Литмир - Электронная Библиотека

– Jesteś chory! – Wyrwała rękę z jego uścisku i poszła szybkim krokiem w głąb krętego korytarza. – Zamówię taksówkę.

Britten ruszył za nią, wołając, by zaczekała. Morgan zerwała się do biegu. Na samą myśl, że mógłby ją dotykać, czuła głęboką odrazę. Ten człowiek był nie tylko odpychający, ale i niezrównoważony psychicznie. Musiała stąd uciec.

Biegnąc krętym korytarzem, wpadła na szkielety bliźniąt syjamskich. Runęły z hukiem na podłogę i łącząca je kość biodrowa pękła na pół. Dalej były jakieś drzwi. W chwili, gdy Morgan chwyciła klamkę, Britten złapał ją za ramiona.

– Na litość boską, poczekaj!

Ale Morgan wyrwała mu się i wpadła do następnego pomieszczenia, rozpaczliwie pragnąc uciec od tego człowieka i jego obrzydliwej kolekcji.

– Nic nie rozumiesz! – krzyczał Britten.

Morgan doskonale wszystko rozumiała. Britten, geniusz czy szarlatan, był zadurzonym w niej psychopatą. Pragnął ją zdobyć, perswazją czy siłą, jak kolejny okaz do swojej chorej kolekcji.

Britten skoczył na nią, pragnąc ją powstrzymać, przemówić jej do rozsądku. Morgan wykonała zwinny unik. Jej prześladowca stracił równowagę i rąbnął głową w metalowe biurko. Osunął się bezwładnie na podłogę, jakby uszło z niego powietrze.

Słysząc odgłos padającego ciała Morgan zatrzymała się w pół kroku. Obejrzała się i zobaczyła leżącego nieruchomo Brittena. Z głębokiej rany na czole płynęła krew, zalewająca mu oko. Pierś nieprzytomnego unosiła się i opadała w głębokim oddechu.

Chciała uciekać, ale obudził się w niej lekarz. Po chwili wahania, uklękła i obejrzała ranę Brittena. Rozcięcie wyglądało poważnie, ale kość była cała. Morgan wzięła z biurka serwetkę i przycisnęła ją do rany. Krwotok ustał tylko na chwilę. Prawdopodobnie bez szwów się nie obejdzie. Sprawdziła puls na szyi Brittena; był mocny i równy. Wstała. Wszystko wskazywało na to, że oprócz głębokiego rozcięcia i lekkiego wstrząsu mózgu nic mu nie jest.

Morgan podniosła słuchawkę i zadzwoniła po pogotowie. Britten powinien trafić do szpitala. Kiedy rozmawiała z telefonistką, jej wzrok padł na jakieś papiery leżące na biurku. Po chwili zorientowała się, czemu wyglądają tak znajomo, i przeszył ją przenikliwy chłód.

Odłożyła słuchawkę i wzięła papiery do ręki. Były to kopie danych, które Morgan ściągnęła z komputera, informacje na temat oszczędności poczynionych ostatnio przez AmeriCare. Albo Britten znał hasło, jakim się posługiwała, i dostał się do jej komputera, albo włamał się do jej gabinetu. Obserwował ją i prawdopodobnie wiedział o wszystkim, co robiła.

Morgan poczuła się, jakby ktoś pogwałcił jej prywatność. Zadzwoniła po taksówkę, wyniknęła się z domu Brittena i uciekła.

ROZDZIAŁ 13

Morgan nie chciała być sama. Przed oczami miała makabryczne szkielety, pląsające jak marionetki z najgorszego koszmaru. Niepewna, dokąd pojechać o tak późnej porze, w końcu podała kierowcy adres Brada.

Kiedy dotarła na miejsce, była pierwsza w nocy. Wiedziała, że podejmuje ryzyko. Jej pierwsze spotkania z Bradem były tak przesycone wzajemną niechęcią, że w tamtym okresie za nic w świecie nie zwróciłaby się do niego o pomoc. Jednak w tej chwili widziała w nim człowieka, na którym można polegać. Oby tylko nie miał jej za złe tego, że zjawia się u niego o tak późnej porze.

Nie miał. Kiedy zobaczył przerażoną minę Morgan, odruchowo objął ją i delikatnie poprowadził do mieszkania.

– Co się stało? – spytał, przekonany, że coś złego musiało spotkać jej siostrę albo któreś z dzieci.

Morgan niechętnie wyrwała się z jego ramion i padła na stojącą obok kanapę. Dopiero teraz, kiedy czuła się bezpieczna, dotarło do niej, co przeżyła w domu Brittena. Jej zaciśnięte wargi wykrzywiły się w dół, a wstrzymywane do tej pory łzy popłynęły szerokim strumieniem po twarzy, rozmazując makijaż.

