Abeer i Smuga poruszyli niebo i ziemię. Na pustynię ruszyły oddziały poszukiwaczy. Z Kairu przybył znajomy Smugi z angielskiego konsulatu. Po jego interwencji, do akcji włączyli się brytyjscy żołnierze. Przeczesywano teren na zachód od Doliny Królów.
Wilmowski niemal urzędował w siedzibie policji w Luksorze, koordynując ruchy poszczególnych oddziałów. Siedział blady, z podkrążonymi z niewyspania oczyma, wpatrując się w mapę. Większą jej część pomalowano czerwonym kolorem, znaczącym zbadane już tereny. Czarnymi kreskami wyrysowano trasy ekip ratunkowych.
Pukanie do drzwi przerwało jego smutne myśli. Przyszedł brytyjski dyplomata. Podszedł do mapy, przyglądając się jej z uwagą. Wilmowski zapalił papierosa.
– Nie ma pan żadnych wieści z Kairu? – spytał.
– Żadnych nowych. Gdy wyjeżdżałem, trwały przetargi między konsulatem a ludźmi kedywa. Ahmad al-Said to człowiek wysoko postawiony w egipskiej hierarchii. Kedyw uznał, że to ich wewnętrzna sprawa.
– Jak pan wie – chłodno powiedział Wilmowski – nasze kłopoty zaczęły się od wizyty u “godnego zaufania człowieka”, Ahmada al-Saida. Stąd, z tego źródła od początku o nas wiedzieli.
– Cóż, rozumiem, co pan czuje. Nie sądzę jednak, aby przydały się na coś usprawiedliwienia – odparł Anglik. – Robię wszystko, aby wam pomóc.
– To doceniam. I dziękuję.
Rozmawiali dalej, już spokojniej, o malejącej szansie odnalezienia Tomka. Przed wieczorem wróciła któraś z ekip. Do pokoju weszli Smuga i Abeer. Poszarzali ze zmęczenia, ze spalonymi od wichru, kurzu i słońca twarzami. Usiedli na podsuniętych taboretach. Obyli się bez słów. Wracali sami…
Wilmowski podniósł się i zaznaczył czerwonym kolorem kolejną partię mapy. Usiadł ciężko. Smuga podparł głowę. Milczeli. O czym mieliby mówić?