Литмир - Электронная Библиотека
A
A

16

Zdobycie nakazu rewizji i konfiskaty o drugiej nad ranem było nie lada sztuką. Eye nie miała wszystkich danych potrzebnych do bezpośredniego dostępu do automatycznego zezwolenia, więc musiała wystarać się o nie u sędziego. Sędziowie zwykle zrzędzili, kiedy dzwoniło się do nich w środku nocy. Próba wytłumaczenia, że potrzebuje zezwolenia na rewizję i badanie konsolety, która znajduje się obecnie w jej domu, wiązała się z dodatkową niepewnością.

Dlatego też Eye cierpliwie wysłuchiwała wykładu, wygłaszanego dobitnym tonem przez poirytowanego sędziego.

– Rozumiem, panie sędzio. Ale ta sprawa nie może czekać do przyzwoitej godziny rano. Mam uzasadnione podejrzenie, że ta konsoleta ma związek ze śmiercią czworga ludzi. Człowiek, który ją zaprojektował i ją obsługuje, jest zatrzymany, ale nie mogę mieć nadziei na współpracę z jego strony.

– Mówi pani, że muzyka zabija, poruczniku? – parsknął pogardliwie sędzia. – Nic dziwnego. To gówno, które dzisiaj produkują. zwaliłoby z nóg słonia. Za moich czasów mieliśmy prawdziwą muzykę. Springsteen, Live, Cult Killers. To była muzyka.

– Tak jest. – Wzniosła oczy do sufitu. Akurat musiała trafić na miłośnika muzycznej klasyki. – Naprawdę potrzebny mi ten nakaz, panie sędzio. Mam na miejscu kapitana Feeneya, który może zaraz przystąpić do wstępnej analizy. Obsługujący konsoletę przyznał w rejestrowanym przesłuchaniu, że wykorzystywał ją do nielegalnych celów. Muszę mieć więcej, żeby znaleźć nitki prowadzące do wszystkich spraw.

– Jeśli chce pani znać moje zdanie, to wszystkie te konsolety powinny być zakazane i spalone. To straszliwe gówno, poruczniku.

– Nie, jeśli dowody potwierdzą moje przypuszczenia, że konsoleta i jej użytkownik mają związek ze śmiercią senatora Pearly”ego i kilku innych osób.

Po drugiej stronie zapadła cisza, po czym Eye usłyszała przeciągłe sapnięcie.

– To zmienia postać rzeczy.

– Tak jest. Muszę mieć nakaz, żeby znaleźć brakujące ogniwo w tych sprawach.

– Prześlę pani nakaz, ale lepiej, żeby paru coś znalazła, poruczniku. Coś nie do podważenia.

– Dziękuję. Przepraszam, że pana… – usłyszała głośny stuk przerwanego połączenia, lecz mimo to dokończyła – obudziłam.

– Wyjęła nadajnik i wywołała Feeneya.

– Hej, Dallas. – Na ekranie mignęła jego zadowolona, wyszczerzona w uśmiechu twarz. – Gdzie się podziewasz? Impreza właśnie się kończy. Przegapiłaś duet Mayis z hologramem Rolling Stonesów. Sama wiesz, co czuję do Jaggera.

– Tak, jest dla ciebie jak ojciec. Chciałabym, żebyś został, Feeney. Mam dla ciebie robotę.

– Robotę? Jest druga nad ranem, a moja żona, no wiesz – mrugnął znacząco. – Wyraża zainteresowanie.

– Przykro mi, ale musisz poskromić gruczoły. Roarke dopilnuje, żeby twoja żona została bezpiecznie odstawiona do domu. Zobaczymy się za dziesięć minut. Weź dawkę otrzeźwiacza jeżeli musisz. To może być długa noc.

– Otrzeźwiacza? – Jego twarz przybrała swój zwykły, posępny wyraz. – Cały wieczór starałem się jak mogłem, żeby się upić. Powiesz mi, O co chodzi?

– Za dziesięć minut – powtórzyła i wyłączyła się.

Nie spiesząc się zdjęła sukienkę i odkryła siniaki, o których zdążyła już zapomnieć, a które nagle odezwały się pulsującym bólem. Tam, gdzie mogła sięgnąć, pokryła je kremem znieczulającym po czym, krzywiąc się z bólu, nałożyła koszulę i spodnie.

Mimo to dotrzymała słowa i pojawiła się na tarasie dokładnie dziesięć minut po rozmowie z Feeneyem.

Zauważyła, że Roarke dwoi się i troi, by usunąć stamtąd ociągających się gości. Jeśli nawet zostali jacyś maruderzy, zaprowadził ich gdzie indziej, zostawiając jej pusty taras.

Feeney siedział samotnie przy ogołoconym bufecie, z ponurą miną żując kawałek pasztetu.

– Umiesz wytrącić mnie z nastroju do zabawy, Dallas. Żona była pod takim wrażeniem, kiedy do domu miała ją odwieźć limuzyna, że zupełnie zapomniała mnie ochrzanić. Mayis wszędzie cię szukała. Chyba poczuła się trochę dotknięta, że nie przyszłaś jej pogratulować.

