Литмир - Электронная Библиотека

Za dużo myślę

Wieczorem poszłam do Uli. Od razu mnie zapytała, o co chodzi. Ula mi dała popalić, że kombinuję, że za dużo myślę, że życie trzeba brać takie, jakie jest, że przecież jestem kobietą po przejściach i że co ja wyprawiam. Prawdziwy mężczyzna się zdarza raz na milion, a ona się zna na ludziach. Na dodatek rozwiedziony, czyli że mógł się czegoś nauczyć w przeszłości. Nie będzie może na mnie ćwiczył. A poza tym od jednego pocałunku do srebrnych godów droga długa i chyba mam nie po kolei w głowie. Nie myślała, że jestem taka głupia. Nie myślała, że należę do tych kobiet, które oglądają do końca film pornograficzny, z nadzieją, że wszystko się dobrze skończy – to znaczy, że bohaterowie tego filmu się pobiorą.

A czy ja coś mówię o złotych godach?

***

Spotkałam wczoraj zołzowatą. Byliśmy z Adamem na kolacji. To oczywiście nie była randka, oboje pracowaliśmy do późna przed oddaniem numeru, i tak wyszło, że wylądowaliśmy w knajpie, żeby coś przegryźć. Niespecjalnie się spieszyłam do domu, bo Tosia wyjechała z ojcem na weekend. Pewno musiał odpocząć od Joli i nowego dziecka.

Wpadła na nas zołzowata. Z jakimś obcym panem. A czy może się przysiąść, a może poznamy Iksa. Ach, kochanie, to moi przyjaciele. Ach, kochanie, poznaj ich. To Judyta ona pisze. To Adam. Adam pracuje z ludźmi. Ha, ha, ha. Jakie to zabawne. Pieniędzy to chyba z tego nie ma specjalnych. Ha, ha, ha. Z ludzi teraz trudno wydusić pieniądze. Ha