Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Tak, z przyjemnością poszłabym z tobą do pokoju. Zrezygnowałabym nawet z wylegiwania się tutaj. Możemy zostawić ręczniki na krzesłach. Może jeszcze tu będą, jak wrócimy.

Uśmiechnąłem się i lekko pomasowałem jej plecy.

– Przepraszam, ale moglibyśmy porozmawiać o śledztwie? O nim?

Otworzyła i czujnie zmrużyła oczy. Znów była sobą. Zadziwiająca przemiana. Jest gorsza niż ja, pomyślałem.

– A co z nim? O czym myślałeś?

Przysunąłem się bliżej.

– Przez ostatnie tygodnie grzebaliśmy się tylko w sprawie MetroHartford. Przesłuchiwaliśmy Macdougalla. Zapomnieliśmy o napadach na banki. Muszę jeszcze raz przejrzeć stare kartoteki. Nawet akta personalne.

Trochę ją zaskoczyłem.

– W porządku. Ale chyba nie nadążam. Co ci chodzi po głowie? Co chcesz znaleźć?

– W banku First Union zginęły cztery osoby z personelu. Bez powodu. Myśleliśmy, że dla przykładu. Ale dlaczego? Coś mi tu nie pasuje.

Betsey znów przymknęła oczy. Widziałem po minie, że myśli gorączkowo.

– Facet chciał się zemścić na bankach i zgarnąć swoje piętnaście milionów.

– To w jego stylu. Jest dokładny i skuteczny. Wie o wszystkim. I chce mieć wszystko.

Otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie i zacisnęła wargi.

– Jest jeszcze coś. To ważne.

Pocałowałem ją lekko w usta.

– Co?

– Nadal chcę iść z tobą do pokoju. Dopiero potem zajmiemy się starymi, zakurzonymi aktami.

Roześmiałem się.

– Dobry plan. Zwłaszcza pierwsza część.

Rozdział 107

O trzeciej po południu wróciliśmy do terenowego biura FBI. Betsey zadzwoniła wcześniej po akta sprawy First Union. Czekały na nią. Zabraliśmy się do roboty. W delikatesach na rogu zamówiliśmy herbatę mrożoną i kanapki.

Dwa razy.

Betsey w końcu spojrzała na mnie.

– Właściwie dlaczego grzebiemy się w tym?

– On prawdopodobnie zabił Walsha. I może Douda. To chory facet. Ciągle jest na wolności i to mnie cholernie niepokoi.

Przytaknęła.

– My też jesteśmy chorzy. Zobacz, dokąd zaszliśmy. Przysuń mi tamtą stertę. Boże, a było tak przyjemnie w Four Seasons.

Około jedenastej znalazłem małe, czarno-białe zdjęcie.

– Betsey? – zawołałem.

– Mhm?

– Ten facet był szefem ochrony w banku. Teraz jest pacjentem szpitala Hazelwood. Znam go. Rozmawiałem z nim. W jego kartotece szpitalnej nie ma śladu, że pracował w First Union. To musi być on.

Podałem jej zdjęcie. Szybko uzgodniliśmy, że Sampson i ja wrócimy rano do Hazelwood. Na razie Betsey starała się zebrać wszelkie dostępne informacje o Frederiku Szabo. Nudny, bezbarwny Frederic Szabo. Niech go szlag!

Mogłem się mylić, ale wydawało się to mało prawdopodobne. Szabo był kiedyś szefem ochrony banku First Union, a teraz pacjentem Hazelwood. Był wysoki i miał brodę. Odpowiadał rysopisowi podanemu przez Macdougalla. Jego profil psychiatryczny mówił o powtarzających się fantazjach paranoidalnych, skierowanych przeciwko firmom z Fortune 500. Tyle, że Szabo wydawał się zbyt zamknięty w sobie i bezradny, jak na Supermózga.

Ale najbardziej przekonującym dowodem był brak jakiegokolwiek śladu w szpitalnej kartotece, że kiedyś pracował w First Union. Szabo prawdopodobnie twierdził, że od powrotu z Wietnamu nigdy nie miał stałego zajęcia. Oczywiście teraz już wiedzieliśmy, że skłamał.

