Литмир - Электронная Библиотека

– Co takiego? – spytał Nowicki.

– Uszebti – powtórzyła Sally. – Figurki, które miały wyręczać zmarłego faraona w pracy.

– Niechże cię, sikorko! To i tam nie ma sprawiedliwości – krzywił się Nowicki.

– Tak więc posążki na naszej tacy podarował zmarłemu Tutanchamonowi jakiś życzliwy, któremu zależało, by się w zaświatach nie przepracował – powiedział Tomek.

– Tak! – z zadumą dodała Sally. – I pewnie bardzo kochał zmarłego.

– Czemu tak sądzisz?

– Bo uszebti na ogół były drewniane, a te są bardzo cenne i nie tylko z drewna, ale z alabastru i złota…

Nowicki nagle się roześmiał:

– Nie lada to pomysł z tymi figureczkami – powiedział. – Pewnie faraonowi wsadziła je do trumny żona… I nie wiem, czy akurat z miłości… Wydaje mi się, że i po śmierci chciała nim kierować…

– Co ty mówisz – obruszyła się Sally.

– No właśnie! Chyba nie lubiła, gdy mąż wojował albo bawił się w pasterza… Ciekawy jestem, w jakiej roli występuje faraon w tej czwartej, zaginionej figurce… Założę się, że w stroju myśliwego!

Sally poczerwieniała z gniewu. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, włączył się Smuga:

– Bardziej interesuje mnie pytanie, dlaczego czwarty posążek został oderwany od całości.

– Może to jakiś talizman, który zabrał ów “faraon”? – podjął Tomasz.

– Skąd wiesz, że to nasz “faraon”? Może już przed wiekami ktoś oderwał figurkę od całości? Może chciał mieć Tutanchamona u siebie? – zaperzyła się Sally.

– Jak go zwał, tak go zwał – zdecydowanie przerwał te domniemanią Nowicki. – Przede wszystkim mam już dość Kairu, brudu, zgiełku, smrodu… Czas ruszyć stare kościska.

– Chyba to racja. Nic tu po nas – Sally w lot chwyciła, o co mu chodzi. – Ruszajmy do Doliny Królów!

– Przypominam wam, że w przyszłym tygodniu kończy się czas, na jaki wynajęte zostało mieszkanie i naprawdę pora wyruszyć – na ziemię zawsze niezawodnie sprowadzał ich starszy Wilmowski.

– No dobrze – rzekł Nowicki – jesteśmy w Dolinie Królów i co dalej?

– Zaczynamy węszyć – dopowiedział Tomek.

– Najlepiej sprowokować do działania przeciwnika.

– Świetnie, tylko jak?

– Podamy się… choćby za handlarzy tym samym towarem – żartobliwie podsunął Nowicki.

– Zostaniemy wtedy potraktowani jak rywale. To zbyt niebezpieczne – zaoponował Wilmowski.

– E tam! O to właśnie chodzi – upierał się przy swoim marynarz.

– Mam lepszy pomysł – podsunął Smuga. – Pojedziemy jako kolekcjonerzy!

Zamilkli zaskoczeni tą prostą, a przecież bardzo trafną propozycją.

– Już kiedyś występowaliśmy w przebraniach i pod cudzymi nazwiskami – z namysłem powiedział Nowicki. – I poszło dobrze… Ale ja, chłopak z Powiśla, w roli bogatego arystokraty… To niemożliwe!

– Dlaczego nie – zaśmiał się Smuga – bogaty junkier pruski, Brol… [81] .

– Zgoda, Janie – nieco obruszył się marynarz. – Ale tylko pod warunkiem, że ty wystąpisz jako car Rosji.

