No, szczęśliwie wiosna w pełni i teraz możemy znowu z moją Ulą przez płot uprawiać życie towarzyskie, które zimą mocno szwankowało. To znaczy szwankowało przy płocie, bo w domach to się toczyło przyjemnie przez całą łaskawą w tym roku zimę.
Wiosna wyłazi z ziemi i z powietrza, a my z Ulą wymieniamy przy płocie ważne poglądy i dzielimy się planami na przyszłość. A tu trzeba dosiać, a tu usunąć, a tu przesadzić, a tu sprzątnąć.
Właśnie wtedy przed furtką stanęła nasza trzecia sąsiadka, trzymając w rękach badyle suche, a ukorzenione. W prezencie Uli je niosła, ani chybi, bo przed jej furtką stanęła. Nie powiem, zazdrość mną trzepnęła szybko i zdecydowanie, bo co jak co, ale suche badyle, które pięknie za chwilę zakwitną różowymi kwiatami, to ja lubię nade wszystko, ale powstrzymałam to uczucie w porę. Przywitałam się więc serdecznie przez siatkę, zduszając uczucie w zarodku. Zanim sąsiadka zdążyła cokolwiek miłego odpowiedzieć, z domu Uli dobiegł krzyk.
Drgnęłyśmy wszystkie trzy, a ukorzenione badyle też drgnęły w ręku sąsiadki.
– Ty idiotko! – doleciało.
– Sama jesteś idiotka! – odpowiedział przeczysty głos drugiej córki Uli.
– Mówiłam ci, nie ruszaj mojej szminki!
– Nie ruszałam!
– Ruszałaś! Tak samo jak moją bluzkę wzięłaś bez pozwolenia!
– Ty chamko! Raz tylko, i to dlatego, że ty dostałaś, a ja nie!
Odetchnęłyśmy z ulgą. To córki Uli również wymieniały poglądy, a wiosna sprzyjała ich rozprzestrzenianiu się, bo i okna już uchylone i głos się niesie daleko.
Sąsiadka z badylami patrzyła na Ulę. Zrobi coś czy nie? Ula nie robiła nic. Nie zamierzała się wtrącać. Zwróciła pogodną twarz w kierunku sąsiadki i powiedziała o badylach:
– Jakie piękne! Co to?
– Nie odzywaj się tak do mnie! – krzyczało przez okno.
– Oddawaj moją bluzkę, złodziejko!
– Masz i zamknij się! A szminki nie brałam! Nic nie mam! Nigdy nic nie dostaję, tylko ty! Nienawidzę cię!
– Brałaś, bo tu była!
– Jak masz bałagan, bałaganiaro, to ci ginie!
Ula delikatnie głaskała badyle.
– Ach, jakie dorodne – zachwycała się. – Na pewno będą kwitły w tym roku!
– Mamo! – z okien teraz lała się rozpacz. – Mamo, powiedz jej! Ona mnie bije!
– Ty kłamczucho, a to teraz masz! Mamo! To ona mnie bije!
Ula odłożyła badyle koło płotu.
– Przepraszam was na chwilę, zaraz wracam – powiedziała. I weszła do domu.
W domu ucichło. Wyszła za chwilę z tacką, trzema kubkami herbaty i postawiła to wszystko przy płocie na pieńku. Przez siatkę podała mi kubeczek. W domu było cicho, sikora dzwoniła gdzieś w starym ogrodzie. Patrzyłyśmy na nią wyczekująco.
– Lały się – powiedziała.
– No i co? – zainteresowałyśmy się obie z sąsiadką.
Ula posiada niezmierzone umiejętności zażegnywania konfliktów oraz nieuczestniczenia w nich. Tu, widać, coś zrobiła. Bardzo byłam ciekawa, co się robi w takim przypadku. I po której stronie się staje. Po stronie córki, która jest podejrzewana przez drugą, że coś wzięła, czy po stronie tej drugiej, co jeśli nawet wzięła, to dlatego, że nie ma. Ale wzięła bez pozwolenia, jeśli wierzyć tej pierwszej, i tego nie można usprawiedliwić. Skoro nie ma, to jest biedniejsza. Ale nawet jeśli czuje się poszkodowana, to przecież nie powinna używać brzydkich słów. Z drugiej strony, jeśli ich używa, to dlatego, że ta pierwsza też ich używa. Może Ula skupiła się wobec tego na fakcie, która pierwsza uderzyła.
