Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z trudem ominęła krawędź holograficznej tablicy reklamowej, która namawiała do korzystania z prywatnego transportu powietrznego. Jej pojazd i Jet Star z reklamy lecieli w przeciwne strony, z różnym powodzeniem. Siadając na Siódmej, zawadziła o krawężnik i naraziła się na wyrzuty faceta w krawacie, który mknął chodnikiem na rolkach pneumatycznych. Przecież w końcu wylądowała obok niego.

Wydała z siebie głębokie westchnienie, kiedy nagle zapiszczał nadajnik:

– Do wszystkich wozów, do wszystkich wozów. Dwanaście siedemnaście, dach budynku „Tattlera”, róg Siódmej i Czterdziestej drugiej. Zgłaszać się natychmiast. Niezidentyfikowana kobieta, prawdopodobnie uzbrojona.

Dwanaście siedemnaście, pomyślała Eye. Groźba samobójstwa. Co to było, do cholery?

– Zgłasza się porucznik Eye Dallas. Przewidywany czas przyjazdu pięć minut.

Włączyła syrenę i znów poderwała wóz do góry.

Wieżowiec „Tattlera”, najpopularniejszego w kraju brukowca, lśnił nowością. Stojące tu kiedyś budynki wyburzono w latach trzydziestych w ramach programu upiększania miasta, którym to eufemizmem określało się zupełny upadek infrastruktury i budownictwa w Nowym Jorku w tamtych latach.

Strzelisty kształt upodabniał go do wielkiego, srebrzystego pocisku, wokół którego wiły się napowietrzne przejścia i ruchome platformy, a u jego stóp znajdowała się restauracja na świeżym powietrzu.

Eye zaparkowała przy innym wozie stojącym przy krawężniku, chwyciła swój zestaw polowy i zaczęła się przepychać przez gęsty tłum na chodniku. Przy wejściu mignęła odznaką strażnikowi, który odetchnął z ulgą.

– Dzięki Bogu. Jest na górze. Nie pozwała nikomu podejść, grozi sprayem obronnym. Prysnęła Billowi prosto w oczy, kiedy chciał ją złapać.

– Kim ona jest? – Spytała Eye, idąc w stronę wind znajdujących się wewnątrz budynku.

– Cerise Deyane. Właścicielka tego pieprzonego interesu.

– Deyane? – Eye trochę ją znała. Ceńse Deyane, prezes zarządu Tattler Enterprises, należała do grona wpływowych osób, wśród których obracał się Roarke. – Cerise Deyane grozi, że skoczy z dachu? Co to, jakaś forma idiotycznej reklamy, która ma zwiększyć nakład?

– Chyba jednak grozi serio. Strażnik wydął policzki. – I jest goła jak święty turecki. Tyle wiem – oświadczył, kiedy winda wystrzeliła w górę. – Pierwszy zobaczył ją jej asystent, Frank Rabbit. On może pani więcej powiedzieć – jeśli jest już przytomny. Facet od razu nakrył się nogami, jak tylko stanęła na skraju dachu. Tak słyszałem.

– Wezwaliście psychologa?

– Ktoś wezwał. Mamy tu naszego doktora od czubków; jest na górze, a specjalista od samobójców jest w drodze. Jadą też strażacy i ratownicy powietrzni. Wszyscy utknęli w korku gdzieś na Piątej.

– Wiem coś o tym.

Drzwi otworzyły się i Eye wyszła na dach, czując na twarzy powiew rześkiego, chłodnego wiatru, który był zbyt słaby, by dotrzeć na dół, na ulice. Rozejrzała się wokół.

Biuro Cerise było wbudowane w dach budynku. Pochylone ściany ze szkła tworzyły małą piramidę – zapewniała prezesowi zarządu trzysta sześćdziesiąt stopni panoramicznego widoku na miasto i ludzi, których karmiła plotkami w swojej gazecie.

Przez szkło Eye zobaczyła jedno z najnowocześniej i najmodniej urządzonych biur, jakie kiedykolwiek oglądała. Na długiej kanapie w kształcie litery U leżał jakiś człowiek z kompresem na głowie.

– Jeśli to jest Rabbit, powiedzcie mu, żeby wziął się w garść i opowiedział mi, co się tutaj stało. I zabierzcie stąd wszystkich, którzy nie są potrzebni. Usuńcie tych łudzi z chodnika. Przynajmniej nie będzie żadnych rannych gapiów, gdyby jednak skoczyła.

– Nie mam tyłu ludzi – zaczął strażnik.

– Wyciągnij stamtąd Rabbita – powtórzyła i wezwała centralę.

Peabody, jestem na miejscu.

– Przyjęłam. Czego potrzebujesz?

– Przyjeżdżaj tu. Wyślij tu oddział do rozpraszania tłumu, żeby usunęli ludzi z ulicy. Weź ze sobą wszystkie dostępne dane na temat Cerise Deyane. Sprawdź, czy Feeney może skontrolować wszystkie połączenia z jej videokomem – w biurze, w domu i na przenośnym z ostatnich dwudziestu czterech godzin. I pospiesz się.

– Zrobi się – odpowiedziała Peabody i przerwała połączenie.

Gdy Eye odwróciła się, zobaczyła, że strażnik niemal niesie na rękach młodego człowieka. Firmowy krawat Rabbita był poluzowany, jego starannie ułożona fryzura była już tylko wspomnieniem. Wypielęgnowane dłonie drżały.

– Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – poleciła mu szorstkim głosem. – Krótko i zwięźle. Dopiero kiedy pan skończy, może się pan rozkładać.

– Ona… po prostu wyszła z biura. – Mówił urywanym głosem, zwisając bezwładnie na ramieniu strażnika. – Wyglądała na szczęśliwą, prawie tańczyła. Przedtem zdjęła… zdjęła ubranie.

Eye uniosła brew. W tej chwili Rabbit wydawał się bardziej wstrząśnięty nagłym przypływem ekshibicjonizmu swojej szefowej niż faktem, że jej życie jest w niebezpieczeństwie.

– Co ją do tego doprowadziło?

– Nie wiem. Przysięgam, nie mam pojęcia. Chciała, żebym przyszedł do biura wcześniej, około ósmej. Bardzo się przejmowała jedną sprawą sądową. Zawsze wytaczają nam różne sprawy. Paliła, piła kawę i spacerowała. Potem wysłała mnie po radcę prawnego i powiedziała, że idzie na kilka minut zrelaksować się i rozluźnić.

Przerwał na chwilę i zasłonił twarz rękami.

– Piętnaście minut później wyszła uśmiechnięta i… rozebrana. Zamurowało mnie. Siedziałem tam… – Zaczął szczękać zębami.

– Nigdy jej nie widziałem nawet bez butów.

– To, że była -naga, nie jest teraz największym problemem- zauważyła Eye. – Mówiła coś do pana, w ogóle się odezwała?

– Byłem taki… zaskoczony. Powiedziałem coś w rodzaju: „Co pani robi, pani Deyane? Czy coś się stało?” A ona tylko się roześmiała. Powiedziała, że wszystko jest w najlepszym porządku. Wszystko już zrozumiała i jest cudownie. Chce tylko posiedzieć chwilę na gzymsie, zanim skoczy. Myślałem, że żartuje. Zdenerwowałem się i też się zaśmiałem.

Miał błędny wzrok.

– Śmiałem się, a ona podeszła do krawędzi dachu. Jezus Maria! Zniknęła mi z oczu. Myślałem, że już skoczyła i podbiegłem. Siedziała na samym brzegu gzymsu, machała nogami i nuciła. Błagałem ją, żeby zeszła, zanim straci równowagę. Zaśmiała się tylko, psiknęła na mnie sprayem i powiedziała, że właśnie odnalazła równowagę, więc żebym był grzecznym chłopcem i zostawił ją w spokoju.

– Dzwonił ktoś do niej albo ona do kogoś?

– Nie. – Otarł usta. – Wszystkie połączenia przechodzą przez mój komputer. Ona naprawdę skoczy. Gdy na mą patrzyłem, wychylała się tak, że mało nie spadła. Mówiła też, że to będzie bardzo miła podróż. Mówię pani, ona skoczy.

– Jeszcze zobaczymy. Niech pan zostanie w pobliżu. – Odwróciła się. Bez trudu rozpoznała psychologa, ubranego w biały kitel do kolan i rurkowate, czarne spodnie. Jego siwe włosy były zaplecione w zgrabny warkoczyk. Wychylał się poza krawędź dachu, a jego całe ciało wyrażało ogromny niepokój.

W momencie gdy Eye ruszyła w jego stronę, zaklęła. Usłyszała pomruk nadlatujących maszyn, po czym spostrzegła pierwszy bus. Niezawodne media, oczywiście Kanał „75. Nadine Furst zawsze pojawiała się na miejscu pierwsza.

Psycholog wyprostował się i wygładził kitel, by dobrze wypaść przed kamerą. Eye poczuła, że go nie cierpi.

– Doktorze? – Pokazała mu odznakę i zauważyła niezdrowe podniecenie w jego oczach. Pomyślała, że taki wielki i potężny koncern jak Tattler mógłby sobie pozwolić na kogoś lepszego.

– Poruczniku, myślę, że uzyskałem znaczny postęp.

– Wciąż siedzi na gzymsie, tak? – upewniła się Eye, mijając go i wychylając się. – Cerise?

– Przyszedł ktoś jeszcze?

Cerise uniosła głowę. Miała piękne, gładkie ciało o skórze barwy bladych płatków róży. Wesoło wymachiwała opalonymi nogami. Jej kruczoczarne i starannie wyszczotkowane włosy powiewały na wietrze. Miała inteligentną, odrobinę lisią twarz i przenikliwe, zielone oczy, które w tej chwili były łagodne i rozmarzone.

36
{"b":"102676","o":1}