Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przyszedłem porozmawiać – przerwał mu Mateusz. – Aleks w domu opowiedział mi, co stało się na torowisku. Mówił, że tamto coś… go zaatakowało. A wy mu pomogliście.

– Chłopaka zaatakował bezkost i tyle – rzucił Feliks.

Magda posłała mu karcące spojrzenie za tak brutalną szczerość.

– Jaki bezkost?! Skąd to się w ogóle tam wzięło?

– Spokojnie, wszystko ci wyjaśnię. – Dziewczyna przesiadła się na kanapę i nieznacznie wyciągnęła dłonie w stronę Mateusza, ale on gwałtownie cofnął ręce. – Ciężko w to uwierzyć, ale istnieją na świecie różne… rzeczy, które dość trudno wytłumaczyć. Czasem zdarza się, że zmarli wracają na ziemię w postaci duchów, widów czy upiorów. Przecież ludzie wierzą w to od zarania dziejów. Inne stwory mają nie do końca wyjaśnione pochodzenie, jak taki bezkost na przykład.

– To dlaczego niby nie widziałem czegoś takiego wcześniej? – zapytał chłopak podejrzliwie.

– Na pewno słyszałeś o ludziach twierdzących, że widzieli duchy.

– Tak, ale to zwykli wariaci.

– To, że ktoś lepiej dostrzega rzeczy niewidoczne, nie znaczy, że jest wariatem – odpowiedziała twardo Magda. – Wczoraj wiedziałeś, że coś było na torowisku, coś, co zagroziło Aleksowi. I dlatego to dostrzegłeś.

Mateusz przetarł dłońmi twarz. Wydawał się bardzo zmęczony.

– A wy? Co tam robiliście?

– Ktoś musi zabijać bądź wypędzać te stwory, bo świat żywych nie jest ich miejscem. Zajmują się tym żniwiarze. Feliks jest jednym z nich.

– Zaraz, chcesz mi powiedzieć, że jest jakaś specjalna organizacja od egzorcyzmów?

– Nie. Oni są raczej jak wolni strzelcy.

– I co Kościół na to wszystko? Bo Kościół wie o żniwiarzach, prawda?

– Tak naprawdę tylko niektórzy księża o nich wiedzą – przyznała powoli. – Jednak wolą udawać, że żniwiarze nie istnieją. I na własną rękę zajmują się egzorcyzmami.

– Każdy może zostać tym żniwiarzem?

– Wielkie nieba, nie! – Uśmiechnęła się Magda.

– Tylko tego by nam brakowało – mruknął Feliks.

– Żniwiarze są duszami zmarłych…

– Takimi, które mogą zawładnąć człowiekiem?

– Oczywiście, że nie. Żniwiarze nie wcielają się w żyjące osoby, nie zabierają innym życia.

– Kiedy ktoś umrze, a jego dusza odejdzie, ciało jest niczym puste naczynie, w którym może zamieszkać żniwiarz. A gdy się w nie wciela, daje ciału takiego kopniaka energii, że wszelkie rany się goją, a choroby ustępują.

Mateusz machnął w powietrzu palcem wskazującym, zmarszczył brwi, po czym wzniósł skupione spojrzenie ku sufitowi.

– Chwila, muszę to wszystko przemyśleć – powiedział w końcu i przyłożył dłoń do ust.

Magda skinęła głową.

– Jak będziesz miał jeszcze jakieś pytania, mów.

Mateusz nagle przeszył wzrokiem Feliksa, który już jakiś czas temu stracił zainteresowanie rozmową i zaczął układać stare gazety leżące na stole.

– Jak zabić takiego potwora?

– Na każdego nawiego istnieje inny sposób. Bezkost ma dwa serca, które trzeba przebić. Jeśli chodzi o upiora, to czeka się, aż opuści swój grób i trzeba przebić czoło umarlaka metalowym prętem, zmorę zamyka się w butelce. Na duchy najlepiej działa egzorcyzm.

Dziewczyna podeszła do komody i z pierwszej szuflady wyjęła starą, pożółkłą kartkę.

– To jest egzorcyzm po łacinie. – Podała ją Mateuszowi.

– Taki długi? – zapytał zdumiony chłopak, patrząc na kartkę zapełnioną drobnym pismem.

– To Wielki Egzorcyzm napisany przez papieża Leona XIII – wyjaśniła Magda. – Teoretycznie mogą używać go tylko księża.

– A w praktyce?

– Żniwiarze też z niego korzystają. Na odwrocie strony masz skróconą wersję, której używa Feliks i ja.

– A to? – zapytał Mateusz, wskazując palcem inny fragment tekstu. – Przecież to jest…

– Modlitwa do Michała Archanioła – dokończyła Magda. – Czasem nazywana Małym Egzorcyzmem, który mogą używać laicy. Możesz sobie je wszystkie przeczytać, a ja w międzyczasie zrobię herbatę.

