Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tak jest. – Peabody spojrzała za siebie, Ponieważ drzwi do biura Roarke”a rozsunęły się. Wystarczył jeden rzut oka na jego twarz, by się zorientować, że mogą być kłopoty. – Poruczniku. – Trzymała rekorder odwrócony. – Mój nadajnik odbiera jakieś zakłócenia. Videokom jest chyba uszkodzony po tym, jak przesłuchiwany zrzucił go na podłogę. Proszę o pozwolenie skorzystania z innego pomieszczenia, żeby wezwać ambulans.

– Pozwalam.

Peabody wyszła, a Eye westchnęła na widok wchodzącego Roarke”a.

– Nie miałeś prawa przyglądać się temu przesłuchaniu.

– Pozwolę sobie mieć inne zdanie. Miałem pełne prawo. – Jego wzrok powędrował na krzesło, z którego zaczęły dochodzić jęki Jessa. – Chyba powoli przychodzi do siebie. Chciałbym sobie z nim teraz pogadać.

– Słuchaj, Roarke…

Przerwał jej jednym szybkim, nie znoszącym sprzeciwu spojrzeniem.

– Eve, zostaw nas samych.

Na tym polegał kłopot między nimi – oboje tak przywykli do wydawania poleceń, że żadnemu z nich nie przychodziło łatwo ich wypełnianie. Nagle przypomniała sobie błędny wyraz jego oczu kiedy się od niej oderwał. Oboje zostali wykorzystani, ale to Roarke był ofiarą.

– Masz pięć minut i ani chwili dłużej. Ostrzegam cię. Z dotychczasowego zapisu widać, że właściwie nic takiego mu się nie stało. Jeżeli coś mu zrobisz, wszystko będzie na mnie i ze sprawy przeciwko niemu może nic nie wyjść.

Usta Roarke”a skrzywiły się w nieznacznym uśmiechu. Wziął ją za ramię i zaprowadził do drzwi.

– Poruczniku, zaufaj mi. Jestem człowiekiem cywilizowanym.

– Zamknął jej drzwi przed nosem i zakodował zamek.

Poza tym wiedział, jak sprawić dużo bólu, nie zostawiając na ciele prawie żadnego śladu.

Podszedł do Jessa, podniósł go i potrząsnął, aż tamten otworzył oczy i popatrzył na niego prawie zupełnie przytomnie.

– Już się obudziłeś? – rzeki cicho Roarke. – Kojarzysz?

Po grzbiecie Jessa spłynęła strużka zimnego potu. Wiedział, że spogląda w twarz śmierci.

– Chcę adwokata.

– Nie rozmawiasz teraz z glinami. Rozmawiasz ze mną. Przynajmniej przez najbliższe pięć minut. Nie masz tu żadnych praw i przywilejów.

Jess wzdrygnął się, lecz próbował przybrać maskę spokoju.

– Nie możesz mnie tknąć, Jeśli coś mi zrobisz, oskarżą o to twoją żonę.

Usta Roarke”a rozciągnęły się w uśmiechu, na widok którego Jess poczuł skurcz lęku.

– Pokażę ci, jak bardzo się mylisz.

Nie odrywając wzroku od oczu Jessa, sięgnął w dół, chwycił go w kroku i skręcił dłoń. Nie bez przyjemności zobaczył, jak z twarzy Jessa odpływa krew do ostatniej kropli, a jego usta zaczynają trzepotać niczym pysk wyrzuconej na brzeg ryby. Kciukiem ucisnął lekko tchawicę Jessa, odcinając mu w ten sposób dostęp powietrza, aż srebrzyste oczy Jessa wyszły z orbit.

– Fantastyczne uczucie, kiedy cię wodzą za fiuta, co? – Na koniec gwałtownie szarpnął nadgarstkiem. Jess opadł na krzesło, zwijając się jak krewetka.

– Dobrze, możemy więc sobie pogadać – powiedział przyjaznym tonem. – O sprawach prywatnych.

Eye spacerowała nerwowo po korytarzu, co chwila spoglądając na masywne drzwi. Doskonale wiedziała, że Roarke wszędzie założył osłony dźwiękoszczelne i Jess mógłby w krzyku wywrócić sobie płuca na lewą stronę, a i tak by go nie usłyszała.

Gdyby go zabił… Boże, gdyby go zabił, co by z tym poczęła? Zatrzymała się, zdjęta nagłym przerażeniem i przycisnęła dłoń do brzucha. Jak mogło jej to w ogóle przyjść do głowy? Miała obowiązek chronić tego skurwiela. Takie były przepisy. Oprócz tego, co czuła, były przecież przepisy.

Podeszła zdecydowanym krokiem do drzwi i wstukała kod. Kiedy zobaczyła komunikat o nieprawidłowej kombinacji, syknęła ze złością.

– Sukinsyn! Niech cię szlag, Roarke!

Za dobrze ją znał. Z niewielką nadzieją pobiegła korytarzem do jego biura i spróbowała otworzyć drzwi.

Wejście wzbronione.

Dopadła monitora, usiłując wywołać obraz z kamery bezpieczeństwa w swoim biurze. Stwierdziła, że i tu Roarke postarał się zapewnić sobie pełną dyskrecję.

– Boże, on go zabije. – Znów pobiegła do drzwi i zaczęła w nie bezsilnie walić pięściami. Chwilę później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, szczęknęły zamki i drzwi rozsunęły się z cichym szelestem. Wbiegła bez tchu i zobaczyła Roarke”a, który siedział spokojnie za jej biurkiem i palił papierosa.

Z bijącym sercem spojrzała na Jessa. Był blady jak śmierć, jego źrenice nie były większe od śladu po ukłuciu szpilką, ale oddychał. Właściwie dyszał ze świstem jak zepsuty regulator temperatury.

– Nie ma nawet draśnięcia. – Roarke podniósł do ust kieliszek brandy. – Mam też wrażenie, że zaczął pojmować swoje błędy.

Eye pochyliła się i spojrzała prosto w oczy Jessa. Skulił się na krześle jak skopany pies i wydal dźwięk, który nie przypominał żadnego z ludzkich odgłosów.

– Coś ty mu, do cholery, zrobił?

Wątpił, czy Eye albo Departament Stanowy Policji Nowego Jorku zaakceptowaliby sztuczki, jakich nauczył się w dawnych czasach.

– O wiele mniej, niż zasłużył.

Wyprostowała się i spojrzała przeciągle na Roarke”a. Robił wrażenie faceta, który czeka na pojawienie się późnych gości albo ma poprowadzić ważne zebranie. Jego garnitur wyglądał nieskazitelnie, włosy były starannie uczesane, a dłonie spokojne i nieruchome. Tylko oczy – zauważyła, że czai się w nich ślad niedawnego wybuchu wściekłości.

– O Boże, wyglądasz strasznie.

Ostrożnie odstawił kieliszek.

Nigdy już nie zrobię ci krzywdy.

– Roarke. – Odsunęła od siebie nagłą chęć, by do niego podejść i wziąć go w ramiona. Uznała, że nie jest to najlepszy moment.

– Zaczekaj z tym.

– Wiem, co mówię. – Zaciągnął się i powoli wypuścił dym.

– Nigdy więcej.

– Poruczniku. – Na progu stanęła Peabody. – Przyjechał ambulans. Proszę o pozwolenie towarzyszenia podejrzanemu do centrum.

– Nie, ja pojadę.

Peabody popatrzyła na Roarke”a, który oderwał oczy od Eye. Oczy, które, jak zauważyła, spoglądały dość groźnie.

– Przepraszam, ale mam wrażenie, że tu jesteś bardziej potrzebna. Sama się wszystkim zajmę. Jest tu wciąż wielu gości, w tym wielu dziennikarzy. Jestem pewna, że lepiej będzie nie nagłaśniać tej sprawy aż do wyjaśnienia.

– W porządku. Skontaktuję się z centralą i ustalę szczegóły. Przygotuj się na drugą część przesłuchania, jutro o dziewiątej.

– Nie mogę się doczekać. – Peabody spojrzała przez ramię na Jessa i uniosła brew. – Musiał się mocno uderzyć w głowę. Ciągłe jest oszołomiony i zlany zimnym potem. – Uśmiechnęła się do Roarke”a. – Wiem, jak to jest.

Roarke zaśmiał się, czując, jak opada z niego napięcie.

– Nie, Peabody. Mam wrażenie, że w tym przypadku nie wiesz.

Wstał zza biurka, podszedł do niej i ujmując jej kwadratową twarz w dłonie, pocałował ją.

– Jesteś piękna – powiedział półgłosem i odwrócił się do Eye.

– Wrócę do gości, Nie musisz się spieszyć.

Kiedy wyszedł, Peabody musnęła palcami usta. Poczuła przenikającą ją radość, od czubka głowy po palce stóp, a nawet po okute czuby butów.

– O kurczę, jestem piękna, Dallas.

– Jestem twoim dłużnikiem.

– Chyba już zwrócono mi dług. – Odeszła w stronę drzwi. – Idą medycy. Weźmy stąd naszego chłopca. Powiedz Mayis, że była absolutnie wspaniała.

– Mayis. – Eye zakryła oczy. Jak ona to powie Mayis?

– Na twoim miejscu pozwoliłabym jej cieszyć się dzisiejszym wieczorem. Możesz jej to powiedzieć później. Nic jej nie będzie. Tutaj – zawołała, wskazując sanitariuszom pokój. – Mamy tu chyba przypadek lekkiego wstrząsu.

51
{"b":"102676","o":1}