Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

— To wiadomo — rzekł Pentuer.

— Nie wszystkim — odparł Menes. — A już wcale nie było wiadomo: jak wielką może być ta kula…

— A ty wiesz? — zapytał prawie wylękniony Pentuer.

— Wiem. Nasza piechota maszeruje na dzień około trzynastu mil egipskich[46]. Otóż kula ziemska jest tak ogromna, że nasze wojska obeszłyby ją dokoła w ciągu pięciu lat…

— Bogowie!.. — rzekł Pentuer. — Czy nie lękasz się, ojcze, myśleć o podobnych rzeczach?…

Menes wzruszył ramionami.

— Mierzyć wielkość, cóż w tym strasznego? — odparł. — Mierzyć wielkość piramidy czy ziemi, wszystko jedno.

Robiłem trudniejsze rzeczy, bo wymierzyłem odległość naszej świątyni od pałacu faraona, nie przechodząc przez Nil…

— Strach!.. — szepnął Pentuer.

— Co za strach?… Odkryłem ja rzecz, której naprawdę będziecie się lękać… Ale o tym nie mów nikomu. Wiesz, w miesiącu Paofi (lipiec-sierpień) będziemy mieli zaćmienie słońca… w dzień zrobi się noc… I niech umrę śmiercią głodową, jeżeli chybiłem w rachunku bodaj o dwudziestą część godziny…

Pentuer dotknął amuletu, który miał na piersiach, i odmówił modlitwę. Potem rzekł:

— Czytałem w świętych księgach, że już nieraz, ku utrapieniu ludzi, robiła się noc w południe. Ale co to jest? nie rozumiem.

— Widzisz piramidy? — spytał nagle Menes wskazując ku pustyni.

— Widzę.

— A teraz postaw rękę przed oczyma… Widzisz piramidy?… Nie widzisz. Otóż zaćmienie słońca jest tym samym: między słońcem a nami staje księżyc, zasłania ojca światła i robi noc…

— I to stanie się u nas? — spytał Pentuer.

— W miesiącu Paofi. Pisałem o tym do faraona myśląc, że w zamian złoży jaką ofiarę dla naszej zaniedbanej świątyni. Ale on odczytawszy list wyśmiał mnie i kazał memu posłańcowi zanieść tę nowinę do Herhora…

— A Herhor?

— Dał nam trzydzieści miar jęczmienia. Ten jeden człowiek w Egipcie szanuje mądrość; ale młody faraon jest lekkomyślny.

— Nie bądź surowym dla niego, ojcze — wtrącił Pentuer. — Ramzes XIII chce poprawić dolę chłopów i rzemieślników: da im co siódmy dzień odpoczynek, zabroni bić ich bez sądu, a może obdaruje ziemią…

— A ja ci mówię, że on jest lekkoduch — odparł rozdrażniony Menes. — Dwa miesiące temu posłałem mu wielki plan ulżenia pracy chłopom i… także wyśmiał mnie!.. To nieuk i pyszałek.

— Uprzedzasz się, ojcze… Ale powiedz mi twój plan, a może pomogę wykonać go.

— Plan!.. — powtórzył starzec. — To już nie plan, ale rzecz…

Powstał z ławy i obaj z Pentuerem poszli do sadzawki w ogrodzie, nad którą stała altana doskonale zasłonięta pnącymi się roślinami.

W tym budynku znajdowało się wielkie koło osadzone na poziomej osi, z mnóstwem wiaderek na obwodzie. Menes wszedł wewnątrz koła i zaczął poruszać nogami. Koło obracało się, a wiaderka czerpały wodę z sadzawki i wlewały ją w koryto stojące wyżej.

— Ciekawy przyrząd! — rzekł Pentuer.

— Ale czy zgadniesz: co on może zrobić dla ludu egipskiego?

— Nie…

— Więc pomyśl, że to koło jest pięć albo i dziesięć razy większe i że w jego wnętrzu, zamiast człowieka, chodzi kilka par wołów…

— Coś… coś wydaje mi się — wtrącił Pentuer — ale jeszcze niedobrze rozumiem.

— A to takie proste! — odparł Menes. — Za pomocą tego koła woły lub konie mogłyby czerpać wodę z Nilu i wlewać ją do coraz wyżej leżących kanałów… W takim zaś wypadku pół miliona ludzi, którzy dziś pracują przy wiadrach, mogliby odpoczywać… Teraz widzisz, że mądrość więcej robi dla ludzkiego szczęścia aniżeli faraonowie.

Pentuer potrząsnął głową.

— Ileż by na to potrzeba drzewa — rzekł — ile wołów, ile paszy!.. Zdaje mi się, ojcze, że twoje koło nie zastąpi siódmego dnia odpoczynku.

— Widzę — odpowiedział Menes wzruszając ramionami — że nie wyszły ci na pożytek dostojeństwa. Ale choć straciłeś bystrość, którą w tobie podziwiałem, pokażę ci jeszcze coś… Może kiedy znowu nawrócisz się do mądrości i gdy ja umrę, zechcesz pracować nad ulepszeniem i upowszechnieniem moich wynalazków.