– Postaram się jej to wynagrodzić. – Odezwał się jej przenośny videokom, sygnalizując odbieranie wiadomości. Rzuciła okiem na wyświetlony komunikat i włączyła wydruk. – Mamy nakaz.

– Nakaz? – Sięgnął po truflę i wrzucił ją sobie do ust. – Nakaz czego?

Eye obróciła się, wskazując konsoletę.

– Tego. Jesteś gotowy zrobić użytek ze swoich magicznych zdolności?

Feeney przełknął truflę, spojrzał w stronę konsolety. W oczach zapaliły mu się namiętne ogniki.

– Chcesz, żebym się tym pobawił? 0, cholera.

Wstał i w kilku skokach znalazł się przy konsolecie, gładząc ją pełnymi czci ruchami. Usłyszała, jak mamrocze coś o TX-42, superszybkich wyzwalaczach dźwięków i możliwościach scalania lustrzanego.

– Nakaz pozwała mi złamać jego kod na blokadzie?

– Pozwała. Feeney, to naprawdę poważne.

– Nie musisz mi mówić. – Uniósł ręce, pocierając opuszki palców, jak dawni kasiarze przed akcją. Pomysłowo zaprojektowane, ma najnowocześniejsze bebechy w swojej klasie. To jest…

– Prawdopodobnie odpowiedzialne za śmierć czworga ludzi – przerwała Eye. Podeszła do niego. – Muszę ci przekazać najnowsze informacje.

Po dwudziestu minutach Feeney zabrał się do roboty, używając swojego przenośnego zestawu, który przyniósł z samochodu. Eye nic nie zrozumiała z tego, co do siebie mruczał, a kiedy próbowała zajrzeć mu przez ramię, nie potraktował jej zbyt uprzejmie.

Spacerowała więc po tarasie, a potem połączyła się ze szpitalem, aby zapytać, jak się czuje Jess. Właśnie skończyła wydawać Peabody polecenie, by przekazała służbę w ręce jakiegoś mundurowego policjanta i pojechała do domu trochę się przespać, kiedy wszedł Roarke.

– Powiedziałem gościom, jak bardzo żałujesz, że nie mogłaś ich pożegnać – rzekł, częstując się kolejną brandy. – Wyjaśniłem, że wezwano cię służbowo zupełnie nagle. Usłyszałem wiele słów współczucia, że dzielę życie z gliniarzem.

– Uprzedzałam cię, że to nie będzie najlepszy układ.

Uśmiechnął się tylko, lecz jego oczy pozostały chłodne.

– To trochę złagodziło gniew Mayis. Ma nadzieję, że jutro się z nią skontaktujesz.

– Na pewno. Muszę jej wszystko wytłumaczyć. Pytała o Barrowa?

– Powiedziałem jej, że jest trochę… niedysponowany. I że to się stało dość nagle. – Nie dotknął jej. Chciał, ale nie był jeszcze do tego gotów. – Boli cię, Eye. Widzę.

– Jeszcze jedna taka uwaga, a będę cię musiała rozpłaszczyć na ziemi. Feeney i ja mamy tu sporo roboty i muszę być na chodzie. Nie jestem wątła i krucha, Roarke. – Jej oczy mówiły do niego, „Odłóż to na potem.” – Przyzwyczaj się w końcu do tego.

– Jeszcze nie umiem. – Odstawił brandy, wsunął ręce do kieszeni.

– Mogę pomóc – powiedział, wskazując głową Feeneya.

– To sprawa policji. Nie jesteś upoważniony, żeby dotykać tej maszyny.

Dopiero gdy odwrócił się do niej i w jego oczach zobaczyła dawny humor, z jej piersi wyrwało się głębokie westchnienie.

– To zależy od Feeneya – warknęła. – Jest ode mnie wyższy stopniem i jeżeli chce, żebyś pchał łapy w jego robotę, to jego sprawa. Nie chcę nic o tym wiedzieć. Muszę poskładać do kupy meldunki.

Ruszyła do wyjścia. Każdy jej ruch zdradzał głębokie wzburzenie.

– Eye. – Zatrzymała się i spojrzała na niego groźnie przez ramię. Potrząsnął głową. – Nie, nic. – Bezradnie rozłożył ręce. – Nic – powtórzył.

– Odwal się. Wkurzasz mnie. – Przeszła obok niego krokiem pełnym godności, wywołując na jego twarzy cień uśmiechu.

– Ja też cię kocham – powiedział półgłosem i podszedł do Feeneya. – Cóż my tu mamy?

– Aż się chce płakać. Przysięgam. To cudo. Prawdziwe, przepiękne cudo. Mówię ci, ten facet musi być geniuszem. Chodź, sam zobacz tablicę obrazów. Tylko popatrz.

Roarke zsunął marynarkę, przykucnął i wziął się do roboty.

Nie położyła się. Jeden jedyny raz Eye przemogła swoje uprzedzenia i wzięła dopuszczalną dawkę środków pobudzających. Poczuła, jak opada z niej zmęczenie, a umysł odzyskuje jasność i sprawność. Wzięła prysznic, rozpakowała lodowy bandaż, którym owinęła sobie kolano, i przyrzekła sobie, że resztą obrażeń zajmie się później.

52
{"b":"102676","o":1}