— Z jakiegoż to powodu, Ramzesie, żądałeś ode mnie posłuchania?
— Jeszcze przed dwoma dniami, matko.
— Wiedziałam, że jesteś zajęty. Ale dziś oboje mamy czas i mogę cię wysłuchać.
— Tak mówisz do mnie, matko, jakby owionął mnie nocny wiatr pustyni, i już nie mam odwagi przedstawić ci mojej prośby.
— Więc zapewne chodzi o pieniądze?
Ramzes zmieszany spuścił głowę.
— Dużo ci też potrzeba?
— Piętnaście talentów…
— O bogowie! — zawołała pani — wszak parę dni temu wypłacono ci dziesięć talentów ze skarbu. Przejdź się, moja dziewczynko, po ogrodzie, musisz być zmęczona — rzekła monarchini do czarnej niewolnicy. Gdy zaś zostali oboje z synem, zapytała księcia:
— Więc twoja Żydówka jest aż tak wymagająca?
Ramzes zarumienił się, ale podniósł głowę.
— Wiesz, matko, że tak nie jest — odparł. — Ale obiecałem nagrodę wojsku i… nie mogę jej wypłacić!..
Królowa przypatrywała mu się ze spokojną dumą.
— Jak to niedobrze — odezwała się po chwili — kiedy syn robi postanowienia nie naradziwszy się z matką. Właśnie, pamiętając o twoim wieku, chciałam ci dać niewolnicę fenicką, którą przysłał mi Tyr, z dziesięcioma talentami posagu. Ale ty wolałeś Żydówkę.
— Podobała mi się. Tak pięknej nie ma między twymi służebnicami, matko, ani nawet między kobietami jego świątobliwości…
— Ależ to Żydówka!..
— Nie uprzedzaj się; matko, błagam cię… To jest fałsz, że Żydzi jedzą wieprzowinę i zabijają koty…
Dostojna pani uśmiechnęła się.
— Mówisz jak chłopiec z najniższej szkoły kapłańskiej — odparła wzruszając ramionami — a zapominasz o tym, co powiedział Ramzes Wielki: „Lud żółty jest liczniejszym i bogatszym od nas; działajmyż przeciw niemu, lecz ostrożnie, aby nie stał się jeszcze silniejszym…” Nie sądzę więc, ażeby dziewczyna z tego ludu była właściwa na pierwszą kochankę następcy faraona.
— Czyliż słowa Ramzesa mogą odnosić się do córki nędznego dzierżawcy!.. — zawołał książę. — Gdzie wreszcie są ci Żydzi u nas?… Trzy wieki temu jak opuścili Egipt, a dzisiaj tworzą śmieszne państwo, rządzone przez kapłanów…
— Widzę — odpowiedziała dostojna pani z lekka marszcząc brwi — że twoja kochanka nie traci czasu… Bądź ostrożny, Ramzesie!.. Pamiętaj, że wódz ich, Messu, jest to kapłan zdrajca, którego w naszych świątyniach po dziś dzień przeklinają… Pamiętaj, że Żydzi wynieśli więcej skarbów z Egiptu, aniżeli była warta praca ich kilku pokoleń: zabrali nam nie tylko złoto, ale i wiarę w Jedynego i nasze święte prawa, które dziś ogłaszają za własne. Nareszcie wiedz o tym — dodała z mocą — że córki tego ludu wolą śmierć aniżeli łoże obcego człowieka. A jeżeli oddają się, nawet nieprzyjacielskim wodzom, to chyba w tym celu, ażeby albo zjednać ich dla swojej polityki, albo zabić…
— Wierz mi, matko, że wszystkie te wieści rozgłaszają kapłani. Nie chcą oni dopuścić do podnóżka tronu ludzi innej wiary, którzy mogliby służyć faraonowi przeciw nim…
Monarchini podniosła się z krzesła i założywszy ręce na piersiach ze zdumieniem przypatrywała się synowi.
— Więc to prawda, co mi mówiono, że jesteś wrogiem kapłanów — rzekła. — Ty, ich ukochany uczeń?…
— Jeszcze muszę mieć ślady ich kijów na plecach!.. — odparł książę.
— Ależ twój dziad, a mój ojciec, mieszkający z bogami, Amenhotep, był arcykapłanem i posiadał rozległą władzę w kraju.
— Właśnie dlatego, że mój dziad był władcą i ojciec jest nim, ja nie mogę znieść władzy Herhora…
— Na to stanowisko wprowadził go twój dziad, święty Amenhotep…
— A ja go strącę.
Matka wzruszyła ramionami.
— I to ty — odezwała się ze smutkiem — chcesz dowodzić korpusem?… Ależ ty jesteś rozpieszczona dziewczyna, nie mąż i wódz…
— Jak to?… — przerwał książę, z trudnością powstrzymując się od wybuchu.