Morgan opowiedziała Bradowi o wszystkim, od zawoalowanych gróźb Brittena, dotyczących jej posady, aż po rozmowę z Janice na temat molestowania seksualnego. Opisała przerażającą kolekcję szkieletów i mrzonki Brittena o jego wspólnej z nią, Morgan, przyszłości. Brad trzymał ją za rękę i słuchał, nie przerywając. Kiedy skończyła, otarła oczy, a on delikatnie pogładził ją po włosach.

– Wiedziałem, że coś jest z nim nie w porządku – powiedział ze złością – ale nie domyślałem się, że aż tak.

– Myślisz, że powinnam zadzwonić na policję?

– Skoro nie zamierzasz oskarżyć go o molestowanie, to niewiele ci to pomoże. Poza tym, co byś powiedziała? Że facet próbował cię złapać, upadł i uderzył się w głowę? Że ściągnął pliki z twojego komputera? Zresztą nie wiadomo, jak by zareagował, gdybyś wmieszała w to policję.

– No to co powinnam zrobić? Brad odetchnął głęboko.

– Na razie nie rób nic. Niech mu założą szwy, niech on sam zastanowi się nad tym, co się stało. Zepchnij go do obrony. Weź sobie dzień, dwa wolnego. Czy facet jest wariatem, czy nie, być może zrozumie, że zachował się jak idiota. Kto wie, może cię nawet przeprosi.

Morgan skinęła niepewnie głową i uśmiechnęła się.

– Dzięki, że mnie wysłuchałeś. Właściwie nie jestem pewna, czemu tu przyjechałam, ale dobrze, że to zrobiłam. – Zrobiło jej się zimno. – Wiesz, boję się sama wracać do domu. Nie chciałabym sprawiać kłopotu czy się narzucać, ale czy mogłabym przespać się u ciebie, na tej kanapie? – To żaden kłopot. Obok sypialni Michaela jest pokój gościnny. Chodź, dam ci świeżą pościel.

Zaprowadził ją do małego, ale wygodnego pokoju. Morgan była wyczerpana, jednak w jej głowie wciąż kłębiły się setki myśli. Wiedziała, że minie dużo czasu, zanim uda się jej zasnąć.

Rozebrała się, pozostając w samej bieliźnie. Wolałaby spać nago, ale uznała, że lepiej będzie mieć coś na sobie na wypadek, gdyby do pokoju wszedł Michael. Z ciekawości otworzyła garderobę. Powietrze wypełniło się wonnym zapachem drzewa cedrowego. Morgan weszła do środka i włączyła światło. Wisiały tam damskie ubrania, prawdopodobnie należące do żony Brada.

Morgan przypomniała sobie zdjęcie ładnej kobiety, które widziała w jego gabinecie. Przez kilka sekund myślała o niej. Brad prawie nic nie mówił o swojej żonie i teraz, Morgan czuła się jak intruz. Lękliwie przebierała w ubraniach dotąd, aż znalazła znoszoną flanelową koszulę nocną. W nadziei, że Brad nie będzie miał jej tego za złe, włożyła ją, zrzuciwszy bieliznę. Po kilku minutach leżała już w łóżku. Wkrótce zasnęła.

Brad, jak zawsze, obudził się o szóstej. Zaczął myśleć o Morgan. Mimo nieufności, jaką początkowo żywili do siebie, uprzytomnił sobie, że czuje się przy niej coraz lepiej. Co więcej, Morgan budziła w nim od dawna uśpione uczucia. Żadna z kobiet, które miał okazję poznać ostatnimi czasy, nie rozpalała jego wyobraźni tak jak ona. Kilka minut później zapukał do jej pokoju, pragnąc zaprosić ją na śniadanie.

Nie usłyszał odpowiedzi. Brad przekręcił gałkę i uchylił drzwi.

– Morgan? – powiedział cicho. – Morgan, wstałaś już? – Otworzył drzwi szerzej i wszedł na palcach do środka. Słabe promyki światła dziennego przedzierały się przez zaciągnięte zasłony. Brad wszedł w półmrok, zamykając za sobą drzwi.

Dostrzegł niewyraźny zarys głowy na poduszce i pasma włosów spływających na prześcieradło. Rozsunął lekko zasłony, wpuszczając więcej światła. Morgan wciąż spała kamiennym snem.

Leżała na plecach, z kocem ściągniętym do bioder. Było w niej coś, co obudziło w duszy Brada dziwną tęsknotę. Przyjrzawszy się Morgan dokładniej, zauważył, że ma na sobie jedną ze starych koszul nocnych jego żony. Stłumił budzący się w nim smutek i powoli usiadł na skraju łóżka. Dotknął czoła Morgan, odruchowo odgarniając kilka kosmyków.

Otworzyła oczy. Zobaczyła go niewyraźnie, jak przez sen. Nieuczesane włosy opadały mu na uszy, a poły szlafroka były rozchylone aż do pasa. Wydał jej się zaskakująco pociągający. Wciąż nie w pełni rozbudzona, uległa ogarniającemu ją pożądaniu. Bezwiednie uniosła ręce i objęła go za szyję.

34
{"b":"107088","o":1}