzywionych, złotych szponów Złocistego Ptaka. Przyklęknął i objął smukłymi ramionami Jego mocne nogi. Złocisty Ptak poruszył jednym skrzydłem i otulił nim Księcia tak, że zniknął nam z oczu w złocistopierzastej chmurze.
Dopiero teraz przypomniałam sobie o pozostałych lustrach i grożącym nam z ich strony niebezpieczeństwie. Ale gdy spojrzałam w ich kierunku, czarne węże właśnie stapiały się z mrocznym tłem, blakły, ustępując miejsca matowej, coraz wyrazistszej ścianie lustra, Cesarzowa zaś, choć ciągle tkwiła wraz z dworem na swoim miejscu, powoli traciła wszystkie kolory i przypominała teraz szybko więdnącą różę. Lecz cały jej dwór pozostał realny. Dworzanie, wraz z Cesarzem, nie odrywali pełnych miłości oczu od Złocistego Ptaka i nawet nie dostrzegli, że najważniejsza w ich gronie postać stopniowo staje się najmniej ważna. Przez moment wydało mi się, że Cesarzowa, wyblakła, pozbawiona barw i przypominająca welon z mrocznych mgieł, wysunęła się falującym, wężowym ruchem ze swego miejsca, przemknęła jak chmura przez Zwierciadlaną Komnatę i wtopiła się w matowiejące coraz szybciej zwierciadło Krainy Mroku. Ku memu zdumieniu na jej miejscu, przy dworzanach, pozostał jakiś niewyraźny, leżący na ziemi biały kształt…
Nie wiem, jak długo to trwało, gdy Muzyka Sfer zaczęła cichnąć, skrzydło Złocistego Ptaka uchyliło się i Książę Thet powolnym krokiem dołączył do nas. Był blady, skupiony, nieobecny, choć jego oczy lśniły złotym blaskiem. Patrzyliśmy na niego z zazdrością – i szacunkiem. Spłynęła na niego miłość Złocistego Ptaka, Jego mądrość i siła. Zazdrościliśmy mu tego, a zarazem wiedzieliśmy, że Thet jest tym, któremu to się należy.
– Książę, Kotyk, Jonyku! Księżniczko! Chodźcież wreszcie do nas! – usłyszałam z daleka wołanie, które z nagła przywróciło mnie do rzeczywistości.
Muzyka Sfer ostatecznie ucichła. Złocisty Ptak odleciał. Nas zaś otaczały trzy zwykłe lustra, odbijające nasze sylwetki – i to czwarte, z którego wołali Włóczęga ze Starcem.
– No, chodźcie! Musimy zakończyć nasze zadanie! Słyszycie?
Westchnęłam i otrząsnęłam się. Złocisty Ptak już szybuje gdzieś, gdzie Go nikt nie dogoni, gdyż, co przecież wszyscy wiedzą, nie jest po to, aby Go złapać, lecz aby zawsze Go ścigać. Nie każdy też może posłuchać Muzyki Niebieskich Sfer, więc i tak miałam wiele szczęścia… Pora przywołać moich towarzyszy, którym wydaje się, że widzą to, czego już nie ma, i słyszą to, co dawno ucichło. Włóczęga z Jodem na nas czekają. Jod – Starzec, Pustelnik, Prorok Wiecznego Czasu i zarazem przyjaciel Włóczęgi, Bezimiennego Ducha Eteru… Wiele o nich słyszałam jako dziecko w Królestwie Mieczy. Biały Mag, który jako jedyny umiał stawić czoło złym czarom i chorym ambicjom Gimel, i Alef, udający Włóczęgę i Głupca… Więc to oni obaj… No tak, to przecież oni obaj…