Ostatnią noc podróży statkiem Tomasz spędził z ojcem na pokładzie. Mieli sobie wiele do powiedzenia. Obu ogarnęła tak samo silnie fala smutku i tęsknota za przeszłością, rodziną, krajem…
– O czym myślisz, ojcze? – spytał Tomasz.
– O walce… O tym, że całe moje życie jest walką. I że taki sam los zgotowałem tobie.
– Sam go wybrałem, ojcze. I wierzę, że nie na darmo. Wrócimy kiedyś razem do Polski.
– Czasem w to wątpię – smutek brzmiał w głosie Wilmowskiego.
– Ja nie wątpię nigdy!
– Ty… Może wrócisz. Jesteś jeszcze młody…
– Nie mów tak. Wrócimy razem, ojcze. I to już niedługo.
Przed świtem dołączyli do nich Sally i Nowicki. Marynarz wskazał na blednące i różowiejące na wschodzie niebo.
– Ech! Słońce wszędzie wschodzi inaczej. Ale najpiękniej u nas, na Powiślu…
Sally zaś, uśmiechając się tajemniczo, powiedziała:
– Moi drodzy! Znowu śnił mi się Ozyrys…
– No i… – Nowicki nie pozwolił jej dokończyć i aż się wstrząsnął na samo wspomnienie snu o Ozyrysie.
– No i nic! – żartobliwie przekomarzała się z nim Sally. – Uśmiechał się po prostu.
W rozmowę niespodziewanie włączył się Smuga, który paląc swą fajkę, przysłuchiwał im się już od dłuższej chwili.
– A nie przyszło wam do głowy… – zaczął z namysłem i przerwał.
– Co takiego? – zaciekawił się Tomasz.
– Czy nie przyszło wam do głowy, że “faraon” uciekł?
Pytanie zawisło nad nimi jak miecz. Inne napłynęło najcichszym szeptem, niczym echo dawno wypowiedzianych słów:
“Czy znasz historię Egiptu? Nie chcesz ze mną mówić…”