Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

— Biada wam! — wołał inny. — Depczecie ziemię następcy tronu… Śmierć spadnie na was i dzieci wasze!..

— Ustąpimy, ale niech wyjdzie do nas Żydówka, abyśmy jej przedstawili nasze krzywdy…

— Uciekajmy!.. — krzyknęła Tafet.

— Gdzie? — spytał Gedeon.

— Nigdy! — odparła Sara, na której twarz łagodną wystąpił rumieniec gniewu. — Czyliż nie należę do następcy tronu, przed którym ci ludzie padają na twarz?…

I zanim ojciec i służąca opamiętali się, wybiegła na taras cała w bieli, wołając do tłumu za murem:

— Oto jestem!.. Czego chcecie ode mnie?…

Gwar na chwilę ucichł, lecz znowu odezwały się groźne głosy:

— Bądź przeklęta, cudzoziemko, której grzech zatrzymuje wody Nilu!..

W powietrzu świsnęło kilka kamieni rzuconych na oślep; jeden uderzył w czoło Sarę.

— Ojcze!.. — zawołała chwytając się za głowę.

Gedeon porwał ją na ręce i zniósł z tarasu. Wśród nocy widać było nagich ludzi w białych czepkach i fartuszkach, którzy przełazili mur.

Na dole Tafet krzyczała wniebogłosy, a niewolnik Murzyn schwyciwszy topór stanął w jedynych drzwiach domu, zapowiadając, że rozwali łeb każdemu, kto ośmieli się wejść.

— Dajcie no kamieni na tego psa nubijskiego! — wołali do gromady ludzie z muru.

Lecz gromada nagle ucichła, gdyż z głębi ogrodu wyszedł człowiek z ogoloną głową, odziany w skórę pantery.

— Prorok!.. ojciec święty… — zaszemrano w tłumie.

Siedzący na murze poczęli zeskakiwać.

— Ludu egipski — rzekł kapłan spokojnym głosem — jakim prawem podnosisz rękę na własność następcy tronu?

— Tam mieszka nieczysta Żydówka, która powstrzymuje przybór Nilu… Biada nam!.. nędza i głód wisi nad Dolnym Egiptem.

— Ludzie złej wiary czy słabego rozumu — mówił kapłan — gdzieżeście słyszeli, ażeby jedna kobieta mogła powstrzymać wolę bogów? Co rok, w miesiącu Tot, Nil zaczyna przybierać i do miesiąca Choiak rośnie. Czy działo się kiedy inaczej, choć nasz kraj zawsze był pełen cudzoziemców, niekiedy obcych kapłanów i książąt, którzy, jęcząc w niewoli i ciężkiej pracy, z żalu i gniewu mogli rzucać najstraszliwsze przekleństwa. Ci z pewnością pragnęli na nasze głowy zwalić wszelakie nieszczęścia, a niejeden oddałby życie, ażeby albo słońce nie weszło nad Egiptem o porannej godzinie, albo Nil nie przybrał w początkach roku. I co z ich modlitw?… Albo nie zostały wysłuchane w niebiosach, albo obcy bogowie nie mieli siły wobec naszych. Jakim więc sposobem kobieta, której między nami jest dobrze, mogłaby ściągnąć klęskę, której najpotężniejsi wrogowie nasi sprowadzić nie potrafili?…

— Ojciec święty mówi prawdę!.. Mądre są słowa proroka!.. — odezwano się w tłumie.

— A jednak Messu, wódz żydowski, zrobił ciemność i pomór w Egipcie!.. — zaoponował jeden głos.

— Który to powiedział, niech wystąpi naprzód!.. — zawołał kapłan. — Wzywam go, niech wystąpi, jeżeli nie jest wrogiem egipskiego ludu…

Tłum zaszemrał jak wicher z daleka płynący między drzewami; ale naprzód nie wystąpił nikt.

— Zaprawdę mówię, ciągnął kapłan, że między wami krążą źli ludzie niby hieny w owczarni. Nie litują się oni nad waszą nędzą, ale chcą was popchnąć do zniszczenia domu następcy tronu i buntu przeciw faraonowi. Gdyby zaś udał się ich nikczemny zamiar, a z waszych piersi gdyby zaczęła płynąć krew, ludzie ci ukryliby się przed włóczniami jak w tej chwili przed moim wezwaniem.

— Słuchajcie proroka!.. Chwała ci, mężu boży!.. — wołał tłum pochylając głowy. Pobożniejsi upadali na ziemię.

— Słuchajcie mnie, ludu egipski… Za twoją wiarę w słowa kapłana, za posłuszeństwo faraonowi i następcy, za cześć, jaką oddajecie słudze bożemu, spełni się nad wami łaska. Idźcie do domów waszych w pokoju, a może, nim zejdziecie z tego pagórka, Nil zacznie przybierać…

— Oby się tak stało!..

