Późną nocą Nowicki zbierał zasłużone gratulacje.
– Co też ci przyszło do głowy? – zapytał Smuga.
– Najpierw przypomniała mi się sztuczka Tomka z naszej poprzedniej wyprawy do Afryki. Cóż… Murzyni są jak dzieci. Jeśli się ich czymś zadziwi, gotowi są to traktować jak nadprzyrodzone zjawisko.
– Ale polonez? – dociekał Smuga.
– Ano, jakoś samo z siebie to wyszło. Myślałem najpierw o polce albo oberku, ale tu potrzeba było czegoś wolniejszego, poważniejszego… Więc, do stu tysięcy wielorybów, rąbnąłem poloneza. Nieźle mi to nawet wyszło, nie? – chełpił się marynarz.
– Całkiem dobrze – uśmiechnął się Smuga. – Warto nauczyć Murzynów jeszcze czegoś polskiego. Tym bardziej że jest tu już polski ślad.
– Polski ślad? Gdzie? – żywo zareagował Nowicki.
– Otóż wódz, w przypływie dobrego humoru, pokazał mi butelkę z lekarstwem na żołądek, wyprodukowanym w Krakowie. Skądże to się tu wzięło?
– Ha! – rozpędził się Nowicki. – Dla nas Polaków, nie ma nic niemożliwego!
– No, wystarczy już o tym. Zastanówmy się, co powinniśmy robić dalej.
– Możemy teraz wykorzystać zaufanie Murzynów – rzekł Gordon. – Ale najpierw trzeba rozprawić się z lwem.
– Poczekajmy na Wilmowskiego. Wtedy zapolujemy – odparł Nowicki.
– Wobec tego, chodźmy spać. Dzień był pełen wrażeń – zakończył rozmowę Smuga. – I możemy spać spokojnie, bo Munga czuwa!
– I Awtoni – roześmiał się Nowicki, wskazując zwiniętego w kłębek i śpiącego smacznie chłopca.
*
Zmęczeni walką i ucztą Murzyni spali. Czarownik zniknął w dżungli, obmyślając zemstę. Czuwał jedynie uzbrojony Munga, szczęśliwy, że istoty, które uważał za dobre duchy, obdarzyły go zaszczytem przyjaźni…