– Szyfr?
– Właśnie. Szyfr. Przecież takich rzeczy nie pisze się wprost. Tylko gdzie go przeczytały?
– Odnajdźmy je i zapytajmy – zaproponowałem. – Skoro same nie są w stanie go złamać, to niech udostępnią nam. Może my zdołamy go rozgryźć, a potem kto pierwszy dotrze do kryjówki, ten lepszy.
– Nie sądzę, żeby się zgodziły. Nie zapominaj, że dla nas to tylko intelektualna zabawa, a dla nich jedyny znany im sposób dotarcia do atanatora. I to sposób bardzo niepewny. Nie będą chciały pozbyć się nawet tej niewielkiej przewagi.
– Musimy jakoś je przechytrzyć. Stanisława kupiła w antykwariacie dziesięć książek. Może w nich znalazły jakiś ślad.
– Wygląda mi to nieciekawie, ale nie można zlekceważyć tego tropu – Szef wytarł usta serwetką. – Wobec tego gnaj do Biblioteki Jagiellońskiej. Zobacz, co da się zrobić.
Kiwnąłem głową i poszedłem.
*
– Oto zamówione książki – bibliotekarz podał mi spory stosik oprawionych tomików. – I proszę wpisać się do książki czytelników.
Na rejestrze leżał czarny długopis. Wpisałem się na wolnym miejscu. Machinalnie rzuciłem okiem na stronę i nieoczekiwanie moją uwagę przykuł wpis wykonany, sądząc po dacie, poprzedniego dnia. Od pozostałych odróżniał się kolorem. Ktoś posługując się wiecznym piórem naniósł swoje nazwisko. Stanisława Kruszewska. Rzuciłem okiem w następną kolumnę i zapamiętałem tytuł dzieła, z którego korzystała.
– Czy dostanę tu czysty blankiet rewersu? – zapytałem, a otrzymawszy takowy naniosłem nań pospiesznie dane.
Siadłem i w oczekiwaniu na najnowsze zamówienie przeglądałem książki. Tylko w jednej był indeks osób, ale nie znalazłem żadnego Storma. Zacząłem kartkować tomiki, przelatując tekst wzrokiem, tak jak tego uczył mnie kiedyś ojciec. Miałem nadzieję, że mignie mi gdzieś nazwisko cadyka i niebawem je znalazłem. Autor wspominał, że przed samym wybuchem wojny Salomon Storm miał wizję wyludnionego Kazimierza. Szukałem dalszych informacji, ale nic więcej nie znalazłem. Być może po prostu kartkując przegapiłem nazwisko. Minęła godzina.
Udałem się do stanowiska dyżurnego odebrać zamówione materiały. Obłożony w tekturowe okładki "Midrasz" – żydowskie czasopismo młodzieżowe. Czego mogła szukać wewnątrz tajemnicza Stasia? Siedziałem i w zadumie kartkowałem kolejne zeszyty. Nieoczekiwanie natrafiłem na artykuł. Włosy stanęły mi niemal dęba, a oczy wyszły z orbit.
Z otwartym numerem w ręce poszedłem do dyżurnego.
– Czy istnieje tu możliwość wykonania ksero?
*
Gdy wszedłem do pokoju hotelowego, Szef siedział na łóżku i studiował w zadumie kupioną przeze mnie książkę o Sędziwoju. Na mój widok odłożył ją.
– Co się stało? – zapytał. – Wyglądasz, Pawle, jakbyś zobaczył ducha.
– Jesteśmy, Szefie, największymi frajerami pod słońcem.
– No, nie wszyscy – zaprotestował z godnością. – Czego się dowiedziałeś?
– Proszę – podałem mu odbitą na ksero kartkę.
