Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Czasami nienawidził Harpera. Wiedział o wszystkich jego czynach, o których rodzina nie miała pojęcia. Czasami wydawało mu się, że Harper Stokes jest diabłem. Bywały chwile, kiedy przerażał nawet jego. Ale chyba kochał Briana. Jego niespodziewane oświadczenie wydało mu się zdradą.

– Melanie ma migreny – odezwał się nagle Harper.

– I co z tego?

– Myślałem, że to stres, ale jeśli nie? Nie miała migreny od dziesięciu lat, nawet po rozstaniu z Williamem. Więc skąd teraz? Chyba że chodzi o coś więcej. Chyba że to wspomnienia.

– Możliwe. Możliwe.

Jamie nie mógł powiedzieć nic więcej. Czuł, że Harper boi się tak samo jak on. Wspomnienia Melanie były niebezpieczne. W jednej chwili mogły zniszczyć wszystko. Na początku ta myśl dręczyła ich dniem i nocą. Po dwudziestu pięciu latach wydawało się, że mogą odetchnąć.

– Prawda żyje własnym życiem – odezwał się Jamie. – Może powinniśmy się dziwić, że spokój trwał tak długo.

– Kto to jest? – wybuchnął Harper.

– Nie wiem.

– Może ty? A może Brian?

– Stary, co moglibyśmy na tym zyskać? Czy wyszlibyśmy z tego cało? Melanie znienawidziłaby nas do końca życia. Może tobie jest to obojętne, ale mnie nie. I na pewno nie Brianowi.

– Za późno, O’Donnell. Wszyscy na tym zyskaliśmy, nie pora przegrywać. Wyjeżdżam z całą rodziną do Europy.

– Co?

– A co, nie mówiłem ci? – spytał Harper niewinnie. Jamie zrozumiał, że jego przyjaciel przygotowuje się do zadania śmiertelnego ciosu. – Dziś rano mówiłem o tym z Pat. Wyjedziemy na wakacje. Wszyscy, także Brian. Pakujemy walizki i do diabła ze wszystkim. Bardzo romantyczne, jak mówi Pat. Nawet się cieszy. Ja też, na pewno.

Jamie słuchał bez słowa. Nie mógł wydobyć z siebie głosu.

– Nie rozumiesz, bracie? Patricia mnie kocha. Zawsze mnie kochała. Umiem ją uszczęśliwić, O’Donnell. Jesteśmy tacy sami. Więc zajmij się tym kimś, dobra? Obaj wiemy, że to ty jesteś od brudnej roboty.

Rozłączył się. Mimo to Jamie wyszeptał:

– Tak, zawsze cię kochała. Ale ciebie to nie obchodziło, bracie. Masz tę swoją cholerną wspaniałą rodzinę i wcale cię ona nie obchodzi!

Trzasnął słuchawką. Poczuł, że jest bardzo zmęczony.

Czwarta rano. Nowe wiadomości. Doniesienie o strzelaninie w hotelu. Zginał dziennikarz Larry Digger.

Jamie zamarł. Harper nic o tym nie wspomniał. Jamie z całą pewnością nie miał z tym nic wspólnego. Co się dzieje?

Podkręcił dźwięk. Zabójca uciekł. Policja prowadzi poszukiwania. Na ekranie pojawił się rysunek. Jamie znał tę twarz.

Cisnął przez cały pokój pilotem, który roztrzaskał się na ścianie. Mało! Przewrócił stolik ze szklanym blatem.

– Skurwiel! Trzęsący dupą, podły, mały skurwiel! Jak śmiał mnie tak zdradzić! Jak śmiałeś mnie zdradzić? – W drzwiach sypialni stanęła okręcona prześcieradłem Ann Margaret. Patrzyła na niego z niepokojem.

– Jamie…?

– Idź spać! Nie drgnęła.

– Co się stało?

– Idź stąd, idź natychmiast. Zrobiła krok w jego stronę.

– Nie ma mowy – oznajmiła ze spokojem. – Razem damy sobie radę ze wszystkim. Kocham cię. Naprawdę.

Zwiesił głowę i jęknął.

Wiedział, że nie powinien tego robić. A jednak wystarczyło zrobić trzy kroki i już był przy niej. Serce biło mu jak młotem, nagle zaczął się pocić. Wziął ją w ramiona, upokorzony i przejęty podziwem.

Ta kobieta była piękna na swój sposób. I silna. Niepokonana duchem i ciałem. Żadnych pretensji do szlachetnego pochodzenia, żadnych pięknych słówek. Miała rację: cokolwiek by zrobił, ona dałaby sobie z tym radę. Żadne z nich nie było lepsze ani gorsze niż to drugie.

I za to ją kochał. Kochał ją z całego serca. I była to jedna z nielicznych rzeczy, które go przerażały.

Wyplątał się z jej objąć. Miał sprawą do załatwienia, a takie sprawy najlepiej załatwia się w ciemnościach.

Telewizor ciągle działał, rzucając na ściany upiorne sine refleksy. Jamie zapomniał, że słój ciągle stoi na widoku. Ann Margaret nagle go zauważyła.

– Co to jest? – wyszeptała. Zamknął oczy.

– Ktoś mi to przysłał – burknął. – Jakiś koszmarny dowcip.

– Chodzi o nią, tak?

– Annie, to było tak dawno…

– Chyba nie dość dawno. Nie dość dawno, żeby ktoś nie pamiętał. Ktoś, kto chce, żebyś za to zapłacił.

Nie mógł na to odpowiedzieć.

– Ciągle ją kochasz?

– Nie, Annie.

– Czy ona także dostała penis cudzołożnika? Czy pas cnoty? Wziął ją za ramię, zmusiłby spojrzała mu w oczy.

– Annie – powiedział cicho i z naciskiem. – Tu nie chodzi tylko o Patricię.

– Skąd wiesz? Co tu się dzieje?

– Harper dostał list.

– Jaki list?

– Taki, w którym ktoś pisał, że dostanie to, na co zasługuje. Larry Digger przyjechał do miasta, Melanie znowu ma migreny, a William… Annie, William też dostał… list. „Dostajesz to, na co zasługujesz”.

– O Boże. – Rozsądna, twarda Annie zadrżała. – Czy to się nigdy nie skończy?

– Nie wiem. Chyba tak musi być. Jedni żyją spokojnie, inni nie. Wziął pistolet.

– Nikogo nie wpuszczaj. I nie odbieraj telefonów.

– Dokąd idziesz? Co chcesz zrobić?

– Jeszcze nie wiem.

– Jamie!

Ruszył do drzwi. Otworzył je. Zrobił krok na korytarz. Odwrócił się. Podszedł do niej blisko, tak blisko, jak trzeba, kiedy mówi się najważniejsze rzeczy.

– Zaopiekuję się tobą. Tobą i Melanie. Przysięgam.

Kiedy Brian Stokes obudził się z krzykiem po raz piąty tej nocy, jego kochanek wreszcie nie wytrzymał.

– Chcesz o tym porozmawiać, czy mam ci przynieść żyletki?

– Daj mi spokój.

– Miałeś koszmary, wiesz? Słyszałem, że powtarzasz pewne imię. Brian odwrócił się do niego plecami.

– Odwal się.

Nate usiadł. Oprócz Melanie był jedyną osobą której Brian ufał. Nigdy nie dawał się zbyć, zawsze dostrzegał zbyt wiele. Teraz odrzucił kołdrę i podciągnął spodnie od piżamy na okrągłym brzuszku – wyraźny znak, że szykuje się do poważnej rozmowy.

– Wołałeś Meagan – powiedział łagodnie. – Normalnie nigdy o niej nie wspominasz.

Brian poczuł, że za chwilę się rozpłacze.

– Pieprz się.

Wstał, podszedł do okna i spojrzał na uśpione miasto. Ale nie widział niczego oprócz wizji, które go obudziły.

Pogrzeb w szary deszczowy dzień. Matka zataczająca się z rozpaczy i od dżinu. Ojciec z kamienną twarzą patrzący na nią nienawistnie.

Milczenie późniejszych dni. Wielki dom, bardzo cichy bez dziecięcych pisków.

Jedna noc, kiedy Harper krzyczał:

– Gdzie byłaś przez cały dzień? Gdybyś siedziała w domu…

– Nie wiedziałam… – płakała matka. – Nie wiedziałam… Myślałam, że Brian chce pobyć sam ze mną. Wiesz, jaki jest, zwłaszcza w jej towarzystwie.

– Teraz ma cię tylko dla siebie, tak? Dopiął swego!

Przepraszam. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego byłem taki okrutny.

Nate stanął za jego plecami.

– Martwisz się o siostrę, tak? – spytał, masując mu ramiona. – Zachowujesz się tak, odkąd od niej wróciłeś.

– Nie chcę o tym mówić.

– Naturalnie – zgodził się Nate bez urazy. – A jak długo będziesz jeszcze nienawidził siebie? I jak długo będziesz nienawidził Melanie za to, że ośmieliła się kochać?

– Ja nie…

– Przyszła do ciebie, żebyś jej pomógł. A ty nawet do niej nie zadzwoniłeś.

– Ty tego nie rozumiesz.

Nate rzucił mu znaczące spojrzenie. Widział już Briana w najgorszych dniach, kiedy nienawiść do samego siebie tak go przepełniała, że nie był w stanie podnieść się z łóżka. Nate go dobrze rozumiał.

– Więc wyjaśnij mi. Daj mi jeden logiczny powód, dla którego odpychasz od siebie tę swoją biedną siostrę.

Brian przestąpił z nogi na nogę.

– Lepiej jej beze mnie.

– Ha! Ona cię uwielbia. Ma kłopoty i do kogo dzwoni? Do starszego brata. Ponieważ wie, że nie jest ci obojętna. Ponieważ zawsze się nią opiekowałeś. Ona ci ufa. Kocha cię. Dlaczego robisz takie problemy?

Brian zacisnął zęby.

– To co innego.

41
{"b":"101339","o":1}