Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Do Boston Celtics wybrano go już w pierwszej rundzie zaciągu, jako ósmego gracza z listy. Reflektor jego sławy zapłonął pełnym blaskiem.

A potem nagle strzelił bezpiecznik.

Nazwali to „nieprawdopodobną kontuzją”. W przedsezonowym meczu z Washington Bullets świeżo upieczony zawodowiec Myron Bolitar zderzył się z dwoma ważącymi w sumie blisko trzysta kilogramów przeciwnikami. Lekarze zasypali młodzieńca, który dotąd nie doznał kontuzji (nigdy nawet nie skręcił kostki) lawiną słów. Wielokrotne złamania, oznajmili. Strzaskana rzepka kolanowa. Gips. Wózek. Kule. Laska.

Lata rehabilitacji.

Po szesnastu miesiącach Myron zaczął chodzić, chociaż kulał przez następne dwadzieścia cztery. Nie wrócił do sportu. Jego kariera się skończyła. Odarto go z jedynego życia, jakie znał. W prasie poświęcono mu parę artykułów, ale szybko o nim zapomniano.

Skryły go ciemności.

Jessica zmarszczyła brwi. Reflektor? Kiepska metafora. Wyświechtana i nietrafna. Potrząsnęła głową i spojrzała na Myrona.

– To wszystko wyjaśnia – powiedział.

– Co wyjaśnia?

– Humor Esperanzy.

– A! – Uśmiechnęła się. – Skłamałam, że jesteśmy umówieni. Nie ucieszył jej mój widok.

– Co ty powiesz.

– Pewnie utopiłaby mnie w łyżce wody.

– Nawet w pół. Napijesz się kawy?

– Tak.

– Możesz zaparzyć kawy? – poprosił przez telefon Esperanzę. – Dziękuję.

Spojrzał na Jessicę.

– Co u Wina? – spytała.

– W porządku.

– Ten budynek należy do jego rodziny?

– Tak.

– Podobno Win stał się – wbrew sobie – specem od finansów.

Myron potwierdził skinieniem głowy, czekał.

– A więc wciąż z nim trzymasz. I wciąż masz Esperanzę. Niewiele się zmieniło.

– Bardzo dużo – odparł.

W drzwiach pojawiła się Esperanza, wciąż z ponurą miną.

– Otto Burke jest na zebraniu – oznajmiła.

– To zadzwoń do Larry’ego Hansona.

Esperanza podała Jessice kawę, uśmiechnęła się diabolicznie i wyszła. Jessica przyjrzała się filiżance.

– Myślisz, że do niej napluła? – spytała.

– Pewnie tak.

– I tak piję za dużo kawy – powiedziała, odstawiając filiżankę.

Myron okrążył biurko i usiadł. Na ścianie za nim wisiały plakaty. Same musicalowe. Zabębnił palcami w biurko.

– Przepraszam za wczoraj. Chciałam cię zaskoczyć, zbić z tropu.

– Ciągle chcesz być górą?

– Chyba tak. Stary nawyk. Milczał.

– Potrzebuję twojej pomocy. Czekał. Jessica nabrała powietrza.

– Policja twierdzi, że mój ojciec zginął z rąk bandziora – wyrzuciła z siebie – ale ja w to nie wierzę.

– A w co?

– W to, że jego śmierć ma związek ze zniknięciem Kathy.

Nie był zaskoczony tym stwierdzeniem.

– Skąd takie przypuszczenie? – spytał, pochylając się i wpatrując w Jessicę.

– Policja je odrzuca. Dla nich to zbieg okoliczności, a ja w to nie wierzę.

– A co na to ten kolega taty z policji, jak mu tam…

– Paul Duncan.

– Właśnie. Rozmawiałaś z nim?

– Tak.

– No i?

Zaczęła stukać stopą w podłogę. Był to stary, bezwiedny, denerwujący odruch. Po chwili przestała.

– Też twierdzi, że to był napad rabunkowy. Powołuje się na fakty z miejsca zbrodni – brak portfela, biżuterii i tak dalej. Robi to wyjątkowo rzeczowo i bezstronnie.

– Jak to?

– Paul Duncan to człowiek wybuchowy. Raptus. Zabito jego najlepszego przyjaciela, a zachowuje się, jakby się tym nie przejął. To do niego niepodobne. – Jessica poprawiła się w fotelu. – Coś tu śmierdzi, nie umiem tego inaczej wyjaśnić.

Myron w milczeniu potarł podbródek.

– Nigdy nie byłam blisko z ojcem – ciągnęła. – Niełatwo było go kochać. Znacznie lepiej radził sobie ze zwłokami niż z żywymi. Nosił w sercu ideał rodziny, wzorzec, ale wcielenie go w życie okazało się dla niego za trudne. Mimo to muszę poznać prawdę. Ze względu na Kathy.

– Jak się układało pomiędzy nią a waszym ojcem?

