– Więc jednak – pułkownik usiadł przy biurku.
– Oczywiście oderwałem tylko skrawek.
– Wiem – powiedział Elert – to znaczy domyśliłem się. Pan jest fachowcem, poruczniku. Gdybym miał pana wcześniej… Tę panią mamy na oku. – Ze złością zrzucił z biurka mapę. To teraz bezużyteczne. Czy pan wie, kto miał dostęp do tej mapy? Ja, pan i Vormann. To znaczy, że jeden z nas trzech… Co pan proponuje?
– Udawać, że się nie nie stało. Oczywiście zmienić miejsce przerzutu, poinformować Vormanna o terminie, oczywiście fałszywym; poczekać, aż zbierze się coś więcej!
– Zgoda, Kloss. Ale myślę, że warto pogadać z tą ma-demoiselle Mole. O ile wiem, Vormann tam nie bywa. Musi mieć z nią jakiś inny kontakt.
– Jest pan znakomicie poinformowany.
– Vormanna nie brałem pod uwagę, ale temu pensjonatowi przyglądałem się od dawna. Jedziemy zaraz.
Drzwi otworzyła im Jeanne. Kloss wszedł pierwszy, za nim Elert z ręką na kaburze. Dopiero za nim trzej ubrani po cywilnemu współpracownicy Elerta. Jeanne świetnie odegrała zdumienie.
– Nie rozumiem, co to znaczy.
– Proszę prowadzić, Kloss. A pani, panno Mole, wkrótce zrozumie. Czy ma pani broń?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy podbiegł jeden z taj-niaków i sprawnie obszukawszy ją, przecząco pokręcił
głową.
– O co mnie panowie oskarżacie? Porucznik Kloss
może zaświadczyć…
Weszli do pokoju. Kloss dostrzegł puderniczkę na toaletce i bez słowa podał ją Elertowi; Elert znalazł to, co powinien był znaleźć.
Jeanne padła na krzesło, ukryła twarz w dłoniach. Naprawdę duży talent aktorski – pomyślał Kloss.
– Od kogo otrzymała pani mikrofilm? Komu pani go miała przekazać?
– A jeśli nie powiem? – zapytała cicho Jeanne.
– Nie masz wyboru, Jeanne – powiedział Kloss. – To ja znalazłem mikrofilm w twojej puderniczce. Jeśli powiesz, masz szansę ocalić życie.
Wszystko odbyło się według scenariusza. Jeanne nie opierając się zbytnio, wyznała, że mikrofilm – podobnie jak i inne materiały – znalazła w skrzynce kontaktowej, którą jest mały rozwalony domek w drodze do Carniche. Nie może powiedzieć, kto go tam dostarczył, wie jedynie, że jest to niemiecki oficer. Oficer ten pracuje dla Anglików od dawna, ale wkrótce zamierza przedostać się do Anglii. W tym celu zjawi się po niego łódź podwodna.
Jeanne me skończyła jeszcze swoich zeznań, gdy przyszedł tajniak i z triumfem podał Elertowi kartkę maszynopisu. Kloss odetchnął z ulgą, ponieważ sam przedwczoraj przyniósł tę kartkę do mieszkania Jeanne. Została napisana na maszynie stojącej w biurze von Vormanna. Elertowi zabłysły oczy.
– Niech pan przeczyta.
– Nie rozumiem – powiedział Kloss spokojnie. – „Czekam". Tylko to słowo. Cóż w tym nadzwyczajnego?
– Podpis. Ważny jest podpis. „J-23". Czy pan nie rozumie?
– Nie.
– Człowieku! Tego J-23, tego przeklętego J-23 usiłujemy upolować od roku. Teraz będziemy go mieli – zwrócił się do Jeanne: – Komu dalej przekazywała pani otrzymane materiały?
– Przenosiłam je – rzekła Jeanne potulnie – na cmentarz za kościołem kapucynów. Nie wiem, kto je stamtąd zabierał.
– Dlaczego nie zaniosła pani tego?
– Właśnie wybierałam się do wyjścia.
– W porządku, panno Mole. Zaniesie to pani, jak zwykle. Potem proszę wrócić do domu i nie ruszać się. Jeśli spróbuje pani ucieczki…
– Dokąd mogę uciec? – zapytała Jeanne. – Wszędzie jesteście. – Wyglądała na całkowicie załamaną.
– O ile wiem – rzekł Kloss – pan pułkownik wysłał dziś von Vormanna na inspekcję w rejon Carniche. Moglibyśmy wykorzystać jego nieobecność i zobaczyć, co ma w mieszkaniu.
– Czyżby był tak głupi? – zapytał Elert. – Ale spróbować warto.
– Jednak głupi – stwierdził w dwie godziny później, wyciągając z rozprutej kanapy zwitek banknotów dolarowych. – Odciski palców na banknotach będą ostatecznym dowodem – rzekł.
Ale pułkownikowi Elertowi nie udało się postawić porucznika von Vormanna przed sądem wojennym. Kiedy oczekując do późnej nocy na wynik akcji na cmentarzu kapucynów, ćmił cygaro za cygarem, przyniesiono mu wiadomość, że partyzanci ostrzelali motocykl, którym jechał von Vormann. Dziwnym trafem kierowca wyszedł bez szwanku, porucznik natomiast zginął na miejscu.
Tej samej nocy, kiedy miejscowa żandarmeria skoncentrowana była wokół cmentarza za kościołem kapucynów, grupa francuskich partyzantów napadła na miejscowe więzienie, położone w drugim końcu miasta, odbijając wszystkich uwięzionych. Co gorsza, mademo-iselle Jeanne Mole wymknęła się pilnującym ją tajniakom i dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
To już rozwścieczyło Elerta do tego stopnia, że kazał przeszukać dom po domu – całe miasteczko. Oczywiście z wyjątkiem domów, w których kwaterowali niemieccy oficerowie. Niestety, bez skutku. Przez tydzień więc pilnowano cmentarza! Ale po pozostawione przez pannę Mole mikrofilmy nikt się nie zgłosił.
– Zanadto się pospieszyliśmy – powiedział Klossowi Elert, gdy zdał sobie sprawę, że tu także nic nie upoluje. – Na pocieszenie zostało nam tylko to, że ten przeklęty J-23 zniknął raz na zawsze.
Porucznik Kloss przytaknął mu ruchem głowy.