Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Zrobiłaś jakieś zdjęcia?

Zachichotała. Znalazła parę dżinsów, ale w porę przypomniała sobie o sądzie i wybrała bardziej wyjściowe spodnie.

– To był Leonardo z Jessem. Przyszli z prośbą. Do ciebie.

Roarke przyglądał się, jak Eye zaczęła wkładać spodnie, lecz nagle przypomniała sobie o bieliźnie i otworzyła szufladę.

Ojej, ojej. Będzie bolało?

– Nie sądzę. Właściwie ja też się przyłączam do tej prośby. Zastanawiali się, czy nie mógłbyś urządzić tu przyjęcia dla Mayis. Żeby miała okazję wystąpić. Dysk demo jest już gotowy, widziałam go wczoraj i jest bardzo dobry. Wiesz, to by była dobra okazja do… urządzenia premiery, zanim ruszą na podbój rynku.

– W porządku. Możemy chyba zrobić to za tydzień albo dwa. Sprawdzę w harmonogramie.

Na wpół ubrana, odwróciła się do niego.

– Tak po prostu?

– Czemu nie? Przecież to żaden problem.

Odrobinę się naburmuszyła.

– Myślałam, że będę musiała długo cię przekonywać.

W jego oczach pojawiły się figlarne błyski.

– A chciałabyś?

Z kamienną twarzą zapinała spodnie.

– Doceniam twój gest. Skoro jesteś tak uczynny, to chyba czas, żebyś poznał część drugą.

Roarke leniwym ruchem nalał jeszcze trochę kawy, rzucając okiem na monitor, na którym pojawiły się informacje na temat rolnictwa pozaziemskiego. Niedawno kupił mini farmę na stacji kosmicznej Delta.

– Jakaż jest część druga?

– Jess opracował ten numer i dał mi wczoraj dysk. – Spojrzała na niego z pojednawczym uśmiechem. – Naprawdę robi wrażenie. To duet i pomyśleliśmy, czy na przyjęciu – w czasie występu – nie mógłbyś tego wykonać razem z Mayis.

Popatrzył na nią osłupiały, tracąc wszelkie zainteresowanie notowaniami upraw.

– Co takiego?

– Mógłbyś to z nią zaśpiewać. Właściwie to był mój pomysł- ciągnęła, ledwo nad sobą panując, ponieważ Roarke nagle zbladł.

– Masz ładny głos, kiedy śpiewasz pod prysznicem. Słychać twój irlandzki akcent. Wspomniałam o tym Jessowi i był zachwycony.

Zdołał zamknąć usta, co przyszło mu z wielkim trudem. Powoli sięgnął za siebie i wyłączył monitor.

– Eye…

– Naprawdę będzie wspaniale. Leonardo ma genialny projekt twojego kostiumu.

– Mojego… – Wstrząśnięty Roarke zerwał się na równe nogi.

– Chcesz, żebym nałożył kostium i śpiewał w duecie z Mayis? Przy ludziach?

– Sprawiłbyś jej wielką radość. Pomyśl tylko, jaką dobrą prasę moglibyśmy zyskać.

– Prasę. – Teraz był już biały jak ściana. – Jezu Chryste, Eye.

– To naprawdę całkiem seksowny kawałek. – Podeszła do niego i zaczęła się bawić guzikiem jego koszuli, jednocześnie spoglądając mu z nadzieją w oczy. – Dzięki niemu Mayis ma szanse być na topie.

– Eye, wiesz, że bardzo ją lubię. Ale nie sądzę…

– Jesteś taki ważny. – Przesunęła palec po jego torsie. – Masz takie wpływy. Jesteś taką… znakomitością.

To już było szyte zbyt grubymi nićmi. Zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, dostrzegając w jej oczach rozbawienie.

– Nabijasz się ze mnie.

Wybuchnęła serdecznym śmiechem.

– Dałeś się nabrać. Gdybyś mógł się zobaczyć. – Chwyciła się za brzuch, piszcząc nagle z bólu, bo Roarke pociągnął ją za ucho. – I tak bym cię na to namówiła.

– Nie sądzę. – Niezupełnie jeszcze udobruchany, odwrócił się, by sięgnąć po swoją kawę.

– Na pewno. Zrobiłbyś to, gdybym dobrze to rozegrała. – Prawie zgięła się wpół ze śmiechu, otoczyła go ramionami i przytuliła się do jego pleców. – Och, kocham cię.

Znieruchomiał, tylko serce załomotało w nim głucho. Odwrócił się nagle i złapał ją mocno za ręce.

– Co? – Śmiech zamarł jej na ustach. Wyglądał na oszołomionego; jego oczy pociemniały i błysnęły dziko. – O co chodzi?

– Nigdy tego nie mówisz. – Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy. – Nigdy tego nie mówisz – powtórzył.

Nie mogła się poruszyć, więc stała, czując pulsujące w nim wzruszenie. Skąd to się wzięło, zastanawiała się. Gdzie on to ukrywał?

