– Niestety nie dysponujemy pełnym wykazem nieruchomości należących do Sędziwoja – powiedział Szef z namysłem – ale wiecie co, może uda się wygrzebać te informacje z dawnych ksiąg grodzkich. Odnotowywano w nich transakcje…
– Układ ulic bardzo się mógł od tamtego czasu zmienić – zaprotestowała Stasia. – Trzeba chyba zdobyć wykaz klasztorów i podzwonić z zapytaniem, kiedy zostały erygowane.
Kasia sięgnęła na półkę po książkę telefoniczną.
– Tylko po co pytać kiedy zostały założone – uśmiechnął się Szef. – Zapytajcie po prostu, czy w ich kryptach nie został czasem pogrzebany Michał Sędziwój.
Stasia zniknęła na zapleczu, skąd po chwili dobiegł odgłos wykręcania numeru.
– Znowu mam jakieś wątpliwości – powiedziałem. – Chyba o czymś zapomnieliśmy…
Szef popatrzył na mnie uważnie.
– Spubuj zdefiniować źródło tej niepewności – powiedział. – Spokojnie. Ja też pomyślę…
– Nic z tego – powiedziała Stasia, gdy po kilku minutach wynurzyła się z zaplecza. – W większości nie odebrano telefonu, chyba jest już zbyt późno.
– To możliwe – powiedział Pan Samochodzik. – I co tu dalej z tym fantem robić?… Wiecie, co mi przyszło do głowy? Seton został pochowany w klasztorze Dominikanów. Być może Sędziwój chciał po śmierci spocząć obok swojego mistrza?
– Sędziwój poślubił wdowę po Setonie – zauważyła Stasia. – Możemy założyć taką ewentualność. Była żoną Michała, ale ciągle jeszcze wspominała swojego pierwszego męża. Po śmierci zapragnęła spoczywać obok niego. Sędziwój pogrzebał ją tam, a sam umierając zapragnął dołączyć do żony i przyjaciela.
– Poza tym, to właśnie dominikanie podpalili kiedyś miasto podczas zabaw alchemią – dodała skromnie Kasia.
– To brzmi logicznie – powiedziałem – Tyle tylko, że nie zgadza się z zapisem, że został pochowany w kościele w Krawarzu.
– Widzisz, Pawle, wychodzisz z założenia, że jeśli ktoś napisał
książkę, to znaczy, że wiedział co pisze – odezwał się Szef. – Tymczasem często za pisanie prac naukowych biorą się kompletne nieuki… Jutro rano przejdziemy się do klasztoru i spróbujemy na miejscu zorientować się, kto tam spoczywa…
– A my musimy zdobyć odpowiednią szklaną bańkę na jajo filozoficzne – powiedziała poważnie Stasia.
Jej kuzynka poważnie skinęła głową.
Rozdział XVII
W krużgankach klasztoru Dominikanów * Trzy tysiące epitafiów * Nagrobek Setona * Synagoga Wysoka * Cynkowy sarkofag i co z niego zostało * Jeszcze jeden szyfr.
Młody zakonnik czekał na nas koło rzeźbionego portalu.
– Brat Andrzej – przedstawił go Szef. – Pełni rolę kustosza zbiorów kościoła i części udostępnianej turystom. Zgodził się oprowadzić nas po krużganku…
Przedstawiliśmy się. Zakonnik uśmiechnął się.
– Proszę za mną – powiedział.
Przeszliśmy przez ciężkie wrota świątyni.
– Kościół i klasztor wzniesiono w XIII wieku – powiedział nasz
przewodnik. – Początkowo miał zapewne charakter hali, później przebudowano go, nadając mu ostatecznie kształt trójnawowej bazyliki. Stopniowo obrósł w boczne kaplice, fundowane przez członków bogatych krakowskich rodów…
Szef w zadumie rozglądał się wokoło.
– Dawno tu nie byłem – westchnął – Pamięć trochę się zaciera…
– Pierwotnie przed świątynią znajdowała się wieża, ale zburzono ją ponad dwieście lat temu, gdyż groziła zawaleniem – wyjaśnił brat Andrzej. – Niestety, z pierwotnego wyposażenia świątyni zachowało się bardzo niewiele… Zniszczyły je pożary w siedemnastym wieku i w połowie dziewiętnastego… Zwłaszcza ten ostatni był szczególnie niszczycielski. Runął wówczas strop, odbudowa trwała przeszło dwadzieścia lat.
Przeszliśmy przez zakrystię i wąskim korytarzem dotarliśmy na nieduże podwórko otoczone krużgankami.
– To ostatnie miejsce, do którego wolno wchodzić zwiedzającym – powiedział poważnie zakonnik. – Reszta klasztoru jest dla was niedostępna. Był pan ciekaw, kto spoczywa w naszych murach…
Powiódł dłonią. W ściany wmurowano dziesiątki epitafiów. Na podwórzu stały pomniki nagrobne, niektóre wyglądały na bardzo wiekowe.