Wrócili do pylonu, a Menes podłożył nieco paliwa pod miedziany kociołek. Rozdmuchał płomień i wkrótce woda zaczęła się gotować.

Z kociołka wychodziła pionowa rura zakryta ciężkim kamieniem. Gdy w kotle zasyczało, Menes rzekł:

— Stań w tej framudze i patrz…

Poruszył korbę przytwierdzoną do rury i — w jednej chwili ciężki kamień wyleciał w powietrze, a komnata napełniła się kłębami pary.

— Dziwo!.. — krzyknął Pentuer. Lecz wnet uspokoiwszy się zapytał: — No, a ten kamień w czym poprawi byt ludu?

— Kamień w niczym — odpowiedział już zniecierpliwiony mędrzec. — Ale zaprawdę, powiadam ci, i o tym pamiętaj: przyjdzie czas, że koń i wół zastąpią pracę ludzką, a zaś gotująca się woda zastąpi konia i wołu.

— Ale co chłopom z tego przyjdzie? — nalegał Pentuer.

— Biada mi! — zawołał Menes chwytając się za głowę. — Nie wiem, zestarzałeś się czy zgłupiałeś, ale już chłopi zasłonili przed tobą cały świat, zaćmili ci umysł.

Tymczasem gdyby mędrcy mieli tylko chłopów na względzie, powinni by rzucić księgi i rachunki i zostać pastuchami!..

— Każda rzecz musi przynosić pożytek — wtrącił onieśmielony Pentuer.

— Wy, ludzie dworscy — rzekł z goryczą Menes — często posługujecie się dwoma miarami!

Kiedy Fenicjanin przyniesie wam rubin lub szafir, nie pytacie, jaki z tego pożytek, lecz kupujecie klejnot i zamykacie go w skrzyni. Ale gdy mędrzec przyjdzie do was z wynalazkiem, który mógłby zmienić postać świata, zaraz pytacie: jaki z tego pożytek?… Widać strach was ogarnia, ażeby badacz nie zażądał garści jęczmienia za przedmiot, którego nie pojmuje wasz umysł.

— Gniewasz się, ojcze?… Czyliż chciałem zrobić tobie przykrość?…

— Nie gniewam się, lecz ubolewam. Jeszcze przed dwudziestoma laty było nas w tej świątyni pięciu pracujących nad odkryciem nowych tajemnic. Dziś zostałem ja sam i przez bogi!

nie mogę znaleźć nie tylko następcy, ale nawet człowieka, który by mnie rozumiał.

— Z pewnością, ojcze, zostałbym tu do śmierci, aby poznać boskie twoje pomysły — rzekł Pentuer. — Powiedz jednak, czy mogę zamykać się dziś w świątyni, gdy ważą się losy państwa, szczęście ludu prostego — i gdy mój udział…

— Wpłynie na losy państwa i kilku milionów ludu?… — przerwał szyderczo Menes. — O wy, dorosłe dzieci w infułach i łańcuchach dostojników!.. Dlatego że wolno wam zaczerpnąć wody z Nilu, zaraz wam się zdaje, że możecie powstrzymać przybór albo odpływ rzeki.

Zaprawdę, inaczej nie myśli owca, która idąc za stadem wyobraża sobie, że ona je popędza!

— Ależ pomyśl tylko, nauczycielu. Młody faraon ma serce pełne szlachetności, chce dać ludowi siódmy dzień wypoczynku, sprawiedliwy sąd, a nawet ziemię…

Menes potrząsnął głową.

— Wszystko to — mówił — są rzeczy znikome. Młodzi faraonowie starzeją się, a lud… Lud miał już nieraz siódmy dzień odpoczynku i ziemię, a potem je tracił… Ach, gdybyż tylko to zmieniło się!.. Ileż od trzech tysięcy lat przesunęło się nad Egiptem dynastii i kapłanów, ile miast i świątyń upadło w gruzy, ba! nawet narosły nowe warstwy ziemi…

Wszystko zmieniło się z wyjątkiem tego, że dwa i dwa jest cztery, że trójkąt jest połową prostokąta, że księżyc może zakryć słońce, a gotująca się woda wyrzuca kamień w powietrze…

W znikomym świecie trwa i zostaje sama tylko mądrość. ł biada temu, kto dla rzeczy mijających jak obłoki opuszcza wiekuiste! Jego serce nigdy nie zazna spokoju, a umysł będzie kołysał się jak czółno podczas wichru.

— Bogowie mówią przez twoje usta, nauczycielu — odparł po namyśle Pentuer — ale zaledwo jeden człowiek na miliony może stać się ich naczyniem… I dobrze tak jest. Bo co by było, gdyby chłopi całe noce patrzyli w gwiazdy, żołnierze robili rachunki, a dostojnicy i faraon, zamiast rządzić, wyrzucali kamienie za pomocą gotującej się wody? Zanim księżyc raz obszedłby ziemię, wszyscy musieliby pomrzeć z głodu… Żadne też koło ani kociołek nie obroniłby kraju przed napadem barbarzyńców ani wymierzyłby sprawiedliwości pokrzywdzonym.

вернуться

46

Trzy mile geograficzne.

145
{"b":"247838","o":1}