– Ależ mówię. Naprawdę.

– Ale nigdy nie tak. – Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chciał to usłyszeć. – Nigdy nie mówisz sama z siebie. Zanim zdążysz pomyśleć.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale ugryzła się w język. Miał rację. Zrobiło jej się głupio; poczuła się jak tchórz.

– Przepraszam. To dla mnie trudne. Naprawdę cię kocham – powiedziała cicho. – Czasem mnie to przeraża, bo jesteś pierwszy. I jedyny.

Trzymał ją w ramionach, dopóki nie uznał, że w pełni odzyskał mowę. Wtedy odsunął ją i spojrzał jej w oczy.

– Zmieniłaś moje życie. Stałaś się moim życiem. – Dotknął ustami jej ust i powoli zaczął ją całować. – Potrzebuję cię.

Splotła ręce na jego szyi, przyciskając się mocniej.

– Pokaż mi. No już.

11

Eye wyruszyła do pracy, nucąc pod nosem. Czuła się lekko i rześko, z wypoczętym ciałem i umysłem. Wóz od razu zapalił, a regulator temperatury pozwolił się ustawić na dwadzieścia dwa stopnie, co uznała za dobry znak.

Była gotowa do spotkania z komendantem i przekonania go, że ma ważną sprawę do zbadania.

Potem dojechała do skrzyżowania Piątej z Czterdziestą Siódmą i trafiła na gigantyczny korek. Ruch na ulicach został sparaliżowany. Nad kolumnami unieruchomionych pojazdów jak sępy krążyły airbusy i nikt się nie przejmował przepisami ograniczenia emisji hałasu. Zewsząd było słychać ryk klaksonów, wrzaski, przekleństwa i gwizdy, które odbijały się echem i wracały ze zdwojoną siłą. Gdy tylko samochód Eye utknął w korku, wskaźnik temperatury wesoło podskoczył do trzydziestu pięciu stopni.

Wyskoczyła z wozu zatrzaskując za sobą drzwiczki i przyłączyła się do tłumu rozwścieczonych kierowców.

Obwoźni sprzedawcy korzystali, ile się dało, przemykając slalomem między pojazdami i robiąc bajeczny interes na mrożonych owocach na patyku i kawie. Eye nie chciało się nawet wyciągać odznaki i przypominać im, że nie wolno im handlować poza chodnikiem. Zatrzymała jednego ze sprzedawców, kupiła Pepsi i zapytała, co tu się, do cholery, dzieje.

– Wolno wiekowcy. – Szukając wzrokiem kolejnych klientów, sprzedawca wsunął żetony kredytowe do kasy. – Protest przeciwko stawnej konsumpcji Całe setki ludzi siedzą w poprzek Piątej i śpiewają. Życzy pani sobie pszenną bułeczkę? Świeża.

– Nie.

– To chwilę potrwa – ostrzegł ją i wlazł do swego wózka, ruszając dalej.

– Sukinsyny. – Eve rozejrzała się. Ze wszystkich stron była zablokowana przez wściekłych ludzi jadących do pracy. Dzwoniło jej w uszach, a z wnętrza auta buchało gorąco.

Wskoczyła z powrotem do samochodu i walnęła pięścią regulator temperatury. Wyświetlacz zatrzymał się na szesnastu stopniach. Nad jej głową przesunął się pełen gapiów airbus turystyczny.

Tracąc zupełnie wiarę w swój pojazd, Eye włączyła służbową syrenę i ustawiła pionowy start. Syrena zawyła, ginąc we wszechobecnej kakofonii, ale pojazd zdołał się chwiejnie wznieść, kaszląc i krztusząc się. Kolami prawie otarła się o stojący przed nią samochód.

– Twój następny przystanek to złomowisko. Przysięgam – mruknęła, po czym włączyła nadajnik. – Peabody, co tu się dzieje?

– Poruczniku. – Na ekranie zamigotała nieruchoma twarz Peabody.

– Chyba natknęłaś się na korek na Piątej. Jest demonstracja.

– Ale nikt jej nie zapowiadał. Cholernie dobrze wiem, że nie było jej w komunikatach. Niemożliwe, żeby mieli pozwolenie.

– Wolno wiekowcy nie wierzą w żadne pozwolenia. – Chrząknęła, gdy Eve parsknęła z pogardą, – Lepiej kieruj się na zachód, na Siódmej może być luźniej. Też jest tłok, ale przynajmniej się porusza. Sprawdź na monitorze pokładowym…

– Jeżeli działa na tej kupie złomu. Powiedz tym palantom z Konserwacji, że już nie żyją. Potem skontaktuj się z komendantem i przekaż mu, że mogę się spóźnić kilka minut. – Cały czas walczyła z wozem, który uparcie obniżał pułap, tak że piesi i inni kierowcy przerażeni unosili głowy. – Jeśli nie spadnę nikomu na łeb, powinnam dotrzeć za dwadzieścia minut.

35
{"b":"102676","o":1}