Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Na pewno powiem, że to nie twoja wina.

– Nie o to mi chodziło – zaprotestował Chenney z prawdziwą urazą.

– Mniejsza o to. Do roboty. Musimy skończyć, zanim wrócą jej rodzice.

– Dlaczego?

– Później ci powiem.

Poszedł na górę. Mały miał rację co do Lairmore’a, co wcale mu nie poprawiło humoru. Musi skłonić Melanie do mówienia o rodzicach, zwłaszcza o ojcu. Trzeba zacząć analizę sprawy. Najwyższy czas.

Chenney taszczył ciężki odkurzacz i zestaw daktyloskopijny.

– Skoro nam płacą takie pieniądze, to chyba możemy pokazać, że mamy charakter, nie?

Na górze było już lepiej. David musiał przyznać, że mały nie jest taki zupełnie do niczego. Ledwie rzucił okiem na zgaszone już świeczki i zabawkę i zaraz zabrał się do roboty. Kiedy Melanie weszła do pokoju, ubrana w rozciągnięty wełniany sweter i wystrzępione dżinsy, on już rozpoczął dokumentację.

David przedstawił ich sobie. Nie mógł nie zauważyć, że bez makijażu i ze związanymi włosami Melanie wygląda nadspodziewanie młodo i świeżo. Razem wprowadzili Chenneya w sprawę. Zrobił notatki, a potem przeszli do pokoju Briana.

Był utrzymany w kolorze głębokiej zieleni i burgunda. Brian nie mieszkał w domu od dziesięciu lat, ale na szerokim łóżku widniało wyraźne wgłębienie. Ktoś tu niedawno siedział.

– A więc obiekt zakradł się tu po przyjęciu i spokojnie czekał, aż wszyscy pójdą spać – wydedukował Chenney, po czym zepsuł całe wrażenie, spoglądając pytająco na Davida.

– To ty jesteś policjantem – przypomniał mu David z niejakim rozdrażnieniem. Mały wyprostował się i spojrzał na Melanie Stokes.

– Przynajmniej nie zamierzał zrobić pani krzywdy.

– Jak to? – spytała, wyraźnie wstrząśnięta.

– Skoro przesiedział tu całą noc, mógł swobodnie wejść do pani pokoju. A jednak zaczekał, aż pani wyjdzie i dopiero wtedy zabrał się do roboty. Proszę tylko spojrzeć na te świeczki. Palą się przez mniej więcej osiem godzin. Do drugiej wypaliły się prawie zupełnie. A więc możemy przyjąć, że wszedł do pani pokoju po czwartej rano, kiedy pani już tu nie było.

– Dziękujmy Bogu za małe łaski – mruknęła.

Chenney wzruszył ramionami.

– Włamywacz najwyraźniej nie chciał się z panią spotkać. Na tym etapie chodzi mu tylko o te przedstawienia. Czterdzieści cztery świeczki, konik, materiał. Według mnie ustawienie tego wszystkiego zajęło mu co najmniej godzinę. Więc mógł opuścić dom koło szóstej…

– Nie przerwała mu. – Alarm by się włączył. Otworzenie drzwi, z zewnątrz lub wewnątrz, uruchamia system.

Wszyscy spojrzeli na łóżko.

– A więc ustawił to, zapalił świeczki i wrócił do kryjówki – powiedział Chenney.

– Zaczekał, aż ktoś wstanie i wyłączy system alarmowy – dodał David. – I wyszedł sobie frontowymi drzwiami.

Melanie spojrzała na niego z przerażeniem.

– Jest jeszcze coś – ciągnął David w zamyśleniu. – Obiekt był w domu. Mógł ustawić ten ołtarzyk w dowolnym pokoju, ale wybrał Melanie, nie jej rodziców. To znaczy, że chodzi mu o panią.

Chenney wydawał się nieco zaskoczony tą bezpośredniością, ale Melanie tylko kiwnęła głową. Nie miał jej tego za złe. Z tego, co widział, bardziej martwiła się o dobro rodziny niż o siebie.

– Robi się późno – odezwała się po chwili milczenia. – Dziwne, że matka jeszcze nie wróciła, ale…

Chenney pojął aluzję.

– Potrzebują mniej więcej godziny. Wymyślcie prawdopodobny powód mojej obecności w domu, a ja zajmę się dowodami.

– Dziękuję panu.

– Nie ma sprawy. – Wyszedł.

Melanie i David zostali sami. Melanie podeszła do rządu okien wychodzących na park, w którym kwitły różowe wiśnie, a kochankowie spacerowali, trzymając się za ręce. Zachodzące słońce obrysowało jej profil. Wydawała się bardzo krucha i smutna. I piękna, pomyślał David. Szybko się otrząsnął.

– Mamy jeszcze parę pytań. Gotowa?

– Przeze mnie mój brat płakał.

– Jest już duży. Jakoś to przeżyje.