Ten problem wydał mi się tego wiosennego dnia fascynujący. Czy traktować równo obie tak samo kochane córki? Czy w ogóle traktować je poważnie? Jeśli stanąć, to po czyjej stronie? I dlaczego? Potem pomyślałam o Tosi. Jest pojedyncza – zawsze jestem po jej stronie, choć czasem tego po mnie nie widać. A gdyby były dwie? Tak jak my przy tym płocie? Komu bym dała badyle, z których za chwilę będą piękne krzewy?
Och, nasza sąsiadka powinna była też pomyśleć o mnie. Choć, z drugiej strony, badyle mogą się nie przyjąć, bo są duże, a na dodatek mogą nie być takie śliczne.
Ale co zrobiła Ula? Po prostu weszła do pokoju, gdzie jej córki brały się za łby i każda z nich krzyczała „mamo!”. A potem powiedziała:
– Proszę w tej chwili przestać bić moje dziecko!
I poszła robić herbatę.
Badyle nie wydawały mi się takie ważne. Oto Ula w wiosenny dzień pokazała mi całą mądrość dobrej matki. Spokój. Cierpliwość. Oraz miłość. Nie musiała stawać po jakiejś stronie. Ona też była po stronie swoich córek. Patrzyłam na nią z podziwem.
Ula sięgnęła po badyle i powiedziała do sąsiadki:
– Strasznie ci dziękujemy, jakie one będą piękne! A Isia rzeczywiście nie ma co na siebie włożyć. Pojadę z nią jutro na zakupy. Jak one cudnie będą kwitły!
A sąsiadka powiedziała:
– No właśnie, tak sobie pomyślałam, że jak posadzicie na zmianę, jeden po tej stronie siatki, drugi po tej, to i psy tak nie zniszczą, i ładnie się będą przeplatać.
Możecie sobie wyobrazić, jak się poczułam. Przecież już od dawna nie jestem małą, zazdrosną dziewczynką! Nawet momentami myślę, że mam dobry charakter. A tu taka wpadka! Taki rys mojego charakteru. Jak bym chciała czasami być Ulą! Bo dla niej najważniejszą starszą córką jest starsza córka, a najważniejszą młodszą córką jest młodsza córka.
Tosia zdjęła kolczyk, bo jej się paprze dziura w nosie. Oraz się odkochała. Mam nadzieję, że nie będzie miała kłopotów przy katarze.
Pojutrze wraca Hirek.
Niebieski nie napisał. Czemu ci mężczyźni są tacy obrażalscy?
***
Hirek nie zadzwonił. Dzwoniłam na jego komórkę – wyłączona. Nie wiem, co się dzieje. Nie wiem, co się dzieje, niewiemcosiędzieje, cosiędzieje. Wiedziałam, że tak będzie. Podejrzewałam. Czułam to cały czas. To wszystko było za piękne, żeby mogło być prawdziwe. Nie wiem, co robić. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Dlaczego to beznadziejne słońce świeci, choć on nie dzwoni! Wolałabym, żeby lało.
***
Byłam w redakcji. List od Niebieskiego.
Droga Pani Judyto,
starałem się zastosować do pani sugestii, wyrażonej aż nazbyt wyraźnie: „Jeśli mogę panu pomóc w domowych problemach”, i oto proszę, ja piszę, a pani sucho odpisuje, jak obcemu. Może jednak trochę empatii? Jeśli to słowo za trudne, przypomnę za słownikiem wyrazów obcych PWN: empatia to „uczuciowe utożsamianie się z jakąś osobą i wywoływanie w sobie uczucia, które ona przeżywa”. Jeśli więc byłaby pani zdolna choć trochę do empatii, nie zostawiałaby mnie pani na lodzie. A może mi jest ciężko bez pani listów?
A teraz pytanie zasadnicze: czy dysponuje pani jakąś informacją, co zadowoliłoby kobietę?