– "Pracownicy Żydowskiego Instytutu Historycznego dokonali w ostatnich dniach badań naukowych w tunelu łączącym Stare Miasto w Warszawie z Fortem Legionów. Zimą ubiegłego roku dwaj pracownicy Ministerstwa Kultury i Sztuki, Paweł Daniec i Tomasz NN., odnaleźli wejście do korytarza, kryjącego przedwojenny depozyt skarbów Muzeum Narodowego. W jednym z bocznych odgałęzień natrafili na kryjówkę z czasów drugiej wojny światowej, a w niej zwłoki mężczyzny i pewną ilość rytualnych judaików. O znalezisku powiadomili gminę żydowską w Warszawie. Przeprowadzenie badań do czasów skatalogowania i zewidencjonowania odkrytego skarbu było poważnie utrudnione. Dopiero w zeszłym tygodniu do kryjówki dopuszczono pracowników Instytutu. Na miejscu w lochu znajdował się szkielet mężczyzny lat około czterdziestu. Znaleziono przy nim kilkanaście przedmiotów rytualnych, oraz księgę "Sefer Jecirach" pochodzącą z czternastego wieku, spisaną zapewne w kręgu chasydów szkoły reńskiej. Manuskrypt przetrwał w ogólnie niezłym stanie. Jest to najstarszy egzemplarz tego dzieła znajdujący się na terenie Polski. Dzięki ugodzie z MKiS przeszedł na własność Bibliotki Narodowej, zostanie jednak przekazany w depozyt Instytutowi. Ekslibris po wewnętrznej stronie okładki pozwolił zidentyfikować właściciela książki – cadyka Salomona Storma z Krakowa. Ostatnia strona pokryta jest notatkami, poczynionymi zapewne przed śmiercią przez ukrywającego się. W kryjówce odnaleziono także siedemnastowieczną lampę chanukową, ozdobioną po drugiej stronie dedykacją. Także ona potwierdza tożsamość zmarłego. W chwili obecnej trwają próby odczytania notatek, co być może pozwoli ustalić okoliczności śmierci cudotwórcy" – przeczytał Szef. – No, to żeśmy sobie Pawle sami grób wykopali. Kiedy to opublikowano?
– Prawie rok temu. A nasza droga przeciwniczka czytała to wczoraj.
Szef popatrzył na zegarek.
– Dochodzi osiemnasta. Pewnie już nikogo nie złapię, ale trzeba spróbować.
Wyjął z kieszeni notatnik i dłuższą chwilę szukał numeru telefonu. Wreszcie ujął w dłoń słuchawkę. Wyszedłem, żeby zapewnić mu konstytucyjne prawa poufności rozmów. Wróciłem po dziesięciu minutach. Szef wyglądał na zmęczonego.
– Co się udało ustalić?
– No cóż. Zażądałem, żeby nie udostępniali księgi nikomu, ale spóźniłem się. Dwadzieścia minut temu pojawiła się u nich sympatyczna blondynka z warkoczem i wymachując jakimś upoważnieniem poprosiła o wykonanie kserokopii ostatniej strony. Zrobili jej na poczekaniu. Poprosiłem, żeby zeskanowali i posłali nam pocztą elektroniczną.
– Jak mogła być jednocześnie w Krakowie i tam? – zdziwiłem się.
– To proste. Pociąg z Krakowa jedzie do Warszawy niecałe trzy godziny. Obejrzały z nami ekspozycję, a potem obie, albo tylko jedna z nich wskoczyła do pociągu i zdążyła wykonać ksero. Na Wawelu byliśmy o pierwszej. Na szesnastą mogła być już w stolicy.
– Wyprzedzają nas, Szefie.
– Nigdzie nie jest powiedziane, że księga kryje tajemnicę miejsca ukrycia biblioteki – uśmiechnął się.
Zamyśliłem się, a potem popatrzyłem na zegarek.
– Chyba wybiorę się na dworzec – powiedziałem.
– A to po co?
– Dedukuję, że panna Kasia, bo to ona nosi warkocz, wróci pociągiem, który z Warszawy odchodzi około osiemnastej, a tu jest koło dwudziestej pierwszej.
– Tak bardzo chcesz znowu dostać łomot?
– Poproszę, żeby udostępniła mi ksero.
– Zły pomysł – pokręcił przecząco głową. Przecież jutro też będziemy je mieli.
– Przez noc mogą złamać szyfr, a rankiem udać się na cmentarz i wykopać skrzynie.
– Popełniasz podstawowy błąd. – uśmiechnął się. – Założyłeś, że to jednak zostało zakopane na cmentarzu. Brak ci elastyczności myślenia. Za bardzo przywiązujesz się do hipotez, które mogą być błędne…
– A pan, Szefie, popełnia błąd wyraźnie lekceważąc przeciwnika.
– Wszyscy popełniamy błędy – uśmiechnął się. – Możliwe, że one także…
Położyliśmy się spać.