Brad i Michael byli ostatnimi pasażerami, którzy ją opuścili. Po wyjściu z windy niespodziewanie natknęli się na Nbele. Michael spojrzał na niego i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Nbele! – zawołał.
– Michael, przyjacielu – powiedział Nbele z promiennym uśmiechem. 4 Nasze spotkania w szpitalu stały się już tradycją!
– Pracujesz do późna, Nbele? – spytał Brad.
– Nie, doktorze. Dziś odwiedzam przyjaciela.
– Mogę z nim pójść, tato? – spytał Michael, wyraźnie ożywiony.
– Muszę przeprowadzić pilny zabieg – wyjaśnił Brad i kiwnął głową w stronę sal porodowych. – Nie miałem z kim zostawić Michaela. Na pewno któraś z pielęgniarek chętnie się nim zajmie.
– Z radością wezmę go ze sobą, doktorze.
– Tato, proszę!
– No cóż… jeśli nie uważasz, że ci się narzucam…
– Wie pan, że powiedziałbym, gdyby tak było – odparł Nbele. – Dopilnuję, by Michaelowi nie spadł włos z głowy, doktorze Hawkins. Zadzwoni pan do mojego gabinetu po zabiegu?
– Dobrze. Wpadnę do was za jakiś czas.
– Super! – krzyknął Michael.
Brad pospiesznie pomachał im na pożegnanie i wszedł na porodówkę. Szybko włożył fartuch i skierował się do sali. Za szybą widać było doktor Chang i stażystę, krzątających się obok pacjentki. Brad wsunął głowę w drzwi i oznajmił, że już jest.
– Wszystko w porządku, Mei Mei?
– Dzień dobry, doktorze Hawkins. Dobrze, że pan przyszedł. Wyjęliśmy dziecko, ale wystąpił lekki krwotok.
– Co z dzieckiem?
– Minutę po porodzie miało pięć punktów w teście APGAR – powiedziała – ale jest z nim coraz lepiej.
W jej głosie brzmiała nuta niepewności. Brad wiedział, że doktor Chang jest dobrą lekarką, ale nagłe przypadki sprawiały jej czasem spore kłopoty. Szybko włożył papierowe ochraniacze na buty, czapkę, maskę, po czym pospiesznie się umył. Wkrótce, z podniesionymi rękami ociekającymi mydłem, wszedł tyłem do sali operacyjnej. Po kilku sekundach miał już na sobie kitel i rękawice.
Brad podszedł do stołu operacyjnego od lewej strony, naprzeciwko doktor Chang, która pracowicie wycierała krew tamponami, podczas gdy stażysta stojący obok niej posługiwał się plastykowym zasysaczem. Krew jednak wciąż płynęła. Spojrzawszy na macicę, Brad zauważył, że nie obkurczyła się we właściwym stopniu. Miękka i gąbczasta, obficie krwawiła; stan ten określano mianem atonii macicznej.
– Odłóż te tampony, Mei Mei – powiedział Brad. – Musisz zmusić macicę do skurczu. Weź ją w obie ręce i masuj do skutku.
– Próbowałam, doktorze Hawkins.
– To próbuj dalej – powiedział, przybierając nieco ostrzejszy ton. -Z tego draństwa wylewa się sześćset centymetrów sześciennych krwi na minutę. Jeśli tego nie zatamujesz, pacjentka ci się wykrwawi!
Przez chwilę przyglądał się, jak doktor Chang ostrożnie kładzie ręce na dnie macicy, by rozpocząć ucisk, po czym położył na nich swoje dłonie i zademonstrował, jak masować mięsień z większą siłą, rytmicznymi, zdecydowanymi ruchami.
– Już lepiej – powiedział. – Tak trzymaj, ale przygotuj plan awaryjny na wypadek, gdyby masaż nie pomógł. Co wtedy zrobisz?
– Podam pacjentce prostaglandynę?
– Słusznie, ale należałoby zacząć od łagodniejszych leków. – Spojrzał na kroplówkę. – Co w tym jest?
– Ringer's plus ampułka pitocyny.
– Odkręć to na maksa – polecił Brad anestezjologowi. – I dodaj dwadzieścia jednostek, dobrze? Jak z jej objawami czynności życiowych?
– Ciśnienie w normie – powiedział anestezjolog – ale pojawił się lekki częstoskurcz.
– Krew gotowa?
– Dwie jednostki.
– Lepiej przygotuj jeszcze dwie – powiedział Brad do anestezjologa. -Niech przyślą je natychmiast. Podałeś jej metylergometrynę?
– Jeszcze nie.
– Może dobrze byłoby podać jej domięśniowo dwie dziesiąte miligrama?
– Robi się – odparł anestezjolog.
Brad w skupieniu obserwował sytuację. Mimo poprawionej techniki masażu krwotok nie ustawał. Brad oszacował, że pacjentka straciła już około litra krwi.
– No dobrze, Mei Mei – powiedział. – Pitocyna i metylergometryna gotowe. Przyszykowałaś prostaglandynę?