Z góry dziękuję.
Oj, Niebieski, na pewno nie jest to mężczyzna. Nie łudź się.
Zajmę się ciekawszym listem:
Droga Pani,
nie wiem, czy to ja jestem nienormalna, czy świat koło mnie zgłupiał. Nie wiem, dlaczego mam w wieku dwudziestu ośmiu lat rezygnować z marzeń tylko dlatego, że mój chłopak uważa, że to mrzonki. Jesteśmy ze sobą cztery lata. Ustąpiłam, kiedy powiedział, że jeszcze nie dojrzał do małżeństwa. Nie nalegam, myślę, że to kwestia czasu. Ale w ciągu tych czterech lat ani razu nie pamiętał o moich urodzinach czy imieninach. Kiedy powiedziałam, że jest mi przykro, zareagował złością i powiedział, że przymusu nie lubi. Straciłam dystans do tego, co się dzieje – dla mnie prezenty to dowód pamięci i uczuć. On się śmieje ze mnie i mówi, że potrzebuję rycerza na białym koniu – że to dziecinne.
***
Nie wiem, dlaczego prześladuje mnie aż taki pech. I kiedy przestanie mnie prześladować. Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam. Już naprawdę nie życzę ospy nikomu, cieszę się, że Tosia bywa u ojca i że lubi swojego przyrodniego braciszka. Ale takiego scenariusza w najśmielszych marzeniach bym nie wymyśliła.
Ula staje dzisiaj przy płocie i pyta, czy oglądałam dziennik. Nie. Dziennika nie oglądam. Chyba że jestem chora. Oglądam filmy dokumentalne i o miłości. Nie oglądam sieczki, chyba że jestem chora. Widzę, że Ula coś niepewna przy tym płocie. Pytam:
– A o co chodzi?
– Dobrze by było, żebyś obejrzała dzisiejszy dziennik. Przyjdę do ciebie na Panoramę – mówi Ula.
Tak to do niej niepodobne, że dzwonię do mamy i pytam, co słychać. Ona zawsze ogląda dziennik. Więc by mi powiedziała, że powinnam oglądać dziennik, bo… Nie tylko dlatego, że ludzie inteligentni muszą oglądać dziennik. A kto mnie zmuszał do spacerów o wpół do ósmej w stanie wojennym? Mama nic nie mówi, tylko pyta o Tosię.
Tosia ma się dobrze.
Ula przychodzi na Panoramę i niesie dwa drinki.
Co się dzieje?
Panorama się zaczyna. Ula mówi:
– Pij.
To piję.
No i jest.
Hieronim K. Domniemany szef grupy w gangu z X zatrzymany. Oto jego żona, która przybyła na wstępną rozprawę. Oto jego dzieci. Dwójka. Rozkoszne. Oto jego szef. Mniej rozkoszny. Oto akta sprawy. Oto komentarz. Że grupa operacyjna już od paru miesięcy… Że dzielna policja namierzyła… Że już na lotnisku, gdzie domniemany oskarżony witał się z żoną po powrocie z Londynu…
Hirek. Jak żywy. Wypijam drinka jednym haustem. Ula przelewa mi swojego i idzie po butelkę. Gaszę telewizor. Wraca Ula. Borys leży przy kominku, Zaraz próbuje atakować mu ogon. Wypijam drugiego drinka. Ula nieśmiało mówi:
– Na pewno by zadzwonił, gdyby go nie zgarnęli. A może to wszystko pomyłka?
Pies z tym, że gang, ale żona! Kłamał.
– Na pewno mu na tobie zależało – mówi Ula i leje następnego drinka.
Na pewno! Ależ ja jestem głupia. Ale czy to nie było dziwne, że nie znałam jego normalnego telefonu? Że tylko komórka. Że nagle wyjeżdżał. Że miał kierowcę. A dlaczego mnie nie odwiózł z tym kierowcą? Bo żona czekała. Tak się dałam nabrać. Boże, niedługo mi strzeli czterdzieści lat, moja córka niedługo będzie pełnoletnia, może nawet sobie zrobi tatuaż, a ja ciągle na poziomie… rozwojowym jakimś! Przecież to jasne!