– McNab jest w kuchni. Próbuje wyłudzić od Summerseta coś do jedzenia, zanim wróci do hotelu. Peabody poszła popływać. Zasugerowałem jej, że może w ten sposób się uspokoi. Feeiey jest w moim gabinecie. Nie odchodzi od komputera. Zdaje się, że ma tak mocną głowę jak ty. Eye, wystarczy na dziś. Nie ma nic więcej do zrobienia.
– Tak, ale to dlatego, że ja tak ciężko pracuję. Muszę jeszcze wysłać kilku ludzi na Olympus, na wypadek gdyby Yost dotarł tam przed nami. Agentka Stowe sama zdecyduje, kiedy wkroczy do akcji.
– Ale o tym poinformu jesz ją dopiero jutro. Przecież nie chcesz, żeby wkroczyła za wcześnie. Feeney! -zawołał, masując zgarbione ramiona żony. – Wracaj do domu.
Jeszcze moment. Dallas, powinniśmy ostrzec Kontrolę Ruchu Kosmicznego, Yost może zboczyć z trasy w drodze na Olympus.
– Czy ja wiem, w końcu KRK to kolejne potencjalne źródło przecieku Jesteś ich pewien? Masz jakiś bezpieczny kontakt?
– Kiedyś miałem, sprawdzę, czy… – Urwał na widok Roarke”a masującego plecy Eve. – No dobra, wiecie co? Chyba będę leciał. Mogę podwieźć Peabody.
– Jest na basenie – powiadomił go Roarke i niezbyt delikatnie przycisnął ramiona Eye, zatrzymując ją na miejscu.
– Ach tak. – Twarz Feeneya rozpromieniła się w uśmiechu. – Sam chętnie bym sobie popływał.
– Proszę bardzo, czuj się jak u siebie w domu. A ty coś zjesz. – Roarke zwrócił się do żony.
– Już jadłam.
– Pół kanapki to za mało. – Zerknął w stronę drzwi, zza których dobiegały odgłosy rozmowy. – świetnie. Mamy gości. Zjesz trochę zupy, a Mavis dotrzyma ci towarzystwa.
– Nie mam czasu na… – Nie dokończyła zdania, bo do pokoju wparowała Mayis, stukając butami na dwunastocentymetrowych platformach, które przy każdym kroku zmieniały kolory.
– Cześć, Dallas, witaj, Roarke. Właśnie wpadłam na Feeneya, powiedział, że skończyliście na dziś.
– Niezupełnie. Mam jeszcze coś do załatwienia. Może tymczasem pogawędzisz sobie z Roarkiem? – Zadowolenie Eye z przebiegłego planu szybko minęło kiedy za plecami Mavis ukazała się jeszcze jedna kobieta. Dwudziestocentymetrowe szpile, którymi spięła włosy, połyskiwały jaskrawą czerwienią.
– Trina – wykrztusiła z siebie Eye, walcząc za skurczami żołądka.
– Wpadłyśmy osobiście ci o wszystkim opowiedzieć – ogłosiła zadowoleniem Mavis. – Trina przyniosła całą linię produktów, tak jak prosiłaś, prawda, Trina?
– Oczywiście, wzięłam wszystko ze sobą.
– Świetnie. – Wszystko będzie dobrze, tłumaczyła sobie w duchu Eye. Chodzi jedynie o sprawy zawodowe. – Co macie?
– Powiedz jej, Trina. 0, wino! Roarke, jesteś cudowny. -Mavis usadowiła swój zgrabny tyłeczek, ledwo okryty skąpą spódniczką. na biurku Eve i uśmiechnęła się promiennie, biorąc od niego kieliszek.
– No więc tak – zaczęła Trina. – Podkłady kryjące z serii Młodość, odcień miodowy i mokka. Do kupienia we wszystkich luksusowych salonach i sklepach kosmetycznych. Następny puder typu uniseks, sypki i w kamieniu. Wybrał Deloren. Tym produktem handlują głównie salony piękności i gabinety odnowy, bo jest za drogi na zwykłe sklepy.
– W ilu miejscach w Nowym Jorku?
– Co najmniej w dwudziestu, jak nie trzydziestu. Ma świetny gust i doskonale orientuje się w kosmetyce kolorowej. Deloren na policzki, Młodość i ten piękny kwarcowy róż z Seliny. A do oczu…
– Trino, dziękuję ci, to bardzo ciekawe, ale czy potrafisz określić, który z tych kosmetyków ma najmniejszą liczbę dystrybutorów? Może którymś handlują wyłącznie hurtownie?
