Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– No dobrze, a William Sheffield? Jak się poznaliście?

– Pracuje z moim ojcem. Tato zaprosił go na kolację. – Skrzywiła się gorzko. – To też ma być spisek?

– Wczoraj go słyszałem. Odniosłem wrażenie, że pochodzi z Teksasu. Cholernie dużo Teksańczyków kręci się wokół tego domu.

– Jasne. Właśnie dlatego ojciec się nim zainteresował. Dwóch Teksańczyków w bostońskim szpitalu. Gdybyś się przeprowadził do Teksasu, pewnie padłbyś w ramiona pierwszemu napotkanemu facetowi z Bostonu.

– Tak, ale czy oddałbym mu własną córkę? Zesztywniała.

– To dawne dzieje.

– Czy to znaczy, że to on odszedł?

– Odeszliśmy oboje.

– Na zawsze?

– Przyłapałam go z inną kobietą. To dość skutecznie gasi uczucia. Tego się nie spodziewał. Ten szczurek zdradzał Melanie? Jezu, był jeszcze głupszy niż na to wyglądał.

– Żałujesz? – spytał z napięciem. Nie powinien się tak zdradzać z uczuciami.

– Nie. To było nieuniknione. W ogóle nie powinniśmy się zaręczać.

– Więc dlaczego się zdecydowałaś?

Wzruszyła ramionami.

– On też był sierotą. Myślałam, że dzięki temu mamy coś wspólnego. A może po prostu wystarczyło, że mnie poprosił o rękę? Może świadomość, że ktoś chce ze mną spędzić resztę życia, miała dla mnie nieodparty urok?

Wkrótce zdaliśmy sobie sprawą z tego, że popełniliśmy błąd. Zwłaszcza kiedy William zaczął mi wmawiać, że tak naprawdę nie jestem sierotą.

– Słucham?

– Bo mnie adoptowano. Miałam rodzinę, i to bogatą. Wkrótce zrozumiałam, o co mu chodzi. Z nas dwojga to on został oszukany przez życie, więc życie, a zwłaszcza ja, powinno mu to wynagrodzić. A ja, powiedzmy to sobie, nie palę się, żeby coś komuś wynagradzać.

Prawie się uśmiechnął. Tak, nie wyobrażał sobie, żeby ta dziewczyna się poddała Williamowi Sheffieldowi. Głupi mały palant.

– Czy wczoraj wydawał się zmieniony? Blady? Roztargniony?

– Ciężko pracuje.

– Ciężej niż dotychczas? Przez chwilę się zastanawiała.

– Nie sądzę. Jest asystentem mojego ojca, a ojciec nie pracował ostatnio ciężej niż zwykle. Ale rzeczywiście wyglądał tak, jakby coś go dręczyło.

– Może powinniśmy to sprawdzić.

– William nie ma nic wspólnego z Meagan…

– Ale ma coś wspólnego z twoją rodziną. Spędza w twoim domu sporo czasu. Może dowiedział się czegoś o twoim ojcu i postanowił się na tym wzbogacić?

Westchnęła, ale nie zgłosiła sprzeciwu. Niepewność mocno dawała się jej we znaki.

– A ten Irlandczyk? Jamie… Jamie…

– O’Donnell. To mój ojciec chrzestny. On na pewno nie ma z tym nic wspólnego.

– Kim jest dla twoich rodziców?

– Poznali go w Teksasie. Przyjaźnią się od czterdziestu lat. Był drużbą na ich weselu.

– Prowadzi interesy z twoim ojcem?

– Od czasu do czasu. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak się poznali. Wiem, że rodzice ojca mieszkali na przedmieściach, a Jamie wychowywał się na ulicy, jak twierdzi. Obaj doszli do czegoś o własnych siłach, Jamie jako biznesmen, mój ojciec jako chirurg. I za to się nawzajem szanują.

– Czy O’Donnell znał Meagan?

Spojrzenie Melanie złagodniało. Wyraźnie miała do niego słabość.

– Ta tragedia złamała mu serce. Chcesz wiedzieć, dlaczego rodzice go tak kochają? Ponieważ wyręczył ich i sam chodził oglądać zwłoki. Kiedyś mi o tym powiedział. Jeśli dziecko znika z domu, ktoś z rodziny musi identyfikować zwłoki dzieci odpowiadających rysopisowi. Jamie się tym zajął. Chodził od kostnicy do kostnicy i oglądał szczątki czteroletnich dziewczynek podobnych do Meagan. Kiedyś mi powiedział, że te dziewczynki czasem śnią mu się w nocy. Zastanawia się, czy spoczęły na rodzinnym cmentarzu, czy zakopano je w zbiorowej mogile. Czasami wydaje mi się, że przeżył śmierć Meagan mocniej niż ojciec. Choć pewnie tylko inaczej reaguje.

– A ta kobieta? Ta pielęgniarka.

– A, to Ann Margaret.

– Mówiłaś, że miała tu nocować.