– W moim pokoju ktoś wzniósł ołtarz dla zamordowanego dziecka. – Podniosła głos. – Widzę ją, wiesz? Ja ją widzą.

Przycisnęła czoło do szyby, jakby chciała je ochłodzić. Odetchnęła głęboko raz i drugi. Ręce jej drżały. David przyglądał się jej bezradnie. Po chwili oderwała się od okna i wyprostowała ramiona.

– No dobrze – rzuciła energicznie. Znał już ten ton. – Co się stało, to się stało. Detektyw Chenney zajmie się wszystkim i powie mi, czego się dowiedział, prawda?

– Wyśle dowody do laboratorium i zobaczymy, co z tego wyniknie.

– Na przykład odciski palców? Uniósł brew.

– Nie będzie żadnych odcisków.

– Tego nie wiadomo…

– Ten typ od dawna to planował. Nie popełni takiego głupiego błędu. Na chwilę przygasła. Potem stanowczo podniosła głowę.

– Ale na pewno coś się okaże.

– Może. Słuchaj, jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy, lepiej zacznijmy rozmawiać. Laboratorium nie załatwi wszystkiego. Najwięcej informacji uzyskuje się z rozmów ze świadkami. Chcielibyśmy ci zadać parę pytań.

– Chyba raczej detektyw Chenney.

– Jasne, możesz na niego zaczekać, ale on spędzi w twoim pokoju co najmniej godzinę, czyli do szóstej. A twoja mama może nadejść w każdej chwili… wtedy chyba nie będziesz chciała z nim rozmawiać.

– Chyba…

Wykorzystał chwilową przewagę. Nie zamierzał jej dawać czasu do namysłu.

– Zaczniemy od standardowych pytań. Zaraz będzie po wszystkim. Melanie nie wydawała się przekonana, ale uległa w obliczu jego determinacji.

– Wiemy już mniej więcej, jak obiekt dostał się do domu. Teraz musimy się dowiedzieć, dlaczego. I kto to taki.

Pokręciła głową.

– Może Larry Digger. Nie mam pojęcia, kto jeszcze po tylu latach ma związek z Russellem Lee Holmesem. Moi rodzice nie wspominają o Teksasie.

– Dlaczego?

Rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie.

– Wydaje mi się, że to piekielnie bolesne wspomnienie.

– Po dwudziestu latach?

– Może pan by do siebie doszedł po dwudziestu latach. Moi rodzice nie. Mruknął coś pod nosem.

– Dobrze. Wobec tego zacznijmy od ołtarza. Możemy z niego wywnioskować parę rzeczy. Przede wszystkim to miał być akt intymny. Ołtarz stoi nie dość, że w twoim domu, to jeszcze w sypialni. Nie tylko w sypialni, ale na łóżku. Dobrze. Teraz przedmioty: konik i strzęp materiału najwyraźniej należały do Meagan Stokes. To wyraźny cios wymierzony w ciebie, drugą córkę. No i jeszcze te zapachowe świeczki. Wiesz, co to są zmysły węchowe?

– To coś więcej niż węch?

– O wiele więcej. Zmysł węchu jest bezpośrednio połączony z układem limbicznym, jedną z najstarszych części mózgu. W dodatku bardzo ważną. To dzięki niej możesz kochać i nienawidzić. A także – spojrzał jej w oczy – dzięki niej możesz pamiętać. Poddanie kogoś działaniu zapachu, kojarzącego się z konkretnym wydarzeniem czy miejscem, to jeden z najbardziej skutecznych sposobów wywołania wspomnień.

Melanie usiadła na łóżku brata.

– Te gardenie… wspomnienia… To było zaplanowane, tak? Cholera, on mną manipuluje! Nie pozwolę na to! W moim własnym domu!

Przyjrzał się jej z ciekawością.

– Powiedziałaś: wspomnienia? Miałaś je już wcześniej?

– Tak, tak. Zdarzały mi się. Nic wielkiego. Czarna otchłań, głos dziewczynki. Nic konkretnego.

– Mhm… Kiedy to się zaczęło?

– Nie wiem. Jakieś pół roku temu.

– Pół roku. Oczywiście.

– Co oczywiście? – Zaczęła się denerwować. – O co ci chodzi?

– Pół roku temu twój brat oznajmił, że jest gejem. Pół roku temu najwspanialsza rodzina Bostonu zaczęła się rozpadać.

– Skąd wiesz?

– Kelnerzy plotkują – mruknął. – Tylko pomyśl: Stokesowie przenieśli się do Bostonu, zaadoptowali córkę i przez dwadzieścia lat żyło im się jak w bajce. Zgadza się? A potem Brian nagle wyskakuje ze swoją rewelacją i wszystko sypie się w gruzy. Ojciec się do niego nie odzywa, mama nie może sobie poradzić i znowu zaczyna pić, a ty nagle zaczynasz sobie przypominać.

– To nie tak! Jeden syn, który okazał się gejem, nie może spowodować tego wszystkiego.

17
{"b":"101339","o":1}