– Do tego zmierzam. – Trina wydęła umalowane czarną szminką usta. – Ten facet uwielbia eksperymentować z kolorowymi kosmetykami, cena nie gra dla niego roli. To godne najwyższego podziwu. Z tego, co widziałam na filmie, oprócz wszystkich podstawowych produktów, ma też kilka prawdziwych cacek. Jest porządny i doskonale zorganizowany, więc doszłam do wniosku…
Urwała i przez ułamek sekundy delektowała się brzmieniem własnych słów. – Doszłam do wniosku, że najbardziej lubi serię Młodość i Czar Natury. To kosmetyki hypoalergiczne, całkowici naturalne i kosztują majątek. Niedostępne w handlu i przeznaczolw dla licencjonowanych konsultantów. Używa się ich wyłącznie w salonach piękności. Z tego wynika, że facet albo ma liceneje albo dobre źródło, bo posiada sporo takich produktów.
Tak jak i Trina, która miała w szufladach takie same kosmetyki
– Tak się składa, że czasami sama kupuję te rzeczy w Carnegy przy Drugiej Alei. Oczywiście jeśli trafi mi się klient, którego stać na taki wydatek. – Znowu przerwała i westchnęła. – Żeby nic tracić czasu, od razu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, która tam pracuje, i dyskretnie wypytałam o klientów. Wymieniłam kosmetyki, które widziałam na filmie, i te, których, moim zdaniem, brakowało. Wyobraź sobie, co za zbieg okoliczności. Moja przyjaciółka powiedziala, że jeden z jej stałych klientów właśnie zamówił dokładnie te produkty. Potężny, łysy facet, robi zakupy raz, dwa razy do roku. Zawsze płaci gotówką. Podobno ma salon w Jersey.
Eye powoli wstała.
– Czy już odebrał zamówienie?
– Nie. Przyjdzie jutro, przed południem. Prosił, żeby wszystko było gotowe i zapakowane, bo nie ma zbyt dużo czasu. Jeszcze jedno, zamówił dwa razy więcej kosmetyków niż zwykle.
– Roarke, nalej tej kobiecie więcej wina.
– Dobrze się spisałyśmy? – zapytała zalotnie Mavis.
– Fantastycznie! Trina, podaj mi nazwisko twojej przyjaciółki. Będę potrzebować jej pomocy.
– Nie ma sprawy. Mam tylko jedno pytanie. Dlaczego mnie obrażasz?
– Obrażam? Trina, kochanie, ależ właśnie chciałam cię ucałować!
– Dlaczego nie szanujesz mojej pracy? Spójrz na siebie. – Trina mierzyła w Eye długim szafirowym paznokc jem. Wyglądasz jak ofiara wypadku drogowego. Skóra przedęczona, cienie pod oczami.
– Miałam dużo pracy.
– A co to ma do rzeczy? Kiedy ostatni raz stosowałaś ten krem złuszczający, który ci poleciłam? A serum antystresowe? A mleczko?
– Ee…
– Założę się, że nie miałaś czasu, żeby choć raz wymasować piersi żelem ujędrniającym. – Zwróciła się do Roarke”a: Nie zaszkodziłoby ci, gdybyś ty się tym zajął.
– Chętnie, nawet jej proponowałem – odparł, bezlitośnie rzucając żonę na pożarcie lwom. – Znasz ją, to trudna kobieta.
– Pokaż stopy – zażądała Trina, okrążając stół.
W tym momencie Eye Dallas, która nie okazywała strachu, stając twarzą w twarz ze śmiercią, wpadła w panikę.
– Nie ma mowy. Stopy mają się dobrze.
– Nie używałaś ostatnio zestawu do pedikiuru, prawda? Dopiero kiedy Trina uważniej przyjrzała się Eye, otworzyła ze zdziwienia wymalowane na wszystkie kolory tęczy oczy. – Ścięłaś sobie włosy!
– Nie. – Zestresowana Eye zasłoniła rękoma fryzurę.
– Tylko nie próbuj mnie okłamywać. Wzięłaś nożyczki i sama to sobie zrobiłaś, czy tak?
– Nie. Niezupełnie. Prawie wcale. Musiałam. Wchodziły mi do oczu. Prawie ich nie ruszałam. Cholera. – Eye zebrała się ni odwagę i postanowiła się zbuntować. – To moje włosy.
– Ależ skąd! To nie są twoje włosy. Nie, odkąd się nimi zajmuję. Czy ja przychodzę na twój komisariat i paraduję z odznaką na biuście? Czy ja ganiam po mieście, poluję na złych facetów i kopię ich po tyłkach? Nie! I dlatego ty też nie masz prawa. Ani w tym ani w następnym życiu nie wtrącaj się do mojej pracy! – Trina westchnęła ciężko. – A teraz pójdę po rzeczy i zrobię coś z tym bałaganem na twojej głowie.
– To miłe z twojej strony, ale naprawdę nie mam czasu… – Eve skurczyła się, widząc, że Trina zaciska dłonie w pięści. – Dzięki, świetny pomysł.
Kiedy Trina wyszła, Eve rzuciła Mayis pełne nienawiści spojrzenie i wzięła kieliszek z winem. Wypiła jednym haustem, po czym zwróciła się do przyjaciółki i męża:
– Pierwsze, które się odezwie, zje ten kieliszek.