Литмир - Электронная Библиотека

– Na co mi to? – zaprotestowałam.

– Musisz kupić mi bilet. Film, który wybrałaś, jest od osiemnastu lat.

Parsknęłam śmiechem.

– I panie z kasy nie dadzą się przekonać, że tak właściwie masz czterdzieści? W porządku, kupię ci ten bilet. Czy Billy mnie zabije, jeśli się dowie?

– Nie. Uprzedziłem go, że twoim hobby jest deprawowanie nieletnich.

Znowu mnie rozbawił. Tylko Mike'owi nie było do śmiechu. Prawie żałowałam, że nie postanowił się jednak wycofać – chodził naburmuszony i rzadko zabierał głos. Z drugiej strony, gdyby nie on, spędzałabym wieczór sam na sam z Jacobem. To też nie był mój wymarzony scenariusz.

Film mnie nie zawiódł. Zanim skończyły się napisy z czołówki, cztery osoby wyleciały w powietrze, a jednej odcięto głowę. Siedząca przede mną dziewczyna najpierw zasłoniła sobie oczy, a potem wtuliła twarz w pierś swojego kompana. Chłopak pogładził ją po ramieniu. Przy brutalniejszych scenach sam się wzdrygał.

Mike najwyraźniej postawił na samoumartwianie, bo wpatrywał się znieruchomiały w widoczny nad ekranem rąbek kurtyny. Jeśli o mnie chodzi, nie odrywałam wzroku od ekranu, ale koncentrowałam się na plamach barw i ich ruchach, a nie na akcji. Musiałam wysiedzieć tak dwie godziny i wysiedziałabym, gdy Jacob nie zaczął chichotać.

– Co jest? – spytałam. – Widziałaś? Ale żenada! Z tamtego gościa krew trysnęła na kilka metrów. Chyba się nie spodziewali, że ktoś to kupi.

Znów zachichotał, bo wyrzucony w powietrze siłą eksplozji maszt flagowy przybił któregoś z bohaterów do betonowej ściany. Od tego momentu razem wypatrywaliśmy idiotycznych scen. Z minuty na minutę rzeź robiła się coraz bardziej absurdalna. Jacob i tym razem mnie nie zawiódł – zawsze świetnie się z nim bawiłam. Zastanawiałam się, jak pohamować jego romantyczne żale, żeby się na mnie nie obraził.

Fotele, w których siedzieliśmy, jak to w kinie, dzieliły pojedyncze oparcia. Te po moich bokach były zajęte przez ręce kolegów.

Obaj trzymali dłonie dziwnie wykrzywione ku górze – gotowe na przyjęcie mojej, gdyby naszła mnie taka ochota. Wiedziałam, że mnie nie najdzie. Przypominały mi stalowe wnyki. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a dłonie wsadziłam sobie pod pachy. Jacob łapał mnie za rękę, kiedy tylko nadarzała się po temu okazja, nie mogłam jednak uwierzyć, że i Mike ma czelność tak mnie nagabywać. Poza tym, zaciemniona sala kinowa to nie to samo, co Jacoba garaż. Gdybym zdecydowała się chwycić za rękę któregokolwiek z nich w tak znaczącym miejscu, byłoby to odebrane jako jawna deklaracja uczuć.

Mike poddał się pierwszy. Mniej więcej w połowie filmu cofnął rękę, pochylił się do przodu i schował twarz w dłoniach. Z początku myślałam, że reaguje tak na to, co się dzieje na ekranie, ale pozostawał w tej pozycji zbyt długo.

– Mike – szepnęłam – wszystko w porządku? Chłopak cicho jęknął. Para przed nami odwróciła głowy.

– Nie – wykrztusił. – Zbiera mi się na wymioty. Nie kłamał. Na jego czole lśniły krople potu.

Nagle zerwał się i wybiegł z sali. Wstałam, żeby pójść za nim. Jacob poszedł w moje ślady.

– Zostań – powiedziałam. – Tylko sprawdzę, czy nic mu nie jest.

Nie posłuchał. Zaczął przeciskać się za mną do wyjścia.

– Naprawdę, nie musisz wychodzić – zaoponowałam przy drzwiach. – Niech, chociaż jedno z nas nie zmarnuje tych ośmiu dolarów.

– Nic nie szkodzi. Ten film i tak jest do bani.

Wyszliśmy z sali. Ani śladu Mike'a. Jacob poszedł sprawdzić w męskiej toalecie. Poniekąd dobrze się złożyło, że zrezygnował z seansu – sama nie odważyłabym się tam zajrzeć. Nie było go tylko kilka sekund.

– Zguba się znalazła – oświadczył drwiącym tonem.

Co za mięczak! Powinnaś trzymać się z ludźmi o silniejszych żołądkach.

Z ludźmi, którzy na widok krwi śmieją się, a nie wymiotują.

