Peabody odchrząknęła.
– Porucznik Eve Dallas weszła do sali przesłuchań C by dokończyć procedury. Przesłuchiwana została poinformowana o wszystkich przysługujących jej prawach i zdecydowała, że nie skorzysta z prawa do adwokata. W nagraniu podano wszystkie konieczne dane.
– Świetnie. – Eve usiadła i wskazała Leanore krzesło naprzeciwko.
– Gdy tylko się pani uspokoi, możemy zacząć.
– Byłam gotowa do rozpoczęcia całej procedury w wyznaczonym czasie. – Leanore usiadła, założywszy nogę na nogę. – Ale z panią, poruczniku, nie z pani podwładną.
– Słyszysz, Peabody? Jesteś moją podwładną.
– Wszystko jest nagrane – odrzekła oschle Peabody.
– Chociaż uważam, że to niepotrzebne i trochę dla mnie obraźliwe.
– Leanore strzepnęła pyłek z mankietu czarnego kostiumu. – Za kilka godzin idę na uroczystość ku czci Fitza.
– Nie musiałaby pani tutaj przychodzić i narażać się na nieprzyjemności, gdyby pani nie skłamała w swoim poprzednim zeznaniu.
Spojrzenie Leanore stało się lodowate.
– Mogłaby pani skonkretyzować to oskarżenie, poruczniku?
– Według zeznania, tamtego wieczoru udała się pani do mieszkania zmarłego w sprawie związanej z waszą pracą. Była pani u niego dwadzieścia do trzydziestu minut.
– Mniej więcej – odparła zimno Leanore.
– Proszę mi powiedzieć, pani Bastwick, czy zawsze bierze pani ze sobą butelkę doskonałego wina na spotkania w sprawach zawodowych i w drodze na takie spotkanie, powiedzmy w windzie, poprawia pani makijaż i strój, jak królowa balu?
– Żadne prawo nie zabrania dbania o urodę, poruczniku Dallas.
– Jej spojrzenie z dezaprobatą zmierzyło Eye od jej niedbałej fryzury do wysłużonych butów. – Może pani sama czasem tego spróbować.
– Ach, teraz ją czuję się urażona. Więc poprawiła pani makijaż, rozpięła trzy górne guziki bluzki i przyniosła butelkę wina. Wygląda, jakby szykowała się pani do uwiedzenia. Leanore – Eye przysunęła się bliżej, zmrużyła oko – jesteśmy tu w trójkę, same kobiety. Wiemy, jak to się robi.
Leanore oglądała w skupieniu mikroskopijny kawałek skórki zadartej przy robieniu manicure. Nadal przypominała bryłę lodu. W przeciwieństwie do Foxxa, ani trochę się nie spociła.
– Tamtego wieczoru wpadłam, żeby skonsultować się z Fitzem w sprawie zawodowej. Nasze spotkanie trwało krótko i zaraz potem wyszłam.
– Była z nim pani sama w mieszkaniu.
– Zgadza się. Arthur wpadł w jeden ze swoich humorów i wyszedł.
– Jeden z humorów?
– Typowych dla niego. – W jej głosie zabrzmiała nutka pogardy.
– Był o mnie chorobliwie zazdrosny, bo był przekonany, że próbuję sprzątnąć mu Fitza sprzed nosa.
– A nie próbowała pani?
Jej usta rozciągnęły się w tajemniczym, kocim uśmiechu.
– Doprawdy, poruczniku, sądzi pani, że gdybym włożyła w to choć trochę wysiłku, nie udałoby mi się?
– Moim zdaniem włożyła pani w to trochę wysiłku. Natomiast nie sądzę, żeby umiała pani przeboleć porażkę.
Leanore wzruszyła ramionami.
– Przyznaję, że myślałam o tym. Fitz marnował się z Arthurem. Fitz i ja mieliśmy ze sobą wiele wspólnego i uważałam, że jest niezwykle atrakcyjny. Bardzo go lubiłam.
– Czy tego wieczoru kierowała się pani swoją sympatią i przekonaniem o jego atrakcyjności?
– Powiedzmy, że dałam mu do zrozumienia, że nie miałabym mc przeciwko bliższemu związkowi. Może nie od razu pojął moją sugestię, ale była to tylko kwestia czasu. – Wykonała ruch, który miał podkreślić, że jest pewna swoich słów. – Arthur domyślał się tego. – Jej oczy znów przypominały lód. – Dlatego właśnie sądzę, że on zabił Fitza.
– Niezła jest, co? – mruknęła Eye po skończonym przesłuchaniu.
– Nie widzi nic złego w nakłanianiu faceta do cudzołóstwa i zrywania długotrwałego związku. W dodatku jest przekonana, że żaden facet świecie nie jest w stanie się jej oprzeć. – Westchnęła ciężko.
Suka.
– Chcesz jej postawić jakiś zarzut? – zapytała Peabody.
– Za to, że jest suką? – Eye pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno. – Mogłabym spróbować oskarżyć ją za złożenie fałszywego zeznania, ale razem ze swoimi kolegami postara się strzepnąć to z siebie jak śmieć. Szkoda czasu. Nie było jej w mieszkaniu, kiedy nastąpiła śmierć, nie miała też żadnego motywu. Poza tym trudno mi sobie wyobrazić, jak taka zapatrzona w siebie pinda może podejść cichcem do gościa, który waży dwieście pięćdziesiąt funtów, i przeciąć mu żyły. Przecież mogłaby sobie zachlapać krwią ten śliczny kostium.
– Wracamy więc do Foxxa?
– Był zazdrosny, wkurzony i na dodatek wszystkie zabawki dostaje w spadku. – Eye wstała, podeszła do drzwi i wróciła. – Nie mamy nic na niego. – Przycisnęła palce do skroni. – Muszę się oprzeć na tym, co mu się wyrwało w czasie przesłuchania – że zabiłby Leanore, nie Fitzhugha. Przejrzę dane o tamtych dwóch samobójstwach.
– Nie mam za dużo na ten temat – zaczęła Peabody, wychodząc z Eve z pokoju przesłuchań. – Nie miałam czasu.
– Teraz mamy czas. A Fenney, mam nadzieję, już skończył. Daj to, co masz, a potem dasz mi resztę – poleciła Eye, skręcając do swojego biura. – Start – rozkazała komputerowi, siadając przed monitorem. – Ostatnie połączenia.
Na ekranie pojawiła się twarz Roarke” a.
– Pewnie poszłaś gdzieś walczyć ze zbrodnią. Jestem w drodze do Londynu, jakiś drobny problem, ale wymaga osobistej interwencji. To chyba nie potrwa długo. Powinienem wrócić przed ósmą, będziemy więc mieli dużo czasu na lot do Los Angeles na premierę.
– Cholera, zapomniałam.
Roarke uśmiechnął się.
– Jestem pewien, że o tym zapomniałaś, więc niech to będzie delikatne przypomnienie. Trzymaj się, poruczniku.
Lot do Kalifornii i towarzystwo nadętych typów z branży video, chrupiących lśniące warzywa, które ludzie tam uważali za jedzenie, konieczność znoszenia natrętnych reporterów, którzy będą jej zadawać idiotyczne pytania – to nie był jej wymarzony sposób spędzeni wieczoru.
Druga wiadomość była od komendanta Whitneya, który rozkazywał jej przygotować oświadczenia dla mediów na temat kilku prowadzonych spraw. Niech to szlag, pomyślała, znowu nagłówki.
Wreszcie na ekranie pojawiły się dane od Feeneya. Eye rozprostowała ramiona, po czym zgarbiła się nad monitorem, pogrążając się w pracy.
O drugiej poszła do Bistro Village. Koszula przylepiała się jej do pleców, ponieważ sterownik temperatury w jej biurze kolejny raz zmarł nagłą śmiercią. Wnętrze wytwornej restauracji było chłodne jak bryza znad oceanu. Poczuła na skórze dotyk lekkiego wietrzyka, który poruszał pierzaste liście palm, rosnących w wielkich, białych, porcelanowych donicach. Szklane stoły ustawiono na dwóch poziomach: obok wypełnionej ciemną wodą laguny albo przed szerokim ekranem, przedstawiającym rozległą, piaszczystą plażę.
Obsługa nosiła krótkie mundury w tropikalnych barwach i lawirowała między stolikami, podając różnokolorowe napoje i artystycznie ułożone dania.
Obowiązki mattre d”hótel pełnił ubrany w biały, zwiewny kombinezon android, który mówił z zaprogramowanym, pretensjonalnym akcentem francuskim. Rzucił okiem na jej wytarte dżinsy i wymiętą koszulę, po czym zmarszczył swój wydatny nos.
– Bardzo mi przykro, madame, ale nie mamy wolnych stolików. Może wolałaby pani wybrać się do delikatesów na następnej ulicy?
– Pewnie bym wolała. – Zdenerwował ją ten zarozumiały automat, więc niemal przycisnęła mu do twarzy odznakę. – Ale będę jeść tutaj. Gówno mnie obchodzi, czy to ci pasuje czy nie. A teraz wysil swoje tranzystory i pokaż mi stolik doktor Miry.
– Proszę to schować – syknął, rozglądając się w popłochu i wymachując rękami. – Chce pani, żeby moi goście stracili apetyt?
– Naprawdę go stracą, jeżeli wyciągnę broń. A zrobię to, jeżeli zaraz nie zaprowadzisz mnie do doktor Miry i jeśli w ciągu dwudziestu sekund nie dostanę szklanki wody mineralnej z lodem. Przyjąłeś program?
Zacisnął usta i skinął głową. Wyprężony jak struna poprowadził ją kręconymi schodami ze sztucznego kamienia na pięterko, a potem do niszy, która miała wyobrażać taras wychodzący na ocean.