– Mamy tu około trzech tysięcy płyt – powiedział poważnie nasz przewodnik. – Niestety nigdy nie zostały skatalogowane…
– Skąd ich tutaj aż tyle? – zapytałem.
– W pobliżu klasztoru znajdował się cmentarz Świętej Trójcy -
pospieszył z wyjaśnieniami gospodarz. – W 1924 roku władze miejskie postanowiły przedłużyć w tamtą stronę ulicę Dominikańską. Wówczas to kamienie epitafia i pomniki nagrobne przeniesiono tutaj.
– A ciała? – zaciekawiła się Stasia.
– Ciała prawdopodobnie pozostały na miejscu – uśmiechnął się smutno. – To tylko doczesne szczątki, wówczas nikt nie przejmował się ekshumacjami…
– Rozdzielmy się – zaproponował Szef. – W ten sposób szybciej
znajdziemy.
Ruszyliśmy oglądając epitafia. Większość była już mocno zatarta, ale niektóre wyglądały jak świeżo wykute. Wędrowałem przeczesując mury wzrokiem. Wreszcie, po dwu przeszło godzinach, spotkaliśmy się na podwórzu.
– Znalazłem epitafium Setona – powiedział poważnie zakonnik. – Niestety ani śladu Sędziwoja.
– Zobaczmy – zachęcił go Szef.
Niebawem stanęliśmy w piątkę przed nieco zatartą, pękniętą na pół tablicą, głęboko wpuszczoną w mur.
– Alexander Setonius vulgo Cosmopolita 1604 – odczytał Szef. – To epitafium jest niewielkie, z pewnością w tym murze nie ma kawerny z trumną Setona. Gdzie wobec tego się znajduje?
– Pod krużgankiem mamy krypty – wyjaśnił zakonnik z lekką niechęcią. – W nich przechowywane są sarkofagi i trumny części ludzi, których nagrobki tu widzicie.
– Chcielibyśmy rzucić okiem na sarkofag Setona – powiedziałem.
– Do krypt nie można wejść bez zezwolenia przełożonego zakonu. Zezwolenia takie nie są udzielane od czasu, gdy w latach międzywojennych cadyk Salomon Storm sprofanował jeden z grobów. Co zabawne właśnie ten, Setona.
– Salomon Storm! – wykrzyknąłem. – A wiec jesteśmy na dobrym tropie.
– Niemożliwe – powiedział Szef. – Przecież napis powinien być na wieku trumny Sędziwoja!
– A może? – zagadnąłem. – Może jednak Setona. Przecież w notatce nie było wspomniane o czyj grób chodzi.
– Problem bez większego znaczenia – powiedziała ponuro Stasia. – Sami słyszeliście, że nikomu nie wolno.
– A gdybyśmy poprosili któregoś z braci? – zapytał Szef. – Damy aparat fotograficzny i proszę zrobić zdjęcie…
Nasz przewodnik zamyślił się, a potem uśmiechnął lekko.
– Opat nie zgodziłby się – powiedział. – Ale może da się coś zrobić…
Wyjął z fałdów habitu krótkofalówkę i odszedł kawałek. Rozmawiał dłuższą chwilę. Wreszcie powrócił do nas. Jego twarz jaśniała uśmiechem.
– Macie dużo szczęścia. Sarkofagu tu teraz nie ma. Przechodzi
konserwację.
– Gdzie? – zapytałem.
– Pracownia konserwacji zabytków metalowych mieści się w Synagodze Wysokiej na Kazimierzu – wyjaśnił.
– Proszę, jak wszystko zatoczyło krąg – powiedziała w zadumie Stasia.
– Storm poszedł do Setona, teraz Seton prawie wrócił w miejsce, gdzie mieszkał Storm…
– Pozwolicie nam obejrzeć go w pracowni?
– Tak – kiwnął głową. – Będziecie potrzebowali pisemnego upoważnienia…
Spomiędzy krużganków wyłonił się starszy wiekiem zakonnik i wręczył Szefowi dokument. Następnie zniknął bez słowa.
Odwróciliśmy się, aby podziękować naszemu przewodnikowi, ale jego także już tu nie było.
– W drogę – powiedział Pan Samochodzik, potrząsając papierem.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Niebawem zaparkowaliśmy w wąskim zaułku. Obok nas wznosiła się ściana kamienicy. Tynk trochę obłaził, drzwi też wypadałoby pomalować. Dom wyglądał na zwyczajny budynek mieszkalny, ale na pierwszym piętrze widać było duże okna o półokrągłym zwieńczeniu.
– Synagoga Wysoka – powiedział Szef.
– Dziwnie jakoś wygląda – powiedziałem. – Na parterze chyba był zwyczajny dom mieszkalny?