— Nie poznaję syna mego… Nie widzę w tobie przyszłego pana Egiptu!.. Dynastia w twojej osobie będzie jak nilowe czółno bez steru… Wypędzisz z dworu kapłanów, a któż ci zostanie?… Kto będzie twoim okiem w Dolnym i Górnym Kraju, kto za granicą?… A przecież faraon musi widzieć wszystko, na cokolwiek pada boski promień Ozirisa…
— Kapłani będą moimi sługami, nie ministrami…
— Oni też są najwierniejszymi sługami. Dzięki ich modłom ojciec twój panuje trzydzieści trzy lat i unika wojen, które mogłyby być zgubnymi…
— Dla kapłanów.
— Dla faraona, dla państwa!.. — przerwała. — Czy ty wiesz, co się dzieje z naszym skarbem, z którego w jednym dniu bierzesz dziesięć talentów, a żądasz jeszcze piętnastu?… Czy wiesz, że gdyby nie ofiarność kapłanów, którzy dla skarbu nawet bogom zabierają prawdziwe klejnoty, a podsuwają sztuczne, czy wiesz, że dobra królewskie byłyby już w rękach Fenicjan?…
— Jedna szczęśliwa wojna zaleje nasze kasy jak przybór Nilu nasze pola.
Wielka pani roześmiała się.
— Nie — rzekła — ty, Ramzesie, jesteś jeszcze takim dzieckiem, że nawet nie można poczytywać za grzech twoich słów bezbożnych. Proszę cię, zajmij się greckimi pułkami i jak najprędzej pozbądź się żydowskiej dziewczyny, a politykę zostaw… nam…
— Dlaczego mam pozbyć się Sary?
— Bo gdybyś miał z nią syna, mogłyby powstać zawikłania w państwie, które i tak ma dość kłopotów. Na kapłanów — dodała pani — możesz gniewać się, byleś ich publicznie nie obrażał.
Oni wiedzą, że trzeba wiele wybaczyć następcy tronu, osobliwie jeżeli ma tak burzliwy charakter. Ale czas uspokoi wszystko, na chwałę dynastii i pożytek państwu.
Książę rozmyślał. Nagle odezwał się.
— Więc nie mogę rachować na pieniądze ze skarbu?
— W żadnym razie. Wielki pisarz już dziś musiałby wstrzymać wypłaty, gdybym mu nie dała czterdziestu talentów, które mi Tyr przysłał.
— I co ja zrobię z wojskiem!.. — mówił książę, niecierpliwie trąc czoło.
— Oddal Żydówkę i poproś kapłanów… Może ci pożyczą.
— Nigdy!.. Wolę wziąć od Fenicjan.
Pani wstrząsnęła głową.
— Jesteś erpatrem, rób, jak chcesz… Ale ostrzegam cię, że musisz dać duży zastaw, a Fenicjanin, gdy raz stanie się twoim wierzycielem, już cię nie puści. Oni są podstępniejsi od Żydów.
— Na pokrycie takich długów wystarczy cząstka mego dochodu.
— Zobaczymy. Szczerze chciałabym ci pomóc, ale nie mam… — mówiła pani, ze smutkiem rozkładając ręce.
— Czyń więc, jak ci wypada, ale pamiętaj, że Fenicjanie w naszych majątkach są jak szczury w śpichlerzach: gdy jeden wciśnie się przez szczelinę, inni przyjdą za nim.
Ramzes ociągał się z wyjściem.
— Czy jeszcze powiesz mi co? — zapytała.
— Chciałbym tylko zapytać… Moje serce domyśla się, że ty, matko, masz jakieś plany względem mnie. Jakie?…
Monarchini pogłaskała go po twarzy.
— Jeszcze nie teraz… jeszcze nie teraz!.. Dziś jesteś swobodnym jak każdy młody szlachcic w tym kraju, więc korzystaj… Ale, Ramzesie, przyjdzie czas, że będziesz musiał pojąć małżonkę, której dzieci będą książętami krwi królewskiej, a syn twoim następcą. O tych czasach ja myślę…
— I co?…
— Jeszcze nic określonego. W każdym razie mądrość polityczna mówi mi, że twoją małżonką powinna być córka kapłana…
— Może Herhora?… — zawołał książę ze śmiechem.
— Cóż by w tym było nagannego? Herhor bardzo prędko zostanie arcykapłanem w Tebach, a jego córka ma dopiero lat czternaście.
— I zgodziłaby się zająć przy mnie miejsce Żydówki?… — z ironią zapytał Ramzes.
— Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd.
— Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę — rzekł Ramzes chwytając się za głowę. — Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią.
— Nie bluźnij, dziecko moje — szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. — W tym kraju widywano dziwniejsze cuda…
— Czy nie te — spytał z gorzkim uśmiechem syn — że ściany królewskiego pałacu podsłuchiwały swoich panów?
— Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami.