gry.
– Dokumenty! – zwrócił się do Horsta. Horst podał mu ausweis.
– Horst Kuschka – czytał Kloss – urodzony w Bytomiu, Ślązak. Pozwolenia na broń oczywiście nie ma?
– Za kogo pan mnie uważa? – powiedział Horst.
– Za bandytę, który wtargnął do obcego mieszkania i chciał strzelać do bezbronnej kobiety.
– Jestem pracownikiem kolei i broń posiadam legalnie. Dla ochrony dworca i obrony własnej.
Kloss porównywał numer broni z numerem wymienionym w legitymacji.
– Zgadza się. Chciał pan mordować z broni posiadanej legalnie. – Teraz należało brnąć dalej, to było zresztą najtrudniejsze. – Pozwolisz – zwrócił się do dziewczyny – że skorzystam z telefonu?
– Nie rób tego – szepnęła Liza. – Nie dzwoń do gestapo. Więc jednak!
– Czego ty chcesz?! – krzyknął. – Może zażądasz, żebym go puścił wolno?
– Proszę o to – powiedziała.
Znakomicie gra ta dziewczyna. Jest już spokojna, tylko wargi drżą jej lekko.
– Ale ja tego nie mogę zrobić – mówił. – Ten człowiek do ciebie strzelał. Czy nie pojmujesz, że chciał cię zabić? Spojrzała na niego.
– Czuję się winna, Hans. To przeze mnie Artur… Jednak kiepski melodramat. Uważa go za sentymentalnego naiwniaka. Miał już stanowczo dosyć tej gry.
– Musisz zawiadomić gestapo…
– Hans – szeptała – jest taki zwyczaj, że nie odmawia się prośbom wypowiadanym w Wigilię Bożego Narodzenia.
– Pięknie. Ale Wigilia jest dopiero pojutrze. Zresztą, powiedzmy, że to zrobię, jaką mam gwarancję, że on nie przyjdzie tutaj, kiedy mnie już nie będzie?
– Nie przyjdę – powiedział Horst. – Teraz żałuję, że chciałem zastrzelić pannę Schmidt. Ona nie jest taka, jak myślałem, jak mówił Artur.
Przestał wierzyć szefowi – rozważał Kloss. -Ten człowiek jest chyba uczciwy. A Liza? Jedno wiedział na pewno: znakomita aktorka.
– Dobrze – oświadczył. – Nie wiem, czy postępuję słusznie, ale nie mogę Lizie niczego odmówić. Niech pan idzie, panie Kuschka. Dokumenty? Broń? Nie, proszę nie wyciągać ręki, nie dostanie pan dokumentów ani broni, przynajmniej teraz. – Zajrzał do ausweisu, przeczytał adres. – Mam pana adres, proszę jutro rano nie wychodzić z domu, a ja przez noc pomyślę, co z panem zrobić. I proszę nie próbować ucieczki z miasta.
Za Kuschka zamknęły się drzwi. Zostali sami. Kloss napełnił kieliszki, potem usiadł na kanapie i przymknął oczy. Był bardzo zmęczony. Poprzedniej nocy nie spał, cały dzień zbiegł mu na chodzeniu po Wrocławiu.
– Dziękuję ci, Hans – szepnęła Liza. Przytuliła się do niego, chociaż nie uczynił nawet gestu. Jak bardzo pragnął, żeby Liza była zwyczajną dziewczyną, niczym więcej, tylko dziewczyną, z którą zamierza spędzić noc.
– Ten wigilijny zwyczaj – szepnął wbrew sobie – to też nie jest niemiecki zwyczaj, Lizo.
– Nie mów już o tym – odszepnęła. Nie wiedział, czy grała dalej swoją rolę, ale chciałby wierzyć, że to była nie tylko rola, gdy wyciągnęła rękę do wyłącznika. I zdążył jeszcze pomyśleć, że nocą Liza zapewne dokładnie przejrzy kieszenie jego munduru.
O siódmej rano panował jeszcze mrok. Hauptsturmfuehrer Poller, który pozwolił sobie tym razem tylko na cztery godziny snu, kazał wezwać oficera śledczego Kripo. Musiał działać teraz szybko, czuł, że do jego gry wtargnął jakiś element nieprzewidziany i to wymagało niezwykłej koncentracji uwagi. Poller miał intuicję. Poller wierzył w swoją intuicję i był przekonany, że nie popełni błędu.
– Proszę powiedzieć, jak to było – zażądał, gdy w drzwiach stanął zażywny jegomość, zapewne jeden z tych starych urzędników policyjnych, którzy co prawda nie byli zbyt pewni, ale mieli węch. I dodał zaraz:
– Bardzo się panu chwali ten natychmiastowy meldunek do gestapo. Obiecuję awans. Starszy pan ukłonił się.
– Poczułem, że tu coś śmierdzi – stwierdził. – "Znaleźliśmy trupa przed godziną. Zrzucono go z Lessingsbrucke, nadział się na falochron, wstrętny widok. Ale nie to było przyczyną śmierci. Postrzał w tył głowy z bliskiej odległości. -Wziął cygaro podsunięte mu przez Pollera.
– Znaleźliśmy przy nim 200 marek, spora sumka… Nie miał ausweisu, a tylko książeczkę wojskową na nazwisko Horst Kuschka.
Poller wziął do ręki tę książeczkę i spojrzał na fotografię.
– Stwierdził pan tożsamość?
– Tak, to ten sam człowiek – powiedział policjant. -Nie ulega wątpliwości. To Horst Kuschka.
SturmbannFuehrer palił w milczeniu cygaro. Musiał sporządzić rejestr faktów. Nazywał to rozglądaniem się w nowej sytuacji. Był niespokojny i zły, ale nie dawał tego po sobie poznać.
– Proszę mi to zostawić – powiedział, wskazując na książeczkę. – I w ogóle proszę przysłać mi wszystkie materiały śledztwa.
– Kripo będzie informowane? – zapytał urzędnik. Wiecznie te spory kompetencyjne? Miał ich dosyć.
– Tak albo nie – odpowiedział sucho. – Sprawą zabójstwa Horsta Kuschki zajmie się gestapo. Może pan odejść.
Zadzwonił i kazał przygotować samochód.
Ludzie tłoczyli się na przystankach, na Kałserbrucke z trudem wyminęli zator tramwajowy.
Poller spojrzał z mostu na panoramę Zaodrza i przypomniał sobie nagle ulotkę, którą przechwyciło gestapo. Ulotki rozpowszechniano wśród cudzoziemskich robotników. „Wrocław był i będzie polski" – głosił świstek. Poller zacisnął zęby aż do bólu.
Zatrzymali się przed starą kamienicą. Na czwartym piętrze uderzył pięścią w drzwi opatrzone wizytówką „Horst Kuschka". Otworzyła blada kobieta. Oczy podkrążone z niewyspania. Ledwo na nią spojrzał, wiedział o niej wszystko albo prawie wszystko.
– Gestapo – warknął i ruszył do pokoju. Po chwili otwierał drzwi szaf. Wyrzucał na podłogę bieliznę i wyciągał papiery z szuflad.
6
Kloss spieszył się. W tramwaju panował tłok. Na Universitatbrucke był zator; siedział w drugim wagonie, zawsze wchodził do drugiego wagonu, i przeglądał „Beobachter". Jeszcze na przystanku sprawdził, że nie jest śledzony. Długi sznur wozów utknął na dobre na moście. Ludzie wyskakiwali z wagonów i biegli chodnikami, spieszyli się do pracy; dołem płynęła Odra, niosąc zwały kry. Kloss spojrzał na zegarek: tramwaje stały już dziesięć minut. Pomyślał, że jednak najpierw powinien był pójść do organisty. Może już coś wre? Nie chciał jednak zmieniać decyzji. Postanowił porozmawiać z Horstem Kuschka. Ryzyko? Tak, oczywiście, ale pozostało tylko półtora dnia, a właściwie wiedział tyle, co na początku. Czy Liza Schmidt jest agentką gestapo? Rozważał na zimno wszystkie „pro" i „contra". Co prawda ratowała Kuschkę, ale przecież gdyby przekazała go gestapo, me mogłaby już działać w grupie. Czy to miało jednak jakieś znaczenie? Wiedziała przecież, że Artur wydał na nią wyrok śmierci, więc tak i tak była spalona. Może spróbuje jeszcze nawiązać kontakt z Arturem?
Całowała go na pożegnanie; wydawała się zupełnie szczera, ale była przecież szczera również wtedy, gdy opowiadała bajeczkę o narzeczonym. Umie grać, jest niebezpieczna.
A Kuschka? Trudno sobie wyobrazić, że zdecydował się wykonać odwołany wyrok.
Sprawiał wrażenie dobrego wykonawcy, ale tylko wykonawcy. Dlaczego więc Artur postąpił wbrew rozkazowi? Oczywiście w pewnych sytuacjach to może być usprawiedliwione. Otrzymał jednakże wyraźne polecenie. A jeśli organista nie przekazał rozkazu? A może spotkać się z Arturem? Zbyt duże ryzyko. Artura zapewne pilnują… Niewykluczone zresztą, ze gestapo już go aresztowało. Jaki jest plan gestapo? Czekać. Zamknęłoby wszystkich, o których wie, w momencie likwidacji swojej wtyczki. Dopóki prowokator działa, pozostali są względnie bezpieczni. Gestapo czeka na uchwycenie kontaktu z centralą.
A gdyby pójść do gestapo, rozważał Kloss. Nie, nonsens, nie dadzą się nabrać.
Tramwaj szarpnął gwałtownie i ruszył. Kloss złożył gazetę i poszedł na przedni pomost. Nie znał Wrocławia, ale przestudiował dokładnie plan miasta; to mu na ogół wystarczało. Jeszcze dwa skrzyżowania i powinien wysiąść. Stamtąd – parę minut do mieszkania Horsta Kuschki.