Wybuchnęli śmiechem. Opadło napięcie dyskusji. Prosty projekt Smugi wydawał się realny. Milczał tylko starszy Wilmowski. Zdawał się wszystko raz jeszcze rozważać. W końcu powiedział:

– Posłuchajcie przez chwilę głosu rozsądku. Proponuję podzielić siły. Jedni z nas niech udadzą się na południe jako bogaci kolekcjonerzy, drudzy zaś jako zwykli turyści. Mielibyśmy wtedy grupę ubezpieczeniową…

– Masz rację, tato – powiedział Tomek. – Kolekcjonerzy nie jeżdżą chyba stadami. Załatwiają sprawy dyskretnie. Czterech to zbyt wielu.

– Nigdy nie lubiłem, gdy działaliśmy osobno – z namysłem dodał Smuga. – Ale tym razem wydaje mi się to roztropniejsze.

– Przeważnie goniliśmy, Janie, ciebie – uśmiechnął się Nowicki.

– Jak w wyprawie do Indii? Pędziliśmy za Smugą przez cały ten kraj [82] … – uzupełnił Tomasz.

– Tym razem więc, niech to będzie ktoś inny – odpowiedział Smuga – ja będę czuwał nad bezpiecznym przebiegiem całości.

– Zgoda, Janie! Myślę, że najlepszy będzie Tomek. Prezentuje się nie najgorzej, jest pełen młodzieńczej pasji i ma znającą się na rzeczy żonę – głośno rozważał Wilmowski.

– Myślałem tak samo – powiedział Smuga. – Ale kto z nim?

– Jak to kto!? – obruszył się Nowicki. – Wszak ja, szanowny panie. Ja!

– Przecież nie nadajesz się na arystokratę. – Sam o tym przed chwilą wspominałeś… – przypomniał Smuga.

– A kto mówi o arystokracie? Przecież Tomek będzie potrzebował… lokaja! Prawda, ekscelencjo?! – Nowicki pochylił się przed młodym Wilmowskim w uniżonym ukłonie.

Śmiali się wszyscy.

– Cóż, Janie – łapiąc oddech, westchnął Wilmowski – my, starzy, zostaliśmy więc skazani na siebie.

W tym momencie Patryk, już znowu ożywiony, odkąd tylko zaczęli rozmawiać o wyprawie, usłyszał pukanie do drzwi. Podbiegł i otworzył je. Zobaczyli ubranego w elegancki frak mężczyznę w sile wieku. Smuga podniósł się zdumiony.

– Abeer! A jednak jesteś!

– Salaam] – powiedział tamten. – Jestem, by wam pomóc. Zaaprobował w pełni projekt, który mu przedstawili. Później długo w nocy konferował ze Smugą. Wyraźnie wzajemnie się o czymś przekonywali. Przechodzący obok ich pokoju Tomek usłyszał głośniej wypowiedziane słowa Egipcjanina:

– Powinieneś jechać! Tamta sprawa podzieliła was, ale minęło już tyle lat. Nie jesteście wszak wrogami. Czas goi rany. Rozmawiałem z nim. Wiele zrozumiał. Pamiętaj, że może pomóc. Wie, co dobrego i złego dzieje się w tym kraju…

Tomek wrócił do swego pokoju. Nie chciał podsłuchiwać przyjaciela, nie mógł jednak zasnąć. Rozmyślał o Smudze. Znali się i przyjaźnili tyle już lat, a przecież Smuga pozostawał ciągle tajemniczy. Co robił w przeszłości, jakie były koleje jego losu, dlaczego wyjechał z Ojczyzny, chociaż wcale nie musiał…? Także tu w Egipcie miał swoje sprawy, z których nie zwierzał się nikomu. Jakaż dramatyczna tajemnica wiązała się z wcześniejszym pobytem Smugi w tym kraju? Współczuł przyjacielowi, bo z usłyszanych przypadkiem słów wynikało, że wspomnienia ciążyły Smudze. Zasnął z ciężkim sercem.

[81] W powieści Tajemnicza wyprawa Tomka Nowicki uchodził za niemieckiego pogromcę zwierząt, noszącego nazwisko Brol. Junkier – tu: pruski bogaty szlachcic, obszarnik.


[82] Historia ta opowiedziana jest w powieści Tomek na tropach Yeti.


22
{"b":"90665","o":1}