— Idźcie!.. Im większa będzie wiara i pobożność wasza, tym prędzej ujrzycie znak łaski…

— Idźmy!.. Idźmy!.. Bądź błogosławiony, proroku, synu proroków… — Zaczęli rozchodzić się całując szaty kapłana. Wtem ktoś krzyknął: — Cud!.. spełnia się cud!..:

— Na wieży w Memfis zapalono światło… Nil przybiera!.. Patrzcie, coraz więcej świateł!..

Zaprawdę, przemawiał do nas wielki święty… Żyj wiecznie!..

Zwrócono się do kapłana, ale ten zniknął wśród cieniów.

Tłum niedawno rozjątrzony, a przed chwilą zdumiony i przejęty wdzięcznością, zapomniał i o swoim gniewie, i o kapłanie cudotwórcy. Opanowała ich szalona radość i zaczęli biec pędem ku brzegowi rzeki, nad którym już zapłonęły liczne ogniska i rozlegał się wielki śpiew zebranego ludu:

„Bądź pozdrowiony, o Nilu, o święta rzeko, która objawiłaś się na tej ziemi. Przychodzisz w pokoju, aby dać życie Egiptowi. O boże ukryty, który rozpraszasz ciemności, który skrapiasz łąki, aby przynieść pokarm niemym zwierzętom. O drogo, schodząca z niebios, ażeby napoić ziemię, o przyjacielu chleba, który rozweselasz chaty… Ty jesteś władcą ryb, a gdy zstąpisz na nasze pola, żaden ptak nie ośmieli się dotknąć zbiorów. Ty jesteś twórcą zboża i rodzicielem jęczmienia; ty dajesz odpoczynek rękom milionów nieszczęśliwych i na wieki utrwalasz świątynie.” [4]

W tym czasie oświetlona łódź następcy tronu przypłynęła od tamtego brzegu, wśród okrzyków i śpiewów. Ci sami, którzy pół godziny temu chcieli wedrzeć się do willi księcia, teraz padali przed nim na twarz albo rzucali się w wodę, aby całować wiosła i boki statku, który przywiózł syna władcy Egiptu.

Wesoły, otoczony pochodniami Ramzes w towarzystwie Tutmozisa wszedł do domu Sary.

Na jego widok Gedeon rzekł do Tafet:

— Boję się bardzo o moją córkę, ale jeszcze bardziej nie chcę spotykać się z jej panem…

Przeskoczył mur i wśród ciemności, przez ogród i pola, poszedł w stronę Memfisu.

Na dziedzińcu wołał Tutmozis:

— Witaj, piękna Saro!.. Spodziewam się, że nas dobrze podejmiesz za muzykę, którą ci przysłałem…

W progu ukazała się Sara z obwiązaną głową, wsparta na Murzynie i służebnicy.

— Co to znaczy? — spytał zdumiony książę.

— Straszne rzeczy!.. — zawołała Tafet. — Poganie napadli twój dom, a jeden uderzył kamieniem Sarę…

— Jacy poganie?…

— A ci… Egipcjanie! — objaśniła Tafet.

Książę rzucił jej spojrzenie pełne wzgardy. Lecz wnet opanowała go wściekłość.

— Kto uderzył Sarę?… Kto rzucił kamień?… — krzyknął chwytając za ramię Murzyna.

— Tamci znad rzeki… — odparł niewolnik.

— Hej, dozorcy!.. — wołał zapieniony książę — uzbroić mi wszystkich ludzi na folwarku i dalej na tę zgraję!..

Murzyn znowu pochwycił swój topór, dozorcy zaczęli wywoływać parobków z zabudowań, a kilku żołnierzy ze świty księcia machinalnie poprawili miecze.

— Na miłość boską, co chcesz uczynić?… — szepnęła Sara wieszając się na szyi księcia.

— Chcę pomścić cię… — odparł. — Kto uderza w moją własność, we mnie uderza… Tutmozis pobladł i kręcił głową.

— Słuchaj, panie — odezwał się — a jakże po nocy i w tłumie poznasz ludzi, którzy dopuścili się zbrodni?

— Wszystko mi jedno… Motłoch to zrobił i motłoch będzie odpowiadał…

— Tak nie powie żaden sędzia — reflektował Tutmozis. — A przecie ty masz być najwyższym sędzią…

Książę zamyślił się; jego towarzysz mówił dalej:

— Zastanów się, co by jutro powiedział nasz pan, faraon?… A jaka radość zapanowałaby między wrogami Egiptu, ze wschodu i zachodu, gdyby usłyszeli, że następca tronu, prawie pod królewskim pałacem, napada w nocy swój lud?…

— O, gdyby mi ojciec dał choć połowę armii, umilkliby na wieki wrogowie nasi we wszystkich stronach świata!.. — szeptał książę uderzając nogą w ziemię…

— Wreszcie… przypomnij sobie tego chłopa, który się powiesił… Żałowałeś go, gdyż umarł człowiek niewinny, a dzisiaj… Czy podobna, ażebyś sam chciał zabijać niewinnych?…

— Dość już!.. — przerwał głucho następca. — Gniew mój jest jak dzban pełen wody… Biada temu, na kogo się wyleje… Wejdźmy do domu…

вернуться

4

Autentyczne

17
{"b":"247838","o":1}