Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W swoim studiu w centrum, Jess przeglądał demo. Miał nadzieję, że Eye ogląda dysk. Jeśli to już zrobiła, jej umysł był otwarty. Szeroko otwarty na sny. Jess żałował, że nie wie, jakie będą i dokąd ją zaprowadzą. Mógłby wtedy zobaczyć to, co ona, udokumentować i przeżyć jeszcze raz. Lecz stopień zaawansowania badań me pozwalał mu jeszcze na odkrycie drogi do jej snów. Kiedyś, pomyślał, pewnego dnia…

Sny przeniosły ją w ciemność i lęk. Z początku gmatwały się, potem nabrały przerażająco wyraźnych kształtów, by znów rozsypać się jak liście na wietrze. Były przerażające. Później przyśnił się jej Roarke, co ją uspokoiło. Oglądała z nim płomienny zachód słońca w Meksyku i kochali się bez pamięci w ciemnościach, słuchając szumu fal w lagunie. Miała go w sobie, a w jej uszach brzmiał jego głos, uporczywie powtarzający, by dała się ponieść.

Potem ujrzała ojca, który trzymał ją w mocnym uścisku. Była bezbronnym, przestraszonym dzieckiem. Bolało ją.

Nie, proszę, nie.

Czuła jego zapach: słodyczy i alkoholu. Za słodki i za mocny. Krztusiła się od płaczu, czując na ustach jego dłoń, którą usiłował uciszyć jej krzyk, jednocześnie ją gwałcąc.

„Nasza osobowość jest zaprogramowana w chwili poczęcia” głos Reeanny brzmiał spokojnie i pewnie. „Jesteśmy tacy, jakimi nas stworzono. Każdy nasz wybór jest ustalony już przy narodzinach”.

Była dzieckiem, stała w jakimś potwornym, zimnym pokoju, który miał zapach odpadków, moczu i śmierci. Miała krew na rękach.

Ktoś ją trzymał, krępując jej ręce, a ona walczyła jak dzikuska, jak tylko potrafi walczyć przerażone i zrozpaczone dziecko.

– Nie, nie, nie!

– Cicho, Eye, to tylko sen. – Roarke przygarnął ją do siebie i potrząsnął; jej zimny pot wsiąkał w jego koszulę – Jesteś bezpieczna.

– Zabiłam cię. Nie żyjesz. Nie ma cię.

– Obudź się, w tej chwili.

Przycisnął usta do jej skroni, rozpaczliwie próbując ją uspokoić. Gdyby miał taką moc, cofnąłby się w czasie i z radością zamordował to, co ją teraz dręczyło.

– Obudź się, kochanie. To ja, Roarke. Nikt cię nie skrzywdzi. Jego już nie ma – szepnął, gdy przestała się szarpać i wzdrygnęła się.

– Nigdy już nie wróci.

– Nic mi nie jest. – Zawsze, ilekroć wyrywano ją z sennego koszmaru, czuła się upokorzona. – Naprawdę wszystko w porządku.

– Nie, nie wszystko. – Dalej trzymał ją w objęciach i gładził jej włosy, dopóki nie przestała drżeć. – To był zły sen.

Nie otwierała oczu, próbując się skupić na czystym, męskim zapachu Roarke”a.

– Przypomnij mi, żebym nigdy nie szła spać objedzona ostrym spaghetti. – Zauważyła, że Roarke był ubrany, a światła w sypialni przytłumione. – Nie położyłeś się jeszcze.

– Dopiero wróciłem. – Rozluźnił uścisk, by spojrzeć jej w twarz. Otarł łzę, która powoli wysychała na jej policzku. – Ciągle jesteś blada. – Głos jeszcze mu drżał ze zdenerwowania. – Dlaczego, do cholery, nie weźmiesz żadnego środka uspokajającego?

– Nie lubię. – Jak zwykle koszmar zostawił jej pamiątkę w postaci tępego, pulsującego bólu głowy. Odsunęła się, żeby tego nie spostrzegł. – Nie brałam nic od dawna. Od kilku tygodni. – Trochę spokojniejsza przetarła zmęczone oczy. – Tym razem wszystko było pomieszane. Dziwne. Może to wino.

– Może po prostu stres. Zapracujesz się kiedyś na śmierć.

Przekrzywiając głowę, rzuciła okiem na jego zegarek.

– A kto przychodzi z biura o drugiej w nocy? – Uśmiechnęła się, chcąc zetrzeć z jego oczu wyraz zmartwienia. – Kupiłeś ostatnio jakieś małe planety?

– Nie, tytko kilka średnich satelitów. Wstał i zaczął zdejmować koszulę. Popatrzył na nią zdziwiony, kiedy obrzuciła dwuznacznym spojrzeniem jego obnażony tors. – Jesteś za bardzo zmęczona.

– Nic nie szkodzi. Możesz wziąć na siebie całą robotę.

Usiadł ze śmiechem i zsunął buty.

– Dziękuję bardzo, ale wolę, żebyśmy zaczekali, aż na tyle odzyskasz energię, żeby wziąć czynny udział.

