– A co byś chciał powiedzieć naszemu dowódcy?
– Nie twoja sprawa.
– Nie piłem z tobą, szpiclu, bruderszaftu – powiedział ten ze szramą.
Wyskoczyli na łąkę. W mroku błysnęła przed nimi biała wstążka szosy. Chłopak w cyklistówce stanął przy przydrożnym krzaku. Rioletto pomyślał, że jeśli chcieliby go zlikwidować, mogli byli uczynić to wcześniej albo wręcz w mieszkaniu Danki. Teraz dzieliło ich kilkanaście metrów od szosy, a oni na coś czekali, jakby wahali się przeskoczyć drogę, która przecież była pusta. Chłopak ze szramą znowu spojrzał na zegarek.
– Idziemy – rozkazał.
Byli już na poboczu szosy, gdy nagle Rioletto usłyszał warkot motoru, a potem błysnęły ostre reflektory. Nadjeżdżający samochód włączył długie światła; rozległy się strzały, chłopcy zostawili Włocha na szosie i zniknęli w ciemności. Wszystko to trwało parę sekund. Rioletto z trudem podniósł się, samochód hamował gwałtownie. Włoch zobaczył wyskakujących żołnierzy niemieckich. Potem usłyszał głos oberleutnanta Klossa:
– Miał pan szczęście, panie Rioletto, zdążyliśmy na czas.
– Co za cudowny przypadek – powiedział. – Co za cudowny przypadek – powtórzył. – Dziękuję panu.
– Porozmawiamy u mnie – rzekł Kloss.
Wsiedli do samochodu, Kloss i Rioletto obok siebie na tylnych siedzeniach. Obaj milczeli i obaj rozumieli, że czeka ich trudna rozmowa. Czy Rioletto się domyśla? Czy można mu zaufać? Czy istnieje szansa, że zagrają wspólnie? Samochód stanął przed biurem Abwehry; w korytarzu było pusto, w pokoju Klossa paliła się lampa na biurku, na małym stoliczku stała butelka koniaku i dwa kieliszki.
– Było tak – powiedział Kloss. – Fräulein Danka zatelefonowała do mnie i zameldowała o napadzie. Doszedłem do wniosku, że bandyci będą się starali uprowadzić pana do lasu. Postanowiłem przeciąć im drogę. To była jedyna szansa.
– Znakomity koniak – stwierdził Włoch, zanurzając się głęboko w fotelu. Nic sobie jeszcze nie powiedzieli, obaj mieli podstawy do obaw i obaj nie byli pewni…
– Jak wyglądali? – spytał Kloss i sięgnął po notatnik.
– Kto?
– Ci bandyci.
– Kilku mężczyzn – odpowiedział Rioletto.
– Ilu?
– Trudno to określić, byłem półprzytomny.
– Twarze? Charakterystyczne szczegóły?
– Było ciemno – stwierdził Włoch – i obawiam się, że nic panu nie powiem. Czy musimy o tym mówić?
– Musimy od czegoś zacząć.
– Pannie Dance nic się, oczywiście, nie stało?
– Nie – uśmiechnął się Kloss.
– Tak przypuszczałem. – Sięgnął po cygaro. – Odkryjemy karty?
– Może za wcześnie – powiedział Kloss. Wstał, podszedł do drzwi; otworzył je gwałtownie i zamknął z powrotem. -Te cygara – rzekł wracając na miejsce – należą do pana Puschkego. Otrzymałem je od niego w prezencie.
– Ach tak – powiedział Rioletto.
– Pan Puschke – ciągnął Kloss – jest niesłychanie interesującą postacią. To człowiek o bogatym życiorysie. Miewa także znakomite pomysły. – Sięgnął do kieszeni i podał Włochowi starannie złożone arkusiki papieru. -Niech pan to przeczyta.
Rioletto przeczytał uważnie zeznanie pana Puschkego, potem odłożył kartki na stół i zaciągnął się dymem.
– Co pan zamierza? – zapytał.
– Zeznanie jest ścisłe?
– Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę – oświadczył Rioletto. – Co pan zamierza?
– Wyobraźmy sobie – mówił Kloss – że było inaczej. Stary agent wywiadu angielskiego, pan Puschke, usiłował zwerbować uczciwego Włocha Rioletta do pracy przeciwko Rzeszy. Ale Rioletto się nie zgodził, wówczas Puschke nasłał na niego bandytów i tylko dzięki czujności oberleutnanta Klossa Rioletto wykaraskał się z tarapatów.
– Bardzo mi odpowiada ta opowieść – uśmiechnął się Rioletto. – Kim pan jest?
– To pytanie chyba nie ma sensu – odpowiedział Kloss. – Wystarczy, że jestem gotów ryzykować.
– Ja też.
– Co pan myśli o Pułkowskim? – Kloss napełnił znowu kieliszki koniakiem.
– To as atutowy – powiedział Rioletto. – A Puschke -dodał – to karta bita. Zagramy razem?
– Nie mamy innego wyboru – rzekł Kloss. – Warto wypić za współpracę aliantów.
– Warto – uśmiechnął się Rioletto.
10
Gra zbliżała, się do punktu kulminacyjnego, karty W zostały już rozdane. Kloss wiedział, że jeśli nawet udało mu się wygrać dwa robry, trzeci będzie najtrudniejszy. Czy Brunner da się wywieść w pole? Czy uwierzy, że jego przeciwnikiem w tej grze był gruby Niemiec, pan Puschke? Brunner posiadał atuty, których nie należało lekceważyć. Miał w swoich łapach Edwarda i Ka-zika. Kloss wiedział, że kocioł nadal istnieje. W mieszkaniu na Wałowej nikt się oczywiście nie zjawił. Edward i Kazik milczeli, ale przecież gestapo nie zaczęło jeszcze na dobre przesłuchiwań. Kloss rozważał rozmaite możliwości, musiał jednak myśleć przede wszystkim o odbiciu Pułkowskiego. Dziesiątego maja rano Pułkow-ski i Reil wyruszają na poligon; należało przygotować akcję i jednocześnie tego samego dnia zlikwidować sprawę pana Puschkego. Kloss bał się także o Dankę; miała zniknąć dziewiątego maja wieczorem, to znaczy w ostatniej chwili. Rioletto był zdania, że powinna zniknąć wcześniej. Ciągle nie byli pewni, co naprawdę wie Brunner.
Dziewiątego maja Kloss zadzwonił do Brunnera. Usłyszał jego ochrypły głos w słuchawce i oświadczył bez wstępów, że muszą się zobaczyć. Ma coś nader ważnego.
– Naprawdę, Hans? – powiedział Brunner. – Naprawdę chcesz zacząć mówić? – Nie brzmiało to zbyt zachęcająco.
Gdy wszedł do gabinetu sturmbannfuehrera w gestapo, Brunner nie był sam. Obok niego siedział Glaubel. Obaj patrzyli na Klossa z napiętą uwagą.
– Wykładaj, co masz – powiedział Brunner.
– Powoli, powoli. Jak tam twój kocioł?
– Mówiłem – wtrącił Glaubel – że należało jeszcze poczekać. Ten Okoń sam by mi powiedział.
– Bzdura! – parsknął Brunner. – Tam siedzą zawodowcy, człowieku. Schowaliśmy tego Okonia i kropka. Poczekamy jeszcze z dzień i zdejmiemy dziewczynę. -Brunner patrzył uważnie na Klossa, ale nic nie wyczytał z jego twarzy.
– Możecie ją zdjąć – oświadczył spokojnie Kloss. – To płotka.
– Płotka! – skoczył Brunner. – A gdzie są grube ryby? Ty chodziłeś z tą dziewczyną, Hans, nie wypieraj się. Co wiesz? Kloss sięgnął po cygaro.
– Widzisz, Brunner – powiedział – chciałbym mieć gwarancję, że to będzie nie tylko twój sukces.:
– Chcesz zarobić awans?
– Może – odparł Kloss.
– Chciałbym cię ostrzec – głos Brunnera brzmiał twardo. – Nasz przyjaciel Glaubel ma pewną koncepcję, która mogłaby cię szczególnie zainteresować.
– Żarty – powiedział Kloss i poczuł jednak lekki niepokój. Nie wolno nigdy sobie pozwalać na niedocenianie przeciwników. – Co byś powiedział – ciągnął spokojnie – o niejakim panu Puschkem?
– Puschke? – zdziwił się Brunner i spojrzał na Glaubla. -Co ty na to?
Glaubel wzruszył ramionami. Nigdy się nim nie interesował.
– Mam ciekawe materiały – mówił Kloss. – Nie ulega wątpliwości, że to Puschke dostarczał obcemu wywiadowi informacji o zakładach Reila. Wczoraj usiłował zwerbować pewnego Włocha nazwiskiem Rioletto.
Mówił i patrzył na ich twarze. Obaj byli zaskoczeni i obaj czuli się oszukani. Jak zareagują? Czy będą chcieli aresztować pana Puschkego natychmiast? Spojrzał na zegarek. Rioletto powinien zdążyć, wszystko obmyślili precyzyjnie, ale ryzyko było ogromne.
– Aresztujesz Puschkego? – zapytał.
– Pomyślę – warknął Brunner. – Nie lubię się spieszyć.
Kloss wepchnął ręce do kieszeni, dłonie miał wilgotne. Znowu spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Rioletto powinien być teraz w mieszkaniu Puschkego. Zostawi tam parę kompromitujących dokumentów: meldunek o wyjeździe Reila na poligon, plan sytuacyjny zakładów…
– Radziłbym ci zdjąć tego człowieka natychmiast -powiedział.
– Twoje rady są zawsze bardzo cenne, Hans – uśmiechnął się Brunner. – Nie zapomnę, że mi pomogłeś.
– Dziękuję – oświadczył Kloss. – Pozwolisz, że złożę także meldunek swojemu szefowi?