– Tłumaczę sobie, że w końcu go dorwę, że go powstrzymam, dopilnuję, by trafił tam, gdzie już nigdy nie będzie mógł nikogo krzywdzić.
– To nie wystarczy. To za mało. – Napił się wina, próbując jak jgłębiej ukryć gniew i żal, pozostawiając sobie tylko zimną iciekłość. – Na ręce miał szwajcarski zegarek, tak jak można t było spodziewać. Wielofunkcyjny rolex. Sam taki noszę. tysiące innych osób, którym zależy na dokładności w tych prawach. Mogę ci pomóc, bo…
– Jesteś właścicielem fabryki.
– I kilku ważniejszych sklepów sprzedających ten model – dokończył. – A także walizki i buty. Co do ubrań, muszę mieć trochę więcej czasu. Podejrzewam, że nie obejdzie się bez urzędowych podkładek, nakazów i tego wszystkiego, czego potrzeba, żeby ujawnić dane osobowe klienta. Poza tym o tej porze w Londynie sklepy są zamknięte.
– Zajmę się tym rano. Popracuj nad resztą, a ja spróbuję się czegoś dowiedzieć w sprawie sędziego Sądu Najwyższego.
Roarke pokiwał głową, ale nie ruszył się z miejsca.
– Kazałaś McNabowi sprawdzić bilety do opery, na koncerty symfoniczne i tym podobne – powiedział, popijając wino. – Jeżeli natrafi na jakieś problemy, daj mi znać. Dla mnie to kwestia wideofonu.
– Jasne. Gdyby coś, zaraz się do ciebie zgłoszę.
– A co do czarnorynkowej pornografii i tego typu programów, to ciągle jeszcze mam kontakty, to znaczy znam kogoś, kto zna kogoś… no wiesz.
– Nie, Roarke. Szybko się rozniesie, że węszysz w tym środowisku. Dostawca może go zaalarmować.
– O to nie musisz się martwić. Mogę się bez problemu ukryć, ale jeśli wolisz, zaczekamy, zobaczymy, jak poradzi sobie Ian. Mój sprzęt ma większe możliwości, nie zostawia tylu śladów – przypomniał.
– Nie tym razem. Korzystam z nierejestrowanego komputera, choćby tylko analizując dane, i sama nie potrafię się przed sobą usprawiedliwić. Tym bardziej nie wiem, jak wyjaśnić to zespołowi. Skąd wzięłam takie szczegółowe wyniki? Nie, w tej sprawie trzymamy się regulaminu.
– Ty tu rządzisz – powiedział Roarke i wyszedł do swójego gabinetu, zabierając ze sobą kieliszek z winem.
Kilka ulic dalej, na południe od centrum, w zagraconym mieszkanku McNab pochylał się nad swoim komputerem. Za jego plecami Peabody, w służbowej koszulce i spodniach od munduru, w skupieniu wpatrywała się w monitor jednego z jego komputerów.
Facet kolekcjonuje je tak jak inni, na przykład, hologramy słynnych sportowców, nie mogła się nadziwić.
Od przeglądania stron pornograficznych rozbolała ją głowa, ale nie przerwała pracy. Szukała nazwisk, koncentrowała się na tytułach, odnośnikach i przydomkach potencjalnych klientów, którzy skorzystali z możliwości darmowego obejrzenia trzydziestu sekund filmu.
McNab twierdził, że Yost może krążyć po labiryncie stron internetowych związanych z seksem i dokonywać wyboru na podstawie reklamówek. Możliwe, że zamawia je on-line. Jeśli jeszcze płaci kartą kredytową, niewątpliwie byłby to przełom w dochodzeniu. Ale nawet gdyby tylko chciał przeglądać półminutowe filmiki reklamowe, musiałby się zalogować i podać swój pseudonim.
Większość była oczywista i wzbudzała uśmiech Peabody.
„Napalony pies”, „Kutas”, „Twardziel”. Wątpliwe, by Sylyester Yost wybrał coś tak prymitywnego i głupiego.
Wyprostowała się, przetarła zmęczone oczy i sięgnęła po torebkę, by poszukać proszków przeciwbólowych.
McNab odwrócił się i zaczął masować jej kark.
– Może zrobimy sobie przerwę?
– Zażyję coś od bólu głowy i rozprostuję nogi.
Wstała i kręcąc ramionami, poszła do kuchni po szklankę wody.
Wiedział, że odwołała randkę z Charlesem Monroem, by z nim popracować. McNab był dziwnie zadowolony, że wymuskany facet do towarzystwa dostał na dziś kosza. To nic, że jedynie ze względu na pracę. Miał coraz większą ochotę odbić na jego ślicznej twarzy podeszwę swojego buta. Któregoś dnia…
Jego uwagę przykuła akcja rozgrywająca się na ekranie. Zaczął chichotać na widok czterech nagich ciał uprawiających coś w rodzaju zapasów. Dwie kobiety i dwaj mężczyźni splątani byli w zupełnie niewiarygodnej kombinacji.
– Jezus Maria.
– Co? Masz coś? Co znalazłeś? – Peabody natychmiast przybiegła do pokoju, pochyliła się nad ekranem, a po chwili, klnąc pod nosem, uderzyła McNaba dłonią w głowę. – Do cholery, przestań się wydurniać. Myślałam, że znalazłeś… – Urwała, oszołomiona. – O rany. – To jedyny komentarz, najaki się zdobyła.
Oboje, wpatrując się w to, co działo się na ekranie, przechylili na bok głowy.
– Ta babka musi mieć podwójne stawy.
– Potrójne – zaryzykował McNab. – A już na pewno wszyscy mają gumowe kręgosłupy. Nikt normalny nie wygiąłby się do takiej pozycji.
Odwrócili głowy i ich oczy się spotkały. Patrzyli na siebie pożądliwie, ale i z wyzwaniem.
– Chyba nie pozwolimy, żeby zgraja aktorów porno była od nas lepsza? – McNab powoli rozpinał jej rozporek.
– Jasne, że nie. To może boleć.
– Gliny nie czują bólu.
– Czyżby? Przekonaj się. – śmiejąc się, pociągnęła go na podłogę…
W innej części miasta Sylyester Yost kończył wieczorny kieliszek brandy i cygaro. W tym czasie jego jedyny android, którego uaktywnił na dokladnie dwanaście minut, mial uprzątnąć nieład panujący w kuchni i jadalni.
Oczywiście, sam sprawdzi efekt. Nawet najlepiej zaprogramowane androidy czasami nie były w stanie sprostać precyzyjnie sformułowanym wymaganiom Yosta. Na kolację przyrządził doskonalą cielęcinę w sosie. Zwykle po wykonaniu zlecenia lubił pokręcić się po kuchni, uwielbiał wdychać smakowite aromaty i kosztować odpowiednie wino. Niestety, takim przyjemnościom towarzyszy góra brudnych naczyń. I tu z pomocą przychodził android. Zamiast nastawiać zmywarkę do naczyń, Yost wolał relaksować się z kieliszkiem brandy w jednej i cygarem w drugiej dłoni.
Ubrany w długi czarny szlafrok z jedwabiu, z na wpół przymkniętymi oczyma rozkoszował się dźwiękami kwartetów smyczkowych Beethovena.
Zawsze uważał, że człowiek po ciężkim dniu pracy zasługuje na taką chwilę.
Niebawem chwila ta miała zamienić się w całe dnie, a dnie w tygodnie. Spokojna emerytura już na niego czekała. Cóż, pewnie będzie tęsknił za pracą. Jeśli będzie bardzo tęsknił, nic nie stoi na przeszkodzie, by od czasu do czasu przyjął jakieś zlecenie.
Tylko te ciekawe, żeby zabić potwora nudy.
Z pewnością jednak, mając muzykę i sztukę, będzie się doskonale bawił i cieszył ze swojej samotności.
Kiedy zaproponowano mu ten kontrakt, potraktował to jako znak. To zlecenie było doskonałym końcem kariery. Nigdy dotąd nie miał do czynienia z człowiekiem pokroju Roarke”a i dlatego, ze względu na jego możliwości, mógł i zażądał potrójnej stawki za trzy obiekty.
Co do czwartego, pozostawiono mu wolną rękę. Jeśli w ciągu dwóch miesięcy od wykonania pierwszego kontraktu zdoła zabić samego Roarke”a, otrzyma wspaniały bonus w postaci dwudziestu pięciu milionów dolarów.
Cóż za piękna emerytura, pomyślał z rozmarzeniem.
Nie miał najnmiejszej wątpliwości, że wypełni całe zlecenie.
To będzie najpiękniejszy moment w jego karierze. Od dawna czekał na taką okazję.