– Chryste, jakie to małżeńskie. – Lecz wśliznęła się wyczerpana do łóżka. Ból głowy przyczaił się gdzieś w jej mózgu, szykując się do kolejnego ataku. Gdy Roarke położył się obok niej, oparła mu głowę o ramię. – Cieszę się, że jesteś już w domu.

– Ja też. – Musnął wargami jej włosy. – Spij dobrze.

– Tak. – Bicie jego serca, które czuła pod palcami, uspokoiło ją. Trochę się tylko wstydziła, że tak bardzo go potrzebuje. – Sądzisz, że jesteśmy programowani przy poczęciu?

– Co?

– Zastanawiam się. – Zanurzała się powoli w półsen i jej głos stawał się coraz bardziej stłumiony i daleki. – Czy to, co wynika z połączenia jaja z plemnikiem, zależy tylko od szczęśliwego losowania na loterii genów? Tylko tyle? Kim przez to jesteśmy, Roarke?

– Rozbitkami – odrzekł, wiedząc, że Eye już śpi. – Ocalonymi rozbitkami.

Długo leżał bezsennie, słuchając jej oddechu i patrząc w gwiazdy. Dopiero gdy był zupełnie pewien, że nie dręczą jej już żadne zjawy, poszedł w jej ślady.

O siódmej obudził ją komunikat z biura Whitneya. Za dwie godziny miała się zameldować u komendanta.

Nie zdziwiła się, widząc, że Roarke już wstał, ubrał się i popijał kawę, przeglądając na monitorze notowania giełdowe. Wymruczała coś na powitanie i powlokła się pod prysznic z kawą w dłoni.

Kiedy wróciła, rozmawiał z kimś przez videokom. Z urywków rozmowy zorientowała się, że to jego makler. Chwyciła bułkę, zamierzając ją zjeść w trakcie ubierania, lecz Roarke złapał ją za rękę i posadził na kanapie.

– Zobaczymy się w południe – powiedział do maklera i zakończył połączenie. – Dlaczego tak się spieszysz? – spytał ją.

– Za półtorej godziny mam być u Whitneya i muszę go przekonać, że istnieje związek między trzema samobójstwami, namówić go, żeby mi pozwolił zająć się tą sprawą i żeby przyjął do wiadomości, że dane na ten temat zdobyłam nielegalnie. Potem muszę jechać do sądu i zeznawać w sprawie jednej szumowiny – alfonsa, który prowadził nielegalny domek z nieletnimi i jedną z nich zatłukł na śmierć. Postaram się, żeby na długo trafił do pudła.

Pocałował ją.

– Czyli kolejny dzień w pracy. Weź sobie trochę truskawek.

Miała do nich słabość, sięgnęła więc po jedną.

– Nie mamy chyba żadnych… planów na dzisiejszy wieczór?

– Nie. A co proponujesz?

– Moglibyśmy trochę poleniuchować. – Wzruszyła ramionami.

– Chyba że po rozmowie wyleją mnie za złamanie przepisów ochrony rządu.

– Dlaczego nie pozwoliłaś mi się tym zająć? – Uśmiechnął się szeroko. – Trochę czasu i zdobyłbym dla ciebie te dane.

Zamknęła oczy.

– Nie chcę tego słuchać. Nie chcę nic o tym wiedzieć.

– Co byś powiedziała na oglądanie starych video, chrupanie popcornu i przytulanki na kanapie?

– Powiedziałabym: dzięki ci, Boże.

– No to jesteśmy umówieni. – Dolał kawy. – Może nawet uda nam się zjeść razem kolację. Zadręczasz się tą sprawą – a raczej tymi sprawami.

– Nie mogę znaleźć punktu zaczepienia. Nie wiem, dlaczego i jak. Tylko partner Fitzhugha i jego wspólniczka mogą mieć coś wspólnego z jego śmiercią, zresztą oboje to idioci. – Wzruszyła ramionami.

– Samobójstwo wyklucza czyjś udział, ale coś mi mówi, że to zabójstwo. – Westchnęła zrezygnowana. – Jeżeli mam tylko tyle argumentów, żeby przekonać Whitneya, będę musiała wynieść tyłek z jego biura, zanim pan komendant go skopie.

– Ufasz swoim przeczuciom. Zdaje mi się, że Whitney ma na tyle rozumu, żeby też im zaufać.

– Wkrótce się przekonamy.

– Jeśli cię zamkną, będę na ciebie czekać.

– Ha, ha.

– Summerset mówił, że miałaś wczoraj wieczorem gości – dodał Roarke, gdy Eye wstała i podeszła do szafy.

– Cholera, zapomniałam. – Zrzuciła szlafrok na podłogę i naga zaczęła przerzucać ubrania w szafie. Roarke nigdy nie przepuszczał takich okazji: obserwował ją z widoczną przyjemnością. Znalazła niebieską, bawełnianą koszulę i narzuciła ją na ramiona.

– Przyszło dwóch facetów w sprawie małej orgietki po pracy.

34
{"b":"102676","o":1}