Литмир - Электронная Библиотека

– Co chcesz zrobić? – zaniepokoił się Wilmowski.

– Sam chciałeś, abym postarał się pomóc Sally – szepnął do niego po polsku marynarz i dodał głośno po angielsku:

– Kiedyś pływaliśmy po Wiśle prawie na deskach albo w korytach. Miałem w tym niezłą wprawę… Nie martwcie się o mnie!

I rozebrał się do pasa.

– Powiedz tym kajtkom, że pierwszy, który tu wróci, otrzyma podwójny bakszysz – poprosił Abeera. – I że ruszymy, jak dasz znać!

– Zwariował, na miły Bóg, zwariował – szepnął Wilmowski do Smugi. Patryk i Abeer, obaj jednakowo zdumieni, wyraźnie dawali się ponieść emocjom. Sally jakby się nieco ożywiła. Wilmowski sceptycznie pokręcił głową, a Smuga przyglądał się wszystkiemu z zapowiedzią uśmiechu w kącikach ust.

Trójka miejscowych pływaków wyglądała przy Goliacie z Warszawy jak krasnoludki.

– Gotowi? – spytał Abeer. Wszyscy poważnie skinęli głowami.

– Ruszajcie! – wydał komendę.

Już na starcie marynarz wyprzedził wszystkich. Inni dosiedli swych wodnych rumaków, starając się na nich utrzymać balansowaniem ciała. Ponieważ nurt był najpierw powolny, sporo tracili. Nowicki wybrał inną technikę. Najpierw płynął, trzymając przed sobą łódkę i wiosełka. Dopiero, gdy prąd stał się silniejszy, wsiadł w swoje cacko i utrzymując równowagę za pomocą wioseł, pierwszy dotarł na drugą stronę. Zwyciężył o dobre parę sekund przed młodym Nubijczykiem, za którym finiszowali pozostali.

– Niech cię kule biją, niedźwiedziu – gratulował Wilmowski. – Byłem przekonany, że przegrasz.

– Mówiłem, że mam wprawę – odparł Nowicki. – Przez całe lata ćwiczyłem różne marynarskie sztuczki.

– Ale nie na rzece? – wtrącił Abeer.

– Ech… Co się będę chwalił… Także na ostrej rzece kiedyś igrało się ze śmiercią. Tutaj to zabawka… – powiedział z nagłą powagą.

I tak prysł pogodniejszy nastrój.

57
{"b":"90665","o":1}