– Głos miała zadziwiająco spokojny. Nie chwiał się i nie łamał. Niesamowite, zważywszy histerię sprzed paru chwil. To, co mówiła, kłóciło się jednak z jej opanowaniem. Opowiedziała mi historie… – Znów zamilkł, kręcąc głową. – Łagodnie mówiąc, zaskakujące. Znałem Kathy od blisko roku. Uważałem ją za życzliwą, miłą, przyzwoitą dziewczynę. Nie oceniam jej moralności. W moim mniemaniu była osobą staroświecką. A tu raptem przychodzi do mnie i opowiada historie, od których zapłoniłby się marynarz. Zaczęła od tego, że dawniej była taka, za jaką ją miałem. Porządną, dobrze wychowaną dziewczyną. Lubianą przez wszystkich. Ale się zmieniła. W „puszczającą się na prawo i lewo zdzirę”, jak sama określiła. Zaczęła od chłopców z liceum. Szybko jednak przerzuciła się na grubszą zwierzynę. Dorosłych, nauczycieli, znajomych rodziców. Spółkowała z Murzynami, z kobietami, we troje, a nawet uczestniczyła w orgiach. Ze wszystkimi przygodnymi znajomymi robiła sobie zdjęcia. Dla potomności, jak oświadczyła mi szyderczo.
– Wymieniła jakieś nazwiska? Nauczycieli, dorosłych, kogokolwiek?
– Nie. Żadnych nazwisk. Dziekan zamilkł, wyczerpany.
– A co zdarzyło się potem? – zagadnął Myron.
Harrison Gordon podniósł głowę tak wolno, jakby kosztowało go to mnóstwo wysiłku.
– Jej życie zmieniło się na lepsze. Uświadomiła sobie, że postępuje głupio i źle. Zaczęła pracować nad swoimi problemami. Właśnie wtedy spotkała Christiana i się zakochała. Pragnęła odciąć się od przeszłości, ale nie było to łatwe. Przeszłość nie chciała odejść. Kathy naprawdę bardzo się starała, a potem…
Gordon urwał.
– Potem co? – ponaglił Myron.
– Spojrzała na mnie – nigdy nie zapomnę jej wzroku – i powiedziała: „Dziś wieczorem mnie zgwałcili”. Nagle. Ni z tego, ni z owego. Oczywiście, zamurowało mnie. Było ich sześciu albo siedmiu, nie była pewna. Zbiorowy gwałt w szatni. Spytałem ją kiedy. Odparła, że przed niespełna godziną. Poszła do szatni futbolistów, żeby się z kimś spotkać. Powiedziała, że z szantażystą. Byłym… kochasiem, który zagroził, że ujawni jej przeszłość. Miała zapłacić mu za milczenie.
Gruba wypłata w gotówce z konta powierniczego, pomyślał Myron.
– Kiedy tam weszła, okazało się, że szantażysta nie jest sam. Towarzyszyło mu kilku kolegów z drużyny, w tym jej inny były kochaś. Nie uderzyli jej. Nie pobili. Nie stawiała oporu. Było ich za dużo i byli za silni. – Gordon zamknął oczy i zniżył głos do szeptu. – Gwałcili ją po kolei.
Zamilkł.
– Jak wspomniałem, opowiedziała mi to najzupełniej obojętnym tonem. Spojrzenie miała jasne i zdecydowane. Oświadczyła, że jest tylko jeden sposób na pogrzebanie przeszłości. Raz na dobre. Że musi jej się przeciwstawić wprost. Wypchnąć ją na słońce, żeby sczezła i skonała jak średniowieczny wampir. Powiedziała, że wie, co musi zrobić.
Gordon znowu zamilkł.
– Co? – spytał Myron.
– Postawić przed sądem tych, którzy ją zgwałcili. Spojrzeć w oczy przeszłości i zostawić ją za sobą, bo w innym razie będzie ją prześladowała do końca życia.
– I jak pan zareagował?
Gordon skrzywił się. Zgasił papierosa. Zerknął do dolnej szuflady, ale nie wziął następnego.
– Poradziłem jej ochłonąć. – Zaśmiał się na to wspomnienie. – Ochłonąć! Jej, tak już wyciszonej i spokojnej, że mogłaby czytać książkę telefoniczną. A ja radziłem jej ochłonąć! Chryste Panie!
– A poza tym?
– Powiedziałem, że nadal jest w szoku. Mówiłem serio. Poradziłem, żeby zamiast działać pochopnie, co z pewnością zaciąży na całym jej życiu, najpierw wszystko sobie przemyślała, rozważyła wszelkie opcje. Żeby się zastanowiła, co ujawnienie jej przeszłości będzie oznaczać dla rodziny, przyjaciół, narzeczonego i dla niej samej.
– Innymi słowy, próbował ją pan odwieść od wniesienia oskarżenia.
– Być może. Nie zdradziłem jej jednak, co naprawdę myślę. Parająca się pornografią i wyuzdanym seksem, „puszczająca się na prawo i lewo zdzira”, zamierzała oskarżyć o gwałt grupę studentów, w tym dwóch, z którymi łączyły ją kiedyś bliskie związki. Chciałem, żeby zamiast działać pod wpływem chwili, dokładnie wszystko rozważyła.
– Niech pan tak siebie nie rozgrzesza. Nic pana nie obchodziła. Przyszła do pana po pomoc, a pan myślał o wszystkim tylko nie o niej. O swojej szacownej uczelni. O skandalu. O drużynie futbolowej w przededniu zdobycia mistrzostwa kraju. O własnej karierze, o tym, co będzie, kiedy wyjdzie na jaw, że pracowała dla pana i że późną nocą szukała u pana pociechy. Powiązano by pana ze sprawą. Przyjrzano się bliżej pańskiemu życiu i być może odkryto wasz niecodzienny układ małżeński. Gordon wyprostował się nagle jak po sójce w bok.
– Jaki układ małżeński? – spytał.
– Mówi panu coś wyrażenie „raz na dwa miesiące”?
Harrison Gordon wybałuszył oczy.
– Jak…? – urwał i niemal się uśmiechnął. – Jest pan świetnie zorientowany, młody człowieku.
– Wszechwiedzący – sprostował Myron. – Jak Bóg.
– Na temat mojego małżeństwa nic nie powiem, ale skłamałbym, zaprzeczając, że nie kierowałem się samolubnymi względami, które pan wymienił. Niemniej martwiłem się też o Kathy. Taki błąd…
– Gwałt, panie dziekanie. Nie błąd. Kathy zgwałcono. Ona nie popełniła „błędu”. Nie padła ofiarą własnej nierozwagi. Osaczona w szatni przez bandę futbolistów, została przez nich wykorzystana po kolei wbrew swej woli.
– Upraszcza pan sytuację.
– To pan ją upraszcza. Dla pana Kathy nic nie znaczy.
– Nieprawda.
Myron pokręcił głową. Nie było czasu na morały.
– Co się stało, gdy udzielił pan jej swojej światłej rady? – spytał.
Gordonowi nie udało się wzruszyć ramionami.
– Spojrzała na mnie dziwnie, jakbym ją zdradził, a ja przecież tylko starałem się pomóc. A może dostrzegła w moich słowach to samo, co pan. Nie wiem. Wstała, obiecała wrócić rano, żeby wnieść oskarżenia, i wyszła. Nie miałem o niej żadnych wieści, aż do nadejścia pocztą tego pisemka. I telefonu kilka dni temu.
– Jakiego telefonu?
– Parę dni temu, późnym wieczorem, odebrałem telefon. Żeński głos – być może Kathy – powiedział: „Miłej lektury. Przyjdź i weź mnie. Przeżyłam”.
– ”Przyjdź i weź mnie. Przeżyłam”?
– Coś w tym stylu.
– Co miała na myśli?
– Nie mam pojęcia.
– Co pomyślał pan na wieść o jej zniknięciu?
– Że uciekła, nie wytrzymała. Uznałem, że kiedy będzie gotowa, wróci. Tak samo myślała policja, dopóki nie znaleziono majtek. Podejrzewali morderstwo. Ale ja łączyłem te majtki z gwałtem, a nie ze zniknięciem Kathy. I dlatego nie zmieniłem zdania, że uciekła.
– Nie wpadło panu do głowy, że gwałciciele chcieli zamknąć jej usta?
– Owszem, wpadło. Ale ci chłopcy nie byliby zdolni…
– Gwałciciele! – sprostował Myron. – Ci „chłopcy” zbiorowo zgwałcili dziewczynę, która nic złego im nie zrobiła! Nie pomyślał pan, że są zdolni do morderstwa?
– Gdyby chcieli ją zabić, toby jej nie wypuścili – odparował Gordon. – Tak uważałem.
– I siedział pan cicho.
– To był błąd. Teraz to wiem. Spodziewałem się, że uciekła na kilka dni, żeby dojść z sobą do ładu. Po tygodniu zrozumiałem, że za późno na sprostowania.
– Wybrał pan życie w kłamstwie.
– Tak.
– W końcu była tylko studentką. Przyszła do pana po pomoc w najtrudniejszym momencie w życiu, a pan ją odtrącił.
– Myśli pan, że o tym nie wiem?! – krzyknął Gordon. – Nie dawało mi to spokoju przez całe półtora roku!
– Pewnie, ludzki z pana człowiek.
– O co panu chodzi, Bolitar?!
Myron wstał.
– Żeby pan zrezygnował z funkcji dziekana. Bezzwłocznie.
– A jeżeli odmówię?
– To ściągnę pana ze stołka i będzie to bardzo bolesne. Jutro z samego rana proszę złożyć rezygnację ze stanowiska.
Podpierając palcami brodę, Gordon popatrzył na Myrona. Minęły sekundy. Twarz mu się rozluźniła jak pod dotykiem masażystki. Zamknął oczy, zgarbił się i wolno skinął głową.
– Dobrze – powiedział. – Dziękuję.
– To nie pokuta. Nie wykręci się pan z tego sianem.