– Masz rację – odparłam z sarkazmem – muszę się rozejrzeć za kimś takim. Obiecuję, że będę miała oczy szeroko otwarte. Poza nami w przedsionku przy salach nie było żywego ducha – do końca każdego z seansów pozostało, co najmniej pół godziny. Cisze przerywały jedynie dochodzące z bufetu w hallu charakterystyczne odgłosy wydawane przez zamieniające się w popcorn ziarna kukurydzy.

Jacob usiadł na pokrytej welurem ławce stojącej pod ścianą i poklepał zachęcająco wolne miejsce obok siebie.

– Mike nie wyglądał na kogoś, kto szybko dojdzie do siebie – Wyciągnął nogi, gotując się na dłuższe czekanie. Dołączyłam do niego z westchnieniem. Podejrzewałam, że zaraz ponowi próbę zalotów i nie pomyliłam się. Gdy tylko zajęłam na ławce, objął mnie ramieniem.

– Jake – fuknęłam, odsuwając się. Cofnął rękę, ale nie wydawał się być ani trochę zakłopotany. Chwycił moją dłoń, a kiedy usiłowałam ją wyrwać, złapał mnie drugą ręką za nadgarstek. Skąd brał tyle pewności siebie?

– Poczekaj chwilkę, Bello – poprosił łagodnie. – Chciałbym ci zadać kilka pytań.

Skrzywiłam się. Nie zamierzałam poruszać tego tematu – ani tu w kinie ani nigdzie indziej. Jacob był moim jedynym przyjacielem. Po kiego licha robił wszystko, żeby zepsuć to, co nas łączyło?

– Co? – burknęłam.

– Lubisz mnie, prawda?

– co za głupie pytanie.

– Bardziej niż tego pajaca, który wypluwa teraz własne flaki? – Wskazał głową drzwi do ubikacji.

– Bardziej.

– Bardziej niż jakiegokolwiek innego chłopaka?

Wciąż nie tracił pewności siebie, jakby było mu wszystko jedno, co powiem, albo jakby z góry znał moje odpowiedzi.

– I bardziej niż jakąkolwiek dziewczynę – uzupełniłam.

– Ale nic więcej.

Chociaż nie było to pytanie, czułam, że muszę coś powiedzieć ale pewne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Bałam się reakcji Jacoba. Czy odmowa bardzo by go zraniła? Może miałam już nigdy więcej nie zobaczyć? Nie byłam pewna, czy poradziłabym sobie z samotnością.

– Nic więcej – powtórzyłam w końcu cicho.

Uśmiechnął się pogodnie.

Nie ma sprawy. Najważniejsze, że jestem twoim najlepszy kumplem. I że uważasz, że jestem przystojny. Czy coś w tym stylu. Ale nie odpuszczę.

Nie licz na to, że mi się odmieni – uprzedziłam. Starałam się zachować normalny ton głosu, jednak sama wyczulam w nim smutek.

Jacob spoważniał.

– Cały czas za nim tęsknisz, prawda? – spytał z troską.

Wzruszyło mnie, że nie użył imienia. I wcześniej to z muzyką.

Nie musiałam mówić. Podświadomie wyczuwał, jak się ze mną obchodzić.

– Spokojnie – dodał. – Nie oczekuję, że będziesz mi się zwierzać.

Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

– Ale nie denerwuj się na mnie za to, że będę się w koło ciebie kręcił. – Poklepał mnie po wierzchu dłoni. – Bo tak łatwo się nie poddam. Mam czas.

Westchnęłam.

– Wolałabym, żebyś go na mnie nie marnował – powiedziałam, chociaż po prawdzie bardzo mi na tym zależało. Zwłaszcza że Jacob był gotowy zaakceptować mnie taką, jaką byłam – przyjąć bez protestów uszkodzony towar.

– Chciałbym nadal spędzać z tobą popołudnia i weekendy. Jeśli nie masz nic przeciwko.

– Nie wyobrażam sobie popołudni bez ciebie – przyznała szczerze.

Ucieszył się.

– To mi się podoba.

– Tylko nie wymagaj ode mnie niczego więcej! – ostrzegłam próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Bez powodzenia.

– To ci chyba nie przeszkadza? – spytał, ściskając moje palce.

Zastanowiłam się.

– Właściwie to nie.

Miał takie ciepłe ręce, a ja ostatnio marzłam bez przerwy.

– I nie przejmujesz się tym, co pomyśli sobie nasz wymiotujący kolega?

– Raczej nie.

– Więc w czym problem?

– Problem w tym, że to trzymanie się za ręce oznacza dla ciebie coś innego niż dla mnie.

– Ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. – To mój problem nie twój. – Niech ci będzie – mruknęłam. – Tylko o tym nie zapominaj.

– Nie zapomnę. Jestem teraz na cenzurowanym, tak? – Dał mi sójkę w bok.

Wywróciłam oczami. Trudno, miał prawo żartować sobie ze swojego położenia.

Przez minutę siedzieliśmy w milczeniu. Zadowolony z siebie Jacob krążył małym palcem po wnętrzu mojej uwięzionej dłoni.

38
{"b":"103759","o":1}