– Jeszcze o nią nawet nie poprosiłam – przyznała zawstydzona. Brad zwrócił się do pielęgniarki.
– Spróbuj wygrzebać skądś trochę piętnasto-metylowej prostaglandyny F-2 alfa. Dwie piąte miligrama od razu nabierz do strzykawki.
Kiedy pielęgniarka wyszła z sali, Brad zamyślił się. Przewlekły krwotok poporodowy spowodowany atonią maciczną stanowił zagrożenie dla życia. Zazwyczaj tamowano go prostymi środkami jak leki i masaż; kiedy jednak to się nie udawało, doświadczony chirurg musiał działać ostrożnie, krok po kroku.
– Nie trać głowy, Mei Mei – powiedział spokojnym tonem. – Prostaglandynę podaj od razu, kiedy będzie gotowa, ale na wszelki wypadek zachowaj czujność.
Pielęgniarka przygotowała zastrzyk. Brad pokazał Chang, jak wstrzyknąć lek prosto do mięśnia macicznego. Kiedy lekarka wznowiła masaż, wszyscy wbili wzrok w macicę, wypatrując oznak twardnienia.
– Jak długo mam to robić? – spytała.
– Góra pięć minut – odparł Brad. – Jaka jest w dotyku?
– Nie wyczuwam żadnej zmiany.
Rzeczywiście, fioletowa masa wydawała się miękka jak rybie mięso, a krew wciąż wylewała się do miednicy. Pacjentka straciła kolejne pięćset centymetrów sześciennych. Nie przyniesiono jeszcze krwi do transfuzji; jeśli krwotok nie zostanie szybko zatrzymany, może nastąpić zapaść.
– No dobrze, Mei Mei, przechodzimy do planu B – powiedział Brad. -Co zamierzasz zrobić?
– Podwiązać tętnicę biodrową wewnętrzną? – zaryzykowała.
– To standardowa odpowiedź udzielana na egzaminach – przyznał Brad. -Ale jedna pacjentka umarła na moich oczach po tym, jak chirurg przeciął tętnicę. Nie jest to łatwy zabieg i wymaga sporego doświadczenia. Może zaczniemy od tamponady macicy?
W drżącym głosie doktor Chang brzmiała niepewność.
– Zdawało mi się, że to jest nieskuteczne?
– Nic nie jest skuteczne, dopóki się nie spróbuje. No, dawaj.
Spojrzał na lekarkę. Widać było, że jest mocno przejęta. W takich chwilach niepewni własnych umiejętności chirurdzy szli na łatwiznę i decydowali się na wycięcie macicy. Dla kobiety, która zaszła w ciążę po raz pierwszy, było to druzgocącym ciosem. O wiele lepiej, pomyślał, wypróbować wszystkie dostępne możliwości, pod warunkiem że nie wyklucza tego stan pacjentki.
Brad związał dwa tampony i wsunął je do jamy macicy. Miał nadzieję, że ucisk od wewnątrz połączony z masażem macicy spowoduje zatamowanie krwotoku. Kiedy wszystko znalazło się na swoim miejscu, Brad zaczął energicznie ugniatać zwiotczały mięsień. Po dwóch minutach stało się jasne, że ten fortel także okazał się nieskuteczny. Tampony zmieniły się w mokrą, szkarłatną bryłę.
– No cóż, warto było spróbować – skwitował krótko. – No to zaczynamy plan C. Jak ciśnienie?
– Skurczowe spadło do dziewięćdziesięciu – odparł anestezjolog. – Nie nadążam z uzupełnianiem płynów.
– Może spróbujemy embolizacji terapeutycznej tętnicy macicznej? -spytała doktor Chang.
– Dobra myśl – powiedział Brad – to mogłoby się udać, gdybyśmy mieli czas. Ale nie mamy. Moglibyśmy zszyć tętnice maciczne, ale jest jeszcze inna możliwość. Słyszałaś o szwie B-Lynch?
Chang pokręciła głową. Brad wyrzucił przesiąknięte krwią tampony poprosił pielęgniarkę o przygotowanie nici. Wziął siedemdziesięciomilimetrową igłę o stępionej końcówce i okrągłym przekroju, a następnie polecił siostrze nawlec katgut chromowy numer dwa. Rozglądając się po sali operacyjnej, Brad zauważył, że wszyscy patrzą na niego w skupieniu, a kilka osób wstrzymało oddech. Teraz albo nigdy.
Kiedy imadło do igieł zostało przygotowane, Brad zręcznie założył pierwszy szew pod dolnym nacięciem macicy. Poprosił doktor Chang, by w czasie szycia nie przerywała ucisku. Następnie przeciągnął nić nad macicą i poprowadził z powrotem w dół. Zamierzał ciasno owinąć nią krwawiący narząd, by ucisk był stały i jednorodny. Na koniec zawiązał końce nici w bezpieczny chirurgiczny węzeł. Macica wyglądała teraz jak okrągła paczka mocno przewiązana sznurkiem. Pozostawało tylko czekać.