– Ostatnio lepiej – odparła po krótkim zastanowieniu. – Kiedy byłyśmy małe, nie byli sobie bliscy. Kathy była córeczką mamy, bez przerwy jej się trzymała i chciała być jota w jotę taka jak ona. Ale wtedy, gdy zniknęła, chyba więcej łączyło ją z ojcem niż z matką. Ciężko przeżył jej zniknięcie. Wpadł w obsesję. Nie, to wcale nie jest za mocne słowo. Wszyscy wpadliśmy w obsesję. Jednak nie do tego stopnia, co on. Pochłonęła go całkowicie. Przeszedł metamorfozę. Z cichego, skromnego, nie wadzącego nikomu patologa zmienił się w człowieka wykorzystującego swoje stanowisko do wywierania nieustannych nacisków. Z uporem maniaka twierdził, że policja nie robi wszystkiego co należy, żeby odnaleźć Kathy. Rozpoczął własne śledztwo.

– Czegoś się dowiedział?

– Nie. W każdym razie nic o tym nie wiem.

Myron wpatrzył się w ścianę naprzeciwko. W fotos braci Mant z filmu Noc w operze. Groucho łypnął na niego, ale nie podsunął odpowiedzi.

– Co ci jest? – spytała Jessica.

– Nic, nic. Mów dalej.

– Niewiele mogę dodać. Ostatnio, kilka tygodni przed śmiercią, ojciec zachowywał się dziwnie. W poprzednich latach rozmawialiśmy ze sobą może ze trzy razy w roku, a tu raptem zaczął do mnie wydzwaniać. Miał nieco płaczliwy głos. Tak jakby z nowym zapałem odgrywał idealnego tatę. Trudno mi powiedzieć, czy była to trwała, czy tylko przejściowa zmiana.

Myron skinął głową i odwrócił wzrok. Milczał. Już sądziła, że odpłynął myślami gdzieś daleko, kiedy raptem spytał ledwo dosłyszalnym głosem:

– Jak myślisz, co się stało z Kathy?

– Nie wiem.

– Sądzisz, że nie żyje?

– Ja… – Jessica urwała. – Brak mi jej… Nie chcę… dopuścić do siebie myśli, że jej nie ma.

Myron ponownie skinął głową.

– Czego ode mnie oczekujesz? – spytał.

– Żebyś zbadał sprawę. Dowiedział się, co się dzieje.

– Zakładając, że coś się dzieje.

– Tak.

– Dlaczego ja?

– Nie jestem pewna – odparła po krótkiej chwili. – Pomyślałam, że mi uwierzysz. Że pomożesz.

– Pomogę. Pamiętaj o jednym: mam ważny osobisty interes w wyjaśnieniu tej sprawy.

– Chodzi o Christiana?

– Jestem jego agentem. Odpowiadam za jego los.

– Nie przestał tęsknić za moją siostrą.

– Tak.

– Dobrze się czuje?

– Dobrze – odparł Myron z niezmienioną miną.

– To porządny chłopak. Lubię go. Skinął głową.

Jessica wstała i podeszła do okna. Odwrócił głowę. Nie chciał patrzeć na nią za długo. Rozumiała to. Wyjrzała na Park Avenue. Jedenaście pięter niżej taksówkarz w turbanie wygrażał pięścią staruszce z laską. Staruszka uderzyła go i uciekła. Szofer upadł. Turban ani drgnął.

– Było ci trudno ukryć przede mną uczucia – powiedziała, wciąż patrząc przez okno. – Co chcesz przede mną zataić?

Nie odpowiedział.

– Myron… Uratowała go Esperanza.

– Larry Hanson wyszedł z biura – oznajmiła, wchodząc bez pukania do pokoju.

Tuż za nią zjawił się Win.

– Mam coś dla nas w sprawie tego magazynu… – zaczął i urwał na widok Jessiki.

– Cześć, Win – powiedziała.

– Witaj, Jessico Culver. – Padli sobie w ramiona. – Boże, wyglądasz zjawiskowo! Kilka dni temu czytałem artykuł, w którym nazwano cię literackim symbolem seksu.

– Nie powinieneś czytać takich śmieci.

– Zaliczyłem go w poczekalni u dentysty. Słowo.

Zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Esperanza. Wskazując na Jessicę, włożyła palec do ust, udała, że się krztusi, i wypadła z gabinetu.

– Jak zwykle czarująca – mruknęła Jessica.

– Gdzie się zatrzymałaś? Myron wstał z fotela.

– U mamy.

– Numer się nie zmienił?

– Nie.

– Zadzwonię. Przepraszam, ale muszę wyjść z Winem.

Jessica spojrzała na Wina. Uśmiechnął się szeroko, ale z jego miny jak zwykle nic nie dało się wyczytać.

– Po południu spotykam się z wydawcą – powiedziała – ale wieczór spędzę w domu.

– Dobrze. Zadzwonię do ciebie.

Zapadło niezręczne milczenie. Nie bardzo wiedzieli, jak się pożegnać. Skinieniem ręki? Uściskiem dłoni? Pocałunkiem?

9
{"b":"101682","o":1}