Z jego profilu psychiatrycznego wynikało, że ma paranoidalne zaburzenia osobowości. Nie wierzył ludziom, zwłaszcza biznesmenom. Uważał, że go wykorzystują i próbują oszukać. Bał się komukolwiek zaufać, żeby informacje o nim nie obróciły się przeciwko niemu. Kiedy się ożenił, przez cały okres małżeństwa – od początku roku 1970 do końca 1971 – był patologicznie nadwrażliwy i zazdrosny o żonę. Gdy się rozstali, zapewne ruszył w świat. W końcu zjawił się w Hazelwood, szukając pomocy – trzy lata przed serią napadów na banki i rok po zwolnieniu go z First Union. Podczas częstych pobytów w szpitalu zawsze trzymał się na uboczu. Izolował się od wszystkich pacjentów i całego personelu. Z nikim się nie przyjaźnił, ale wydawał się zupełnie nieszkodliwy. I prawie zawsze mógł wychodzić do miasta, miał na to pozwolenie.

Gdy ponownie przeczytałem akta Szabo, przyszło mi do głowy, że praca w banku doskonale pasowała do jego zaburzeń. Jak wielu paranoików szukał posady, która pozwoliłaby mu zaspokoić pragnienie moralizowania i karania w sposób akceptowalny społecznie. Jako szef ochrony mógł się koncentrować na swojej potrzebie zapobiegania wszelkim atakom o każdej porze. Strzegąc banku, podświadomie chronił siebie.

Jak na ironię, organizując serię udanych napadów, udowodnił – przynajmniej symbolicznie – że nie potrafi obronić się przed atakami innych. Ale może o to mu chodziło.

Jego nieufność bardzo utrudniała leczenie, jeśli wręcz go nie wykluczała. W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy przyjmowano go do Hazelwood i zwalniano stamtąd cztery razy. Czy szpital był przykrywką dla jego działalności? Wybrał Hazelwood na swoją kryjówkę?

A największą zagadką było dla mnie to, dlaczego jeszcze tam jest.

Rozdział 108

W poniedziałek rano wróciłem do pracy w Hazelwood. Włożyłem białą, luźną koszulę i workowate, sztruksowe spodnie, żeby ukryć pod nimi kaburę na nodze. Do personelu dołączył agent FBI nazwiskiem Jack Waterhouse. Udawał pielęgniarza. Sampson nadal grał rolę portiera, ale teraz pracował tylko na „piątce”.

Frederic Szabo wciąż nie rzucał się w oczy. Nie robił nic podejrzanego. Przez trzy dni nie opuszczał oddziału. Dużo spał w swoim pokoju. Czasem włączał stary laptop Apple.

Wiedział, że go obserwujemy?

W środę po dyżurze spotkałem się z Betsey w budynku administracyjnym. Była w niebieskim kostiumie i zachowywała się bardzo oficjalnie. Chwilami sprawiała wrażenie zupełnie obcej osoby, całkowicie pochłoniętej pracą.

Najwyraźniej miała dosyć tej sprawy, tak samo jak ja.

– Układał swój genialny plan co najmniej trzy lata, tak? Przypuszczalnie ma gdzieś zadołowane piętnaście milionów. Zabił masę ludzi, żeby zdobyć tę forsę. I teraz siedzi na tyłku w Hazelwood? Daj spokój!

– To paranoik – odpowiedziałem. – I psychopata. Może nawet wie, że tu jesteśmy? Może powinniśmy się wycofać ze szpitala? Obserwować go z zewnątrz? Ma pozwolenie doktora Cioffiego na wychodzenie do miasta. Może to robić, kiedy chce.

Betsey nerwowo szarpała klapy kostiumu. Bałem się, że za chwilę zacznie wyrywać sobie włosy.

– Ale nigdzie nie wychodzi! Ma pięćdziesiąt lat i nie chce mu się! To kompletnie przegrany facet!

– Wiem, Betsey. Od trzech dni patrzę, jak śpi i bawi się grami w Internecie.

Parsknęła śmiechem.

– Popełnił pięć zbrodni doskonałych i przeszedł na emeryturę?

– Na to wygląda.

– Chcesz posłuchać, co ja załatwiłam?

Skinąłem głową.

– Byłam w First Union. Rozmawiałam ze wszystkimi ludźmi, którzy pamiętają Szabo, a których udało mi się odnaleźć. Podobno strasznie przejmował się pracą. Wszystko musiało być zrobione dokładnie jak powinno. Miał hopla na tym punkcie. Niektórzy nabijali się z niego.

– W jaki sposób?

– Dali mu przezwisko. Zgadnij, jakie? Supermózg! Dla zabawy. Tak z niego żartowali.

– A teraz chyba on żartuje z nas.

40
{"b":"102396","o":1}