Chłopak zaczął mamrotać pod nosem słowa, które nic mu nie mówiły.

Exorcizámos te, ómnis immúnde spíritus, ómnis satánic potéstas, ómnis infernális adversárii, ómnis légio, ómnis congregátio et sécta diabólica…

Słyszał, jak Magda krzątała się w kuchni.

Recéde ergo in nómine Patris, et Fílii, et Spíritus Sancti – zakończył czytanie Mateusz.

I w tej samej chwili Feliks z hukiem zwalił się na ziemię.

– Co ty…? – Chłopak skierował wzrok na żniwiarza. – Hej, w porządku?

Jednak Feliks nawet nie drgnął. Zdawało się też, że nie oddycha.

– Przecież to nie mogło podziałać na ciebie – szepnął Mateusz, spoglądając na kartkę ściskaną w dłoni. – To niemożliwe! Magda?! – zawołał.

Przykucnął przy żniwiarzu i przyjrzał się jego twarzy, zdawało mu się, że mięsień na policzku drgnął.

– Bu! – powiedział cicho Feliks, a Mateusz gwałtownie się wyprostował, zaczerpując duży haust powietrza.

Żniwiarz zaczął się śmiać tak bardzo, że nie był w stanie podnieść się z podłogi.

– Działa za każdym razem – powiedział, jedną ręką trzymając się za brzuch, a drugą ocierając łzę z policzka.

– Odbiło ci?! – wybuchnął chłopak.

– Co się dzieje? – zapytała Magda, wchodząc do pokoju.

– Porąbało go! – Mateusz wskazał oskarżycielsko palcem na Feliksa. – Myślałem już, że go zabiłem tym egzorcyzmem!

– Żniwiarza nie można wypędzić jak jakiegoś ducha – wyjaśniła Magda.

Odsunęła krzesło od stołu i zachęcająco spojrzała na Mateusza.

– Jesteś nienormalny – mruknął chłopak, zerkając na Feliksa.

– Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytała dziewczyna, żeby odwrócić jego uwagę od głupiego kawału wujka.

– Czy ten bezkost na pewno nie żyje? Tak naprawdę tylko po to przyszedłem. Żeby się dowiedzieć, czy nic już nie grozi mojemu kuzynowi.

– Nic mu nie będzie – potwierdził Feliks. – Bezkost nie żyje.

Mateusz odetchnął z ulgą. Upił łyk herbaty i spojrzał na Magdę, która uśmiechała się do niego nieśmiało.

– Hmm – mruknął. – W takim razie myślę, że chyba należą się wam przeprosiny, że wczoraj na was nawrzeszczałem… I podziękowania za uratowanie Aleksa.

– Nie ma problemu, tym się zajmujemy – powiedziała, mając nadzieję, że ich znajomość wróci do normy. A może nawet będzie jeszcze lepiej teraz, skoro Mateusz już wiedział.

– Ale ty jesteś normalna, prawda? – zapytał.

– Tak, jestem zwykłym człowiekiem, takim jak ty. I przepraszam za ten paralizator wczoraj.

– Nie ma sprawy, teraz już wiem, dlaczego to zrobiłaś. – Mateusz skinął głową.

¢

– Hej, ty! Żyjesz?

W kwadratowym otworze w drewnianym suficie pojawił się odrobinę ciemniejszy niż tło zarys głowy i ramion. Światło latarki padło na bladą, brudną i nieruchomą twarz Nadii. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Snop światła powędrował wzdłuż jej ciała, na dłużej zatrzymując się na klatce piersiowej. Żadnej oznaki życia.

– Cholera.

– Złaź tam i zobacz, czy nic jej nie jest. Blank niedługo przyjedzie, a jak dziewczyna będzie martwa, to dopiero się wścieknie.

Odgłos czegoś ciężkiego ciągniętego po podłodze, głuche stęknięcia, kilka przekleństw, głośne łupnięcie drewnianej drabiny uderzającej w posadzkę piwnicy. Szybkie kroki i trzeszczenie uginających się szczebli.

Mężczyzna z latarką stanął niezdecydowany na środku piwnicy, świecąc na wciąż nieruchome ciało.

– Jak niby mam sprawdzić czy żyje? – krzyknął w górę. – Nie jestem lekarzem.

– Z tej odległości na pewno tego nie stwierdzisz, idioto! – odpowiedział mu kolega.

– A jak się obudzi? Pamiętasz, jaka była silna?

– Niech cię szlag!

Ponowne trzeszczenie szczebli.

– Dawaj mi to!

Snop światła zatańczył na ścianach, żeby ponownie spocząć na twarzy Nadii.

Drugi z mężczyzn, wstrzymując oddech, powoli podszedł do leżącej. Wciąż świecąc na jej twarz, sięgnął ręką do nadgarstka. Przezwyciężając obawy, dotknął palcem wskazującym i środkowym szyi dziewczyny z boku, tuż pod szczęką.

– Chyba coś…

26
{"b":"725614","o":1}