Литмир - Электронная Библиотека

Mówmy po prostu najnormalniejszym ludzkim językiem, po angielsku czy po rosyjsku, nie ma żadnego znaczenia. Zrozumieją nas. Powiecie panowie, że to fantazjowanie? Tak. Ale kongres wzniósł się już – proszę zwrócić uwagę, że powiedziałem „wzniósł się”, a nie „zniżył się” – do poziomu rzeczywiście naukowej fantastyki. Nie obstaję szczególnie przy tym: „naukowej”. Ja po prostu raz jeszcze podkreślam: „fan-tas-ty-ki”, owej natchnionej fantastyki, w której wyobraźnia zamienia się w przeczucie, w przewidywanie przyszłości. (Szmer na sali). Jakże dobrze jesteście wychowani, panowie uczeni! Powiedzcie to wprost, głośniej: „On bluźni w świątyni nauki!” (Krzyki z sali: „Oczywiście, że to bluźnierstwo!”). Bądźcie nieco sprawiedliwsi, panowie. Czy to uczeni przeczuli telewizję, wideofon, lasery, eksperymenty profesora Petrucciego i loty kosmiczne? Wszystko to przewidzieli fantaści, autorzy książek fantastyczno-naukowych.

Nie opuściłem ani jednego posiedzenia Komisji Teoretycznej i to, co tam słyszałem, chwilami wprawiało mnie w niekłamany zachwyt – była to czystej wody fantastyka! Eksplozje wyobraźni! Jakiejż trzeba było wyobraźni, by wysunąć hipotezę o hologramie – o wzrokowym odbiorze przez przybyszów dowolnego przedmiotu przy wykorzystaniu odbicia fal świetlnych? Taki fotozapis odbierany jest jako trójwymiarowy i zachowuje wszystkie charakterystyczne cechy wizualne rzeczywistego krajobrazu. Wczorajszy komunikat o zabarwionych górach lodowych, które napotkano w zatoce Melville’a na Grenlandii, potwierdził tę hipotezę. Duński statek oceanograficzny „Królowa Krystyna” rozpylił barwnik na górach lodowych w momencie, gdy jeźdźcy cwałowali nad nimi. Znajdowali się na wysokości paru kilometrów, a z pokładu statku już z odległości stu metrów nie można było gołym okiem zauważyć ani śladu barwnika na lodzie. Niemniej „jeźdźcy” przypikowali, przede wszystkim zmyli barwnik, a następnie wyłowili z wody czyściuteńki już błękitnawy lód. W ten sposób hipoteza o superczułym „wzroku” przybyszów stała się faktem naukowym.

Nie każdy twór wyobraźni jest przeczuciem czegoś rzeczywistego, co nastąpi, nie każda hipoteza musi być rozsądna. Chciałbym na przykład odrzucić wysuniętą przez kościół katolicki hipotezę, która zakłada, że przybysze nie są istotami żywymi, ale tylko sztucznymi tworami naszych braci kosmicznych stworzonych również „na obraz i podobieństwo boże”. W istocie rzeczy jest to stary religijny pogląd na Boga, Ziemię i człowieka, rozszerzający jedynie pojęcie „Ziemia” tak, by obejmowało ono cały wszechświat. Z filozoficznego punktu widzenia jest to hołd złożony naiwnemu antropocentryzmowi, nie trudny do obalenia nawet przy pomocy tych okruchów wiedzy o różowych obłokach, które już się nam udało zgromadzić. Gdyby twórcami obłoków były humanoidy, to humanoidy te wysyłając swój cybernetyczny zwiad w kosmos niewątpliwie wzięłyby pod uwagę możliwość spotkania z istotami sobie podobnymi, jeśli nie pod względem umysłowość to w każdym razie podobnymi zewnętrznie. W takim wypadku owe odpowiednio zaprogramowane bioroboty bez trudu znalazłyby wspólny język z ludzkością i życie ludzi nie stanowiłoby dla nich takiej zagadki. O nie, cokolwiek mówiliby o tym teologowie i antropocentryści, zetknęliśmy się z inną, nie znaną nam i jak dotąd niezrozumiałą jeszcze dla nas formą życia. Być może my dla nich również ciągle jeszcze jesteśmy formą życia nie znaną i niezrozumiałą, ale niewielka to dla nas pociecha. Proszę na przykład spróbować udzielić odpowiedzi na pytanie, jak żyją u siebie nasi goście z innej planety, czy są nieśmiertelni czy też może jedynie długowieczni, jak długo żyją, jak bardzo inaczej niż my. Jak się rozmnażają, w jaki sposób tworzą istoty do siebie podobne, jak organizują sobie życie pod względem biologicznym i socjalnym, w jakim środowisku żyją, płynnym czy może gazopodobnym, a może w ogóle nie potrzebują żadnego środowiska, może są tylko zagęszczeniami energii oddzielonymi od środowiska zewnętrznego polami siłowymi? Apeluję do waszej wyobraźni, panowie – spróbujcie udzielić odpowiedzi na te pytania! (Ożywienie na sali, oklaski). Widzę, że nie uciekniecie się panowie do votum nieufności, nikt zdaje się nie przepędza z mównicy zuchwałego fantasty? W takim razie pozwolicie, może bym mówił dalej?

(Zobaczyłem, że przewodniczący odruchowo spogląda na zegarek, że jego ręka wyciąga się ku przyciskowi dzwonka. Ale huk oklasków i różnojęzyczne okrzyki: „Prosimy, prosimy!” sprawiają, że przewodniczący postanawia zostawić dzwonek w spokoju).

– Przemawiając z tej trybuny Borys Ziernow powołał się na człowieka i pszczołę jako na przykład dwóch nieporównywalnych form życia. Spróbujmy pobudzić wyobraźnię – a co będzie, jeśli odwrócimy ten przykład? Otrzymamy wówczas, powiedzmy, jakąś supercywilizację pszczół i pozostającą za nią w tyle o całe tysiąclecia cywilizację człowieka. Obserwacjo nasze dowiodły już istnienia wśród przybyszów podziału pracy – jedni tną lód, inni zajmują się odtransportowaniem go w kosmos, jeszcze inni badają i rejestrują schemat atomowy modelu, jeszcze inni budują ów model. Odpowiednio różnorakie są również formy strukturalne „jeźdźców” – jedni z nich wyciągają się w coś na kształt piły taśmowej, inni rozchylają się w gigantyczny kwiat, jeszcze inni rozrzedzają się w purpurową mgłę, jeszcze inni zagęszczają się tworząc coś w rodzaju wiśniowego kisielu. Nasuwa się zatem pytanie – czy nie mamy do czynienia z rojem, z wysoko zorganizowanym rojem istot wraz z charakterystycznym dla takich rojów wyspecjalizowaniem funkcjonalnym? Nawiasem mówiąc życie ula jest również zorganizowane inaczej niż życie w czynszówkach nowojorskiej Park Avenue czy Pól Elizejskich w Paryżu. Inaczej jest zorganizowana zarówno praca, jak wypoczynek. Ale czy i m potrzebny jest wypoczynek? Czy mają poczucie piękna? Czy mają na przykład muzykę? Co zastępuje im sport? Powtarzam raz jeszcze – spróbujcie, panowie, odpowiedzieć na te pytania. Tak jak w szachach – z uwzględnieniem wszystkich możliwych wariantów. Trochę to trudne, powiecie. Oczywiście. Ale przecież arcymistrzowie szachowi postępują tak właśnie.

I dziwię się, czemu to arcymistrzowie nauki nie zadali sobie dotąd najważniejszego pytania – po co przybyli do nas nasi goście? (Szmer na sali). Wiem, wiem, każdy z was ma gotową odpowiedź, nawet dwie odpowiedzi. Dziewięćdziesięciu na stu spośród was odpowie mi, że przybyszom był do czegoś potrzebny lód Ziemi, którego skład izotopowy jest być może unikalny w całym kosmosie. Mniejszość z Thompsonem na czele odpowie mi, że jest to zwiad wynikający z agresywnych zamiarów przybyszów na przyszłość. Osobiście jestem zdania, że zwiad był wcześniej. Wtedyśmy go po prostu nie zauważyli. Teraz zaś przybyła do nas potężna, wszechstronnie wyekwipowana wyprawa (na sali zapanowała napięta cisza, słychać było jedynie szmery dyktafonów reporterów) nie zdobywców, nie, naszych kolegów z innej planety, panowie, wyprawa, która ma za zadanie zbadanie nie znanej im formy życia. (Krzyki z sali: „A lód?”). Poczekajcie, przejdziemy jeszcze i do lodu. Lód to operacja uboczna. Najważniejszą dla nich rzeczą jesteśmy my sami, wysoko rozwinięta forma białkowa życia oparta na roztworach wodnych. Jest coś, co nie pozwala im badać tego życia tutaj na Ziemi. Może jest to środowisko zewnętrzne, może obawa, by tego środowiska nie naruszyć, nie zanieczyścić. Cóż więc robić, od czego zacząć? Od pracy Pana Boga, od stworzenia świata? (Hałas na sali, ktoś przenikliwie krzyczy: „Zamilcz, bluźnierco!”). Nie jestem większym bluźniercą niż ojciec cybernetyki, Herbert Wiener. Niegdyś tacy sami jak pan tak samo histerycznie krzyczeli o Wienerze: „To diabelskie sztuczki! On sponiewierał Przykazania Pańskie! Nie będziesz czynił sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa tych rzeczy, które są na niebie i które są na ziemi i które są w wodach!” A jednak budujecie, panowie, teraz roboty i konstruujecie mózgi elektroniczne. Idea stworzenia modelu naszego życia w całej jego złożoności i w całym jego bogactwie, ta idea przybyszów jest jak najbardziej na miejscu, czymże jest bowiem proces poznania, jeśli nie modelowaniem przy pomocy myśli? A przejście od modelowania w myśli do modelowania w rzeczywistości to tylko jeden krok na drodze postępu. Kiedyś my również zrobimy ten krok, wymienia się już nawet termin – ma to się stać w przyszłym stuleciu. Czemuż więc supercywilizacja przybyszów nie miałaby osiągnąć tego wcześniej, powiedzmy o tysiąc lat wcześniej.

39
{"b":"107059","o":1}