– Naprawdę chciałabyś, żebym z tobą pojechał? Chcesz przedstawić mnie swoim znajomym?
– Tak – potwierdziłam, wiedząc, że pakuję się w tarapaty. Jak miałam go później przekonać, że nie zależy mi na nim w szczególny sposób? – Bez ciebie nie będę się tak dobrze bawić. Weź z sobą Quila. Zaszalejemy.
Quil będzie w siódmym niebie. Rozumiesz, starsze dziewczyny… – Jacob wywrócił oczami.
– Dopilnuję, żeby miał szeroki wybór.
Żadne z nas nie wspomniało Embry'ego.
Nazajutrz, po angielskim, zagadnęłam Mike'a.
– Mike, co porabiasz w piątek wieczorem? Oczy mu rozbłysły.
– Nic szczególnego. A co? Chcesz dokądś wyskoczyć? Żeby nie wplątać się przypadkiem w randkę, przećwiczyłam różne wersje tego dialogu jeszcze w domu. Ba, żeby uniknąć niemiłych niespodzianek, przeczytałam nawet streszczenia wszystkich filmów wyświetlanych w kinie.
– Tak sobie myślałam, że moglibyśmy zorganizować jakiś grupowy wypad do kina – powiedziałam, starannie dobierając każde słowo. Zaakcentowałam słowo „grupowy”. – Bardzo chciałabym zobaczyć „Na celowniku”. Co ty na to?
„Na celowniku” było krwawym filmem akcji. Nie wyzdrowiałam jeszcze na tyle, żeby móc zmierzyć się z historią miłosną.
– Brzmi nieźle – przyznał, choć jego entuzjazm nieco przygasł.
– Świetnie.
– Hm… – Zamyślił się na moment, a potem nagle poweselał. Może by tak zaprosić Angelę i Bena? Albo Erica i Katie?
Kombinował, jak mógł, żeby nasze wyjście wyglądało na randkę, choćby i podwójną.
– Może jednych i drugich? – zasugerowałam. – I Jessicę. I Tylera. I Connera. I może Lauren?
Tej ostatniej nie cierpiałam, ale cóż, obiecałam Quilowi szeroki wybór.
– Okey – mruknął Mike zrezygnowany.
– Na pewno zaproszę też moich kolegów z La Push – ciągnęłam. – Jeśli wszyscy się zgodzą, będziesz musiał ich zawieźć swoim vanem.
Na dźwięk słowa „koledzy”, Mike zmarszczył czoło.
– To ci, z którymi ostatnio tak często zakuwasz?
– Ci sami. – Uśmiechnęłam się. – Właściwie można by powiedzieć, że daję im korepetycje. Wiesz, oni są dopiero w drugiej klasie.
– W drugiej klasie? – powtórzył Mike. Zaskoczyłam go tą informacją.
Przetrawiwszy ją, też się uśmiechnął.
Pod koniec dnia okazało się niestety, że van nie będzie potrzebny; Quil dostał od rodziców szlaban za wdanie się w bójkę.
Jessika i Lauren wymówiły się brakiem czasu, gdy tylko Mike powiedział im, kto jest drugim organizatorem, a Eric i Katie nie mogli z kolei dołączyć, bo umówili się już na świętowanie faktu, że są razem pełne trzy tygodnie. Co do Tylera i Connera, Lauren dotarła do nich przed Mikiem, więc tak jak dziewczyny, stwierdzili, że są bardzo zajęci. Pozostawała Angela z Benem i rzecz jasna Jacob.
Liczne odmowy nie zniechęciły Mike'a, wręcz przeciwnie. Nie mógł się już doczekać. Nie byt w stanie mówić o niczym innym.
– Może pójdziemy jednak na „Zawsze razem”? – spytał mnie w piątek podczas lunchu. – Dostało więcej gwiazdek. Miał na myśli komedię romantyczną, która w całym kraju zajęła pierwsze miejsca w rankingach popularności.
– Tak się już napaliłam na „Na celowniku” – poprosiłam. – Chcę by na ekranie lała się krew.
– Okej, okej. – Zanim Mike się obrócił, spostrzegłam, że zrobił minę z cyklu „a może ona jednak zwariowała”.
Kiedy zajechałam pod dom po szkole, na podjeździe oczekiwał znajomy samochód. Triumfalnie uśmiechnięty Jacob opierał o maskę.
– A niech mnie! – krzyknęłam, wysiadając z furgonetki.
– Nie wierzę własnym oczom! Udało ci się! Skończyłeś rabbita!
Chłopak spuchł z dumy.
– Wczoraj wieczorem. To będzie jego pierwsza dłuższa podróż.
– Bomba.
Podniosłam rękę do góry, żeby przybił mi piątkę. Przybił, ale zaraz potem, korzystając z okazji, wplótł swoje palce pomiędzy moje.
– To dzisiaj ja prowadzę?
– Tak, ty. Jasne.
Zgodziwszy się, westchnęłam teatralnie.
– Coś nie tak?
