O to małżonkowie także się pokłócili. Ronica długo i na wszelkie sposoby przekonywała męża, że powinien zostać w domu przez jakiś czas. Sądziła oczywiście, że Althea również zostanie. Co nastoletnia dziewczyna miała do roboty na statku bez ojca? Kiedy Ronica zadała to pytanie Ephronowi, zareagował zdumieniem.
“Żywostatek miałby pływać bez przedstawiciela naszej rodziny, kogoś naszej krwi? Zdajesz sobie sprawę, kobieto, jakie nieszczęście kusisz, mówiąc w ten sposób?”
“Jeszcze nie ożyła. Z pewnością wystarczy jej Kyle, związany z naszą rodziną poprzez małżeństwo. Jest mężem Keffrii od blisko piętnastu lat! Niech Althea zostanie na jakiś czas w domu. Bardzo poprawi się kondycja jej włosów i skóry, i dziewczyna wreszcie będzie się mogła pokazać w mieście. Powinna powoli pomyśleć o małżeństwie, Ephronie, albo przynajmniej o zalotnikach. Aby takich znaleźć, trzeba ją najpierw zaprezentować. A Althea zjawia się w towarzystwie tylko raz albo dwa razy do roku, na Wiosennym Balu albo zgromadzeniu z okazji Dożynek. Ludzie rzadko rozpoznają ją na ulicy. Młodzi mężczyźni z kupieckich rodzin widują ją zwykle w spodniach, kaftanie, z włosami splecionymi w warkocz i cerą opaloną jak garbowana skóra. Nie jest to właściwy sposób prezentacji, jeśli chcesz, by dobrze wyszła za mąż”.
“Dobrze wyszła za mąż? Wystarczy niech będzie w małżeństwie szczęśliwa, tak jak my byliśmy. Spójrz na Keffrię i Kyle'a. Pamiętasz, jak ludzie w mieście gadali, że pozwalam, by taki parweniusz z chalcedzkim pochodzeniem uderzał do mojej najstarszej? Wiedziałem, że jest dalekomorskim kapitanem, a nasza córka była pewna swych uczuć. Są wystarczająco szczęśliwi. Spójrz na ich dzieci, zdrowe jak ryby. Nie, Roniko, jeśli mamy Altheę prowadzić na smyczy, stroić i pudrować, by przyciągnęła zalotników, ci zalotnicy z pewnością mi się nie spodobają. Niech pozna człowieka, który będzie ją podziwiał za odwagę i siłę. Niedługo będzie musiała osiąść na lądzie i przyjąć role kobiety, żony i matki. Wątpię, czy taka monotonia przypadnie jej do gustu. Dajmy dziewczynie trochę swobody, niech żyje tak, jak lubi”.
Wygłosiwszy to stwierdzenie, położył się na poduszki i ciężko dyszał.
Ponieważ Ephron był tak bardzo chory, Ronica przełknęła gniew i nie wytknęła mu, jak lekceważąco mówił o trybie życia, który prowadziła ona sama. Odrzuciła zawiść, chociaż musiała przyznać, że czasem zazdrościła córce wolności i swobodnego stylu życia. Nie wspomniała też mężowi, że ze względu na kiepski stan rodzinnych finansów dobrze byłoby wydać Altheę bogato za mąż. Teraz pomyślała cierpko, że gdyby nieco lepiej wychowali dziewczynę, mogliby ją wydać za jednego ze swoich wierzycieli, zwłaszcza hojnego, kogoś, kto w ramach podarku weselnego umorzyłby dług rodziny świeżo poślubionej żony. Powoli potrząsnęła głową. Nie, nie, tak nie można. Na swój własny subtelny sposób, Ephron uderzył w jej najczulszy punkt. Przecież poślubiła go, ponieważ się w nim zakochała. Dokładnie tak samo Keffria uległa powabom jasnowłosego Kyle'a. Mimo wszystkich kłopotów, z którymi ostatnio się borykała, Ronica miała nadzieję, że Althea również wyjdzie za mąż z miłości. Przez chwilę z rozpaczą w sercu, ale i z czułością patrzyła na mężczyznę, którego ciągle tak bardzo kochała.
Wlewające się przez okno światło popołudniowego słońca sprawiło, że Ephron zmarszczył brwi we śnie. Ronica wstała cicho, aby zaciągnąć zasłonę. Już nie cieszył jej widok za oknem. Kiedyś z wielką przyjemnością wpatrywała się w mocny pień i konary małżeńskiego drzewa. Teraz stało surowe i bezlistne w środku letniego ogrodu, gołe jak ludzki szkielet. Zasuwając zasłonę, poczuła na ciele dreszcz.
Ephron tak bardzo się cieszył, że zobaczy ich drzewo obsypane kwieciem. Niestety tej wiosny po raz pierwszy drzewo zachorowało. Pączki więdły, kwiaty brązowiały i przemoczone spadały na ziemię. Żaden się nie otworzył. Zapach gnijących płatków przypominał smród pogrzebowych ziół. Ani Ephron, ani Ronica nie mówili głośno o tej złej wróżbie. Zresztą, żadne z nich nigdy nie było religijne. Jednak wkrótce Ephron znowu zaczął kaszleć. Z każdym dniem kaszel był coraz ostrzejszy, aż pewnego dnia mąż Roniki wytarł usta i nos, a potem zmarszczył brwi, ponieważ na serwetce pojawiły się szkarłatne plamy krwi.
To było najdłuższe lato w jej życiu. Gorące dni okazały się dla chorego męża męczarnią. Oznajmił, że oddychanie ciężkim wilgotnym powietrzem nie jest lepsze niż wdychanie własnej krwi, a następnie odkaszlnął włókniste skrzepy, jak gdyby pragnął udowodnić swój punkt widzenia. Chudł coraz bardziej i nie miał apetytu. A jednak nie mówiło się o jego śmierci. Wprawdzie słowo to unosiło się wszędzie w domu, bardziej przytłaczające niż wilgotne letnie powietrze, lecz Ronica nie pozwalała prowadzić na ten temat żadnych rozmów.
Sama poruszała się w milczeniu. Ostrożnie podnosiła mały stolik i przystawiała do łóżka Ephrona. Przynosiła księgi rachunkowe, atrament, pióro i garść kwitów do wpisania, po czym zasiadała do obliczeń. Nad księgami jak zwykle marszczyła brwi. Wpisy, których starannie dokonywała swoją delikatną ręką, nie dodawały jej otuchy. W pewnym sensie praca bardziej ją teraz przygnębiała, ponieważ Ronica wiedziała, że kiedy Ephron się obudzi, będzie nalegał, by pozwoliła mu przejrzeć księgi. A przez tak wiele lat raczej nie przejawiał zainteresowania prowadzeniem farm, sadów i innych posiadłości.
“Zostawiam je w twoich fachowych rączkach, moja droga – mawiał jej, ilekroć próbowała rozmawiać o finansach. – Zaopiekuję się statkiem i postaram, by się spłacił za mojego życia. Tobie powierzam resztę”.
Fakt, że mąż tak bardzo jej ufał, równocześnie ją ekscytował, jak i przerażał. Wiele żon gospodarowało majątkami wniesionymi w posagu, niektóre po kryjomu prowadziły również część mężowskich interesów, kiedy wszakże Ephron Vestrit otwarcie przekazał swojej młodej żonie kontrolę nad niemal wszystkimi swoimi posiadłościami, mieszkańcy Miasta Wolnego Handlu byli prawie zgorszeni. Moda na rządy kobiet już się skończyła i plotkowano, że taka decyzja Ephrona za bardzo się kojarzy z przyzwyczajeniami ze starego, pionierskiego życia. Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu zawsze słynęli ze swej nowoczesności, lecz teraz, gdy powodziło im się coraz lepiej, symbolem statusu stało się pozbawianie żeńskiej części rodziny wszelkich gospodarskich obowiązków. Powrót do takich nawyków – przekazanie kupieckiego majątku kobiecie – uważano za plebejskie i niemądre.
Ronica zdała sobie wówczas sprawę z tego, że Ephron powierzył jej nie tylko majątek, ale także swoją reputację. Ślubowała, że okaże się godna takiego zaufania. Przez ponad trzydzieści lat ich posiadłości prosperowały. Bywały oczywiście gorsze zbiory, zboże czasem chorowało z powodu rdzy, mróz przychodził zbyt wcześnie albo za późno, zawsze jednak dobre plony owoców równoważyły utratę w ziarnie lub – jeśli w danym roku ucierpiały sady – zarabiali na mięsie i wełnie owiec. Gdyby nie musieli spłacać wielkiego długu za budowę “Vivacii”, byliby bogaci, ale i tak żyli całkiem wygodnie, a w niektórych okresach nawet dostatnio.
W ostatnich pięciu latach sytuacja się pogorszyła. Minął czas zamożności i Ronica zaczęła się niepokoić o przyszłość rodziny. Pieniądze wydawano, gdy tylko się pojawiły i stale musiała błagać wierzycieli, by poczekali dzień lub tydzień na spłatę długu. Coraz częściej prosiła o radę Ephrona. Kłócili się, ponieważ mąż sugerował sprzedaż wszystkich nierentownych gospodarstw (dla wspomożenia pozostałych), a sprawa nie była prosta. Większość farm i sadów radziła sobie tak dobrze jak wcześniej, tyle że pojawiła się konkurencja – tanie, ponieważ uprawiane przy użyciu niewolników, ziarna i owoce z Chalced. W dodatku prawie niemożliwy stał się handel na północy i na południu – północ prowadziła swoją przeklętą wojnę o Czerwony Statek, a na południu grasowali po trzykroć przeklęci piraci. Wysłane ładunki nie docierały do miejsca przeznaczenia, nie było zatem spodziewanych zysków. Ronica stale obawiała się o los męża i córki, choć Ephron nie uważał piratów za bardziej niebezpiecznych niż burzowa pogoda, nazywając ich “ryzykiem zawodowym”, któremu dobry dalekomorski kapitan musi umieć stawić czoło. A równocześnie, gdy wracał z rejsów, opowiadał żonie mrożące krew w żyłach historie o ucieczkach przed złowrogimi statkami. Wszystkie jego opowieści miały szczęśliwe zakończenie i Ephron z całym przekonaniem twierdził, że żaden piracki żaglowiec nie zdoła doścignąć żywostatku. Kiedy Ronica próbowała wyjaśnić mężowi, jak dotkliwie wojna i piraci dają się we znaki pozostałej części rodzinnego majątku, Ephron śmiał się tylko dobrotliwie i mówił, że w takim razie, póki sytuacja się nie poprawi, on i “Vivacia” będą pracowali jeszcze ciężej. Nie chciał oglądać ksiąg rachunkowych ani słuchać ponurych wieści dotyczących losu innych handlarzy i kupców. Ronica przypomniała sobie teraz ze smutkiem, że jej małżonek dostrzegał niegdyś sukces tylko własnych wojaży. Pewnego razu żwawo wyprawił się do jednej z posiadłości, zauważył, że owoce i zboża jak zwykle dojrzały na polach, pobieżnie przejrzał rachunki, po czym zadowolony wrócił wraz z Altheą na morze, ponownie zostawiając Ronikę samą ze wszystkimi problemami.