– Tak. Jest moją szefową z Centrum Czerwonego Krzyża. Dziesięć lat temu zgłosiłam się tam do pracy, więc zdążyłyśmy się dobrze poznać.

– Wydawało mi się, że ona także mówi z teksańskim akcentem.

Melanie przewróciła oczami.

– Tak, mieszkała w Teksasie. Ale już dawno osiedliła się w Bostonie. I naprawdę nie ma z nami nic wspólnego. Nie znałybyśmy się, gdybym nie zgłosiła się na ochotnika do Czerwonego Krzyża.

– Hmm… Wydaje mi się, że coś ją łączy z twoim ojcem chrzestnym.

– Tak… mnie też się tak wydaje. Wiele razy spotykali się na rozmaitych przyjęciach, które wydawałam. Może coś jest między nimi. Ale to tylko ich sprawa.

– Dlaczego ci nie powiedzieli, że się spotykają? Dlaczego to ukrywają?

– Od kiedy to prawo do prywatności oznacza, że się coś ukrywa? Ann Margaret nie ma absolutnie nic wspólnego z Meagan. Nikt z mojej rodziny nie znał jej w tamtych czasach. Nie wpadajmy w przesadę.

– A wpadamy? Co właściwie się stało z Meagan? Co naprawdę wiemy? W twoim pokoju leży drewniany konik i strzępek materiału, który, jak twierdzi twój własny brat, w ogóle nie powinien już istnieć. Larry Digger twierdzi, że ktoś z twojego domu dzwonił do niego z informacją o Russellu Lee Holmesie. Ty zaczynasz widzieć Meagan. Coś mi się zdaje, że musimy zrewidować poglądy. Wydawało nam się, że coś wiemy, ale to nieprawda. Wydawało ci się, że znasz swoją przeszłość, ale nie znasz. A na pewno nie znasz swojej rodziny.

Melanie pobladła.

– Wierzysz w duchy?

– Nie.

– A w karmę? Reinkarnację?

– Nie.

– A jest coś, w co wierzysz?

Wzruszył ramionami. Sam się nad tym zastanawiał od pewnego czasu.

– Wierzę, że Joe „Shoeless” Jackson był wielki. I wierzę, że to, co się tu dzieje, nie ma nic wspólnego z Russellem Lee Holmesem. Za to ma bardzo wiele wspólnego z twoją rodziną. I, Melanie… musisz teraz bardzo uważać.

Uśmiechnęła się blado. Odruchowo skubała brzeg narzuty na łóżku brata. Wydawało mu się, że chce coś powiedzieć, ale zacisnęła usta. Dopiero po chwili podniosła głowę i spojrzała na niego. – Dziękuję.

Tego się nie spodziewał. Nie wiedział, jak się zachować. Wbił spojrzenie w podłogę. Stare drewno. Grube deski. Chenney pewnie już skończył. Powinni się zbierać. Ból w biodrze dał o sobie znać. Musiał zmienić pozycję. Nieświadomie roztarł kręgosłup.

– Bardzo ci dokucza?

– Co? – rzucił z roztargnieniem. Ktoś donosi FBI, że doktor Stokes popełnia nadużycia finansowe, a jednocześnie Larry Digger dostaje wiadomość, że córka doktora Stokesa może być dzieckiem Russella Lee Holmesa. Czy te dwie rzeczy mają ze sobą coś wspólnego?

„Dostajesz to, na co zasługujesz”.

Ale który z tych graczy uważa, że Stokesowie nie dostali tego, na co zasługują? I dlaczego zaczął działać akurat teraz?

– Artretyzm.

– Słucham?

– Masujesz plecy…

– Natychmiast opuścił dłoń; nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Czasami jest dobrze, czasami gorzej.

– Możesz to łagodzić? Ćwiczeniami, lekami, zimnymi kompresami?

– Przeważnie tak.

– Ale musiałeś zrezygnować z marzeń? – stwierdziła cicho. – Nie jesteś policjantem.

Nie sądził, że Melanie tak bardzo zbliży się do prawdy. Ogarnęło go uczucie podobne do klaustrofobii. Nagle zapragnął przestrzeni. Musiał stąd uciec. Do diabła, chciał się schować w jakiejś ciemnej dziurze, gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie nikt nie odgadnie jego strachu. Ostatnio bał się o wszystko – o przyszłość, zdrowie, pracę – a to go upokarzało.

– Muszę wracać do roboty – rzucił nerwowo. – Wiesz, jak to jest. Praca nigdy się nie kończy.

– Tak. – Wstała z łóżka. W pokoju było już prawie ciemno. Zmrok zaskoczył ich tak podstępnie, że nawet nie przyszło im do głowy, żeby zapalić światło.

Patrzyła na niego spokojnie. Zbyt spokojnie.

– Czy zechcesz mi wyświadczyć jeszcze jedną przysługę?

– Myślałem, że nie chcesz żadnych przysług.

– Chcę się spotkać z Larrym Diggerem. Jutro, z samego rana. Jasna cholera.

– To niezbyt wiarygodne źródło informacji.

19
{"b":"101339","o":1}