– Poddaję się. Po rabbicie już niczym cię nie przebiję. Wygrałeś. Chylę czoła. Jesteś starszy.
Wzruszył ramionami.
– Oczywiście, że jestem starszy.
Zza rogu wyłonił się van Mike'a. Wyrwałam dłoń z uścisku Jacoba. Spojrzał na mnie wilkiem.
– Pamiętam tego gościa – odezwał się, przyglądając się, jak Mike parkuje po drugiej stronie ulicy. – Wtedy na plaży był taki zazdrosny, jakbyś była jego dziewczyną. Czy wciąż ma problemy z odróżnianiem życia od marzeń?
Uniosłam jedną brew.
– Niektórych trudno zniechęcić.
– Czasami wytrwałość zostaje nagrodzona.
– Ale w większości przypadków tylko irytuje drugą stronę.
Cóż, zebrało nam się na aluzje.
Mike wysiadł z auta i przeszedł przez jezdnię.
– Cześć, Bella – zawołał, po czym spojrzał na Jacoba. Zmierzył rywala wzrokiem. Zerknęłam na Indianina, starając się zachować obiektywizm. Ani trochę nie wyglądał na szesnastolatka. Twarz mu ostatnio bardzo wydoroślała. No i ten wzrost – Mike sięgał mu ledwie do ramienia. Wolałam nawet nie myśleć, jak ja prezentuje się przy nim.
– Cześć, Mike. Pamiętasz Jacoba?
– Nie za bardzo. – Mike wyciągnął rękę, żeby przywitać się po męsku.
– Mike Newton.
– Jacob Black. Stary przyjaciel rodziny.
Uścisnęli sobie dłonie z większą siłą, niż wypadało. Po wszystkim Mike musiał rozmasować sobie palce. W kuchni rozdzwonił się telefon.
– Przepraszam, to może być Charlie – usprawiedliwiłam się i pobiegłam odebrać. Dzwonił Ben z informacją, że Angela dostała grypy żołądkowej. Sam też miał się nie pojawić, bo chciał się nią opiekować. Zdawał sobie sprawę, że stawia nas w nieco niezręcznej sytuacji, ale uważał, że nie powinien się bawić, kiedy jego dziewczyna cierpi.
Wróciłam na podjazd, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chociaż było mi szczerze żal biednej Angeli, najchętniej bym ją udusiła. Ją i Bena. Co za pasztet! Pięknie – miałam spędzić wieczór z dwoma nienawidzącymi się zalotnikami.
Pod moją nieobecność Mike i Jacob bynajmniej nie przełamali pierwszych lodów. Stali kilka ładnych metrów od siebie, wpatrując się we frontowe drzwi. Mike wyglądał na zasępionego, Jacob jak zwykle się uśmiechał. – Angela się rozchorowała. Nie przyjadą.
– To chyba nowa fala epidemii – stwierdził Mike. – Austina i Connera też nie było dzisiaj w szkole. Może przełożymy to wyjazd na inny piątek? Byłam gotowa przystać na jego propozycję, jednak ubiegł mnie Jacob.
– Mnie tam to nie przeszkadza, ale jeśli chcesz zostać, Mike, to się…
– Nie, skąd – przerwał mu. – Jadę, jadę. Chodziło mi o to, ze możemy umówić się jeszcze raz z Angelą i Benem. Wskakujcie. – Wskazał na swojego vana.
– Nie masz nic, przeciwko, jeśli zabierzemy się z Jacobem spytałam. – Przed chwilą mu to obiecałam. Widzisz, skończył właśnie tego rabbita. Sam go zbudował, bez niczyjej pomocy – pochwaliłam się niczym mamusia dumna ze swojego syneczka.
– Super – syknął Mike przez zaciśnięte zęby.
– Fajnie – powiedział Jacob, jakby zapadła jakaś decyzja. Wydawał się być najbardziej rozluźniony z naszej trójki.
Mike wgramolił się zdegustowany na tylne siedzenie volkswagena.
Ruszyliśmy.
Jacob, jak gdyby nigdy nic, opowiadał mi różne anegdotki, aż zupełnie zapomniałam, że nie jesteśmy sami. Zauważywszy to mój szkolny kolega postanowił zmienić strategię. Pochylił się do przodu i oparł się podbródkiem o oparcie mojego fotela, tak, że niemal dotknął policzkiem mojego policzka. Szybko odwróciłam się plecami do okna.
– Czy to cudo nie ma radia? – spytał Mike zgryźliwym tonem, przerywając Jacobowi w połowie zdania.
– Ma – odparł Indianin – ale Bella nie lubi muzyki.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Nigdy mu się z tego nie zwierzałam.
Mike się zirytował. Sądził, że się z niego nabijamy.
– Bella?
– To prawda – potwierdziłam, patrząc wciąż na Jacoba.
– Jak można nie lubić muzyki? Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Po prostu mnie irytuje.
Kiedy znaleźliśmy się w kinie, Jacob wręczył mi banknot dziesięciodolarowy.