Литмир - Электронная Библиотека

Victoria polowała na mnie… Miałam szczęście, że jeszcze mnie nie znalazła – szczęście i pięciu czworonożnych ochroniarzy. Wzięłam głęboki oddech. Bez względu na to, co Jacob opowiadał o zdolnościach wilkołaków, na myśl, że miałby walczyć z wampirzycą, przeszywał mnie dreszcz. Wyobraziłam ją sobie owładniętą szałem – z oczami ciskającymi błyskawice, wyszczerzonymi zębami i trupiobladą twarzą otoczoną płomiennorudą grzywą – groźną, nieśmiertelną, niepokonaną… Czy aby niepokonaną? Sfora zabiła przecież ponoć Laurenta.

Komu miałam wierzyć, Edwardowi czy Jacobowi? Edward (tu machinalnie skrzyżowałam ręce na piersi) tłumaczył mi, że tylko inny wampir jest zdolny do uśmiercenia przedstawiciela swojej rasy, tymczasem Jacob wspomniał, że takie jest powołanie wilkołaków.

Jacob powiedział też, że wataha będzie bronić Charliego – że powinnam się uspokoić, bo ojcu nie spadnie włos z głowy. Czy i w to miałam wierzyć? Jak? Po lasach grasowała wampirzyca! Każde z nas było w niebezpieczeństwie, a już najbardziej sam Jacob, skoro zamierzał stanąć pomiędzy Victorią a Charliem, pomiędzy Victorią a mną…

Kolejny raz zrobiło mi się słabo.

Nagie ktoś zapukał w szybę. Odskoczyłam do tyłu z krzykiem, ale był to tylko Jacob. Trzęsącymi się palcami odblokowałam drzwiczki.

– Kurczę, ty naprawdę umierasz ze strachu – zauważył chłopak. – Nie martw się, zaopiekujemy się tobą. Tobą i Charliem. Obiecuję.

– To, że namierzysz Victorię – wyznałam – przeraża mnie jeszcze bardziej niż to, że Victoria namierzy mnie.

– To nam uwłacza! – zaśmiał się. – Musisz trochę bardzie' uwierzyć w nasze możliwości.

Westchnęłam. Zbyt wiele wampirów w akcji widziałam w życiu.

– Dokąd przed chwilą poszedłeś? – zmieniłam temat. Spojrzał gdzieś w bok zmieszany.

– Co? Kolejny sekret?

– Właściwie nie. Ale to znowu coś ze świata… no, powiedzmy, legend. Nie wiem, może popukasz się w czoło.

– Chyba już nic nie jest w stanie mnie zadziwić. – Spróbowałam się uśmiechnąć, ale bez większego powodzenia.

– Pewnie tak – Jacob odwzajemnił mi się swoim dawnym, szerokim uśmiechem. – Okej, powiem ci, dokąd poszedłem. Widzisz, przeobraziwszy się w wilki, umiemy… jakby to określić? Słyszymy się nawzajem.

Ściągnęłam brwi.

– Nie to, co mówimy – uściślił. – Słyszymy nasze myśli. To znaczy, rzecz jasna, myśli pozostałych. Niezależnie od tego, jaka dzieli nas odległość. Niesamowite, prawda? Bardzo się to przydaje, kiedy polujemy, ale poza tym to raczej kłopotliwe. Krępując Rozumiesz, nie możemy mieć przed sobą żadnych tajemnic.

– To do tego piłeś w nocy, mówiąc, że czy tego chcesz, czy nie, i tak dowiedzą się, co się z tobą dzieje?

– Szybko kojarzysz.

– Dzięki.

– Rzeczywiście, dobrze sobie radzisz z rewelacjami nie z tej ziemi. Balem się, że zareagujesz histerią czy czymś w tym rodzaju.

– Cóż… po prostu nie jesteś pierwszą osobą, jaką znam, obdarzoną takimi zdolnościami.

– Naprawdę? Czekaj, masz na myśli swoich krwiopijców?

– Wolałabym, żebyś ich tak nie nazywał.

Rozbawiłam go.

– Niech ci będzie. To jak, masz na myśli Cullenów?

– tylko… tylko Edwarda. – Przyłożyłam sobie w razie, czego dłoń do piersi, Jacob wyglądał na zaskoczonego – niemile zaskoczonego.

– A jednak… Słyszałem podania o wampirach obdarzonych dodatkowymi talentami, ale sądziłem, że to tylko takie gadanie.

– Czy cokolwiek można jeszcze włożyć między bajki? – spytałam retorycznie.

Skrzywił się.

– Chyba nie. Mniejsza o to, załatwiłem sprawę i mamy spotkać się i z resztą na tej leśnej drodze, po której jeździmy na motorach.

Odpaliłam silnik.

– Czyli, żeby się z nimi porozumieć, dopiero co zmieniłeś się w wilka?

Jacob spuścił oczy.

– Tylko na sekundkę. Starałem się nie myśleć o tobie, żeby nie dowiedzieli się, że ze mną przyjedziesz. Sam nie pozwoliłby mi cię przyprowadzić.

– Sama bym się przyprowadziła – prychnęłam. Nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że Sam to czarny charakter. Za każdym razem jak padało jego imię, zgrzytałam zębami, – Powstrzymałbym cię – oznajmił Jacob smutno. – Pamiętasz, jak w nocy nie mogłem kończyć zdań? Jak nie mogłem opowiedzieć ci ze szczegółami, co mi jest?

– Wydawało się, że się krztusisz, – Bo poniekąd się krztusiłem. Za każdym razem, gdy przypominałem sobie, gdzie leży granica. O czym Sam zabronił mi mówić, Sam widzisz, jest szefem naszej sfory, przewodnikiem stada.

– Kiedy coś nam każe, nie możemy go ot tak zignorować.

– Dziwne – mruknęłam.

– Bardzo – zgodził się. – To taka nasza wilcza cecha.

– Aha. – Tylko na taką odpowiedź było mnie stać.

– Dużo ich, tych wilczych cech. Cały czas się uczę. Nie wiem jak Sam przeszedł przez to bez niczyjej pomocy. Mnie wspierała czwórka, a i tak czasem wszystkiego mi się odechciewa.

– Sam był pierwszy?

– Tak. – Jacob ściszył głos. – Kiedy… kiedy zacząłem przeobrażać się w wilka… Nigdy nie przeżyłem czegoś równie okropnego. Nie miałem pojęcia, że można się tak bać. Ale nie byłem sam. Towarzyszyły mi głosy – znane mi głosy, przyjazne – tłumaczące mi, co się ze mną dzieje i co mam po kolei robić. Zwariowałbym, gdyby nie one, jestem pewien. A Sam… – Chłopak pokręcił głową. – Sam nikogo nie słyszał.

Uley najwyraźniej istotnie zasługiwał na podziw, a nawet można było mu współczuć. Musiałam się wreszcie przestawić. Nie miałam najmniejszego powodu, żeby go dłużej nienawidzić.

– Czy będą bardzo źli, jeśli się z tobą pojawię? Jacob przygryzł wargę.

– To prawdopodobne.

– Może nie powinnam…

– Nie, jest okej – uspokoił mnie. – Nie jesteś jakąś pierwszą lepszą ciekawską ignorantką. Posiadasz masę informacji, które są dla nas bezcenne. Jak szpieg czy coś. Byłaś za linią wroga.

Wygięłam usta w podkówkę. Czy Jacob nie zamierzał mnie wykorzystać? Nie podobała mi się ta łatka informatora. Nie byłam szpiegiem w szeregach wampirów, nie zbierałam nigdy celowo żadnych informacji, ale mimo to poczułam się jak zdrajca.

– Nie występujesz przeciwko Cullenom, pocieszyłam się w duchu. Chcesz tylko, żeby Jacob dorwał Victorię, prawda?

– Hm. Niezupełnie.

– Oczywiście marzyłam o tym, żeby powstrzymano Victorię najlepiej zanim zaatakuje mnie samą, Charliego bądź kolejnego turystę, ale nie chciałam, żeby uczynił to Jacob. Nie chciałam nawet żeby próbował. Jeśli o mnie chodziło, powinien był trzymać się od niej z daleka.

– Choćby to czytanie w myślach – ciągnął Jacob, nieświadomy mojej postawy. – Wiesz, jakie talenty zdarza się posiadać wampirom. To dla nas bardzo istotne. Mieliśmy nadzieję, że to tylko legendy, bo oznacza to, że czasem mają nad nami pewną przewagę. Taka Victoria – sądzisz, że jest jakoś szczególnie uzdolniona?

Zawahałam się.

– Chyba by mi coś o tym powiedział.

– Kto? A, Edward? – skojarzył.

Złapałam się za brzuch.

– Co ci jest? – zmartwił się Jacob.

– Och, przepraszam, zapomniałem. Tabu. Bardzo boli?

Brzegi mojej wirtualnej rany delikatnie pulsowały. Starałam się nie zwracać na to uwagi.

– Nie, prawie wcale.

– Jeszcze raz przepraszam.

– Skąd mnie tak dobrze znasz, Jacob? Czasami wydaje mi się, że potrafisz czytać w moich myślach.

– Skąd. Po prostu jestem dobrym obserwatorem.

Dojechaliśmy już do nieutwardzonej drogi, na której uczył mnie jazdy na motorze.

– Zaparkować czy podjechać dalej?

– Tu będzie dobrze.

Stanęłam na poboczu i zgasiłam silnik. – Cały czas cierpisz po tym, jak cię zostawił, prawda? – szepnął Jacob.

Przytaknęłam, wpatrując się półprzytomnie w ścianę lasu.

– Nie przyszło ci kiedyś do głowy… że może… może dobrze się stało?

Wzięłam powoli głęboki oddech, po czym równie powoli wypuściłam powietrze z płuc.

– Nie.

– Bo, moim zdaniem, ten facet to był kawał…

– Jacob, litości – przerwałam mu. – Nie widzisz, w jakim jestem stanie? Błagam, nie poruszajmy więcej tego tematu.

– Jasne, jasne – zreflektował się. – Przepraszam. Zagalopowałem się.

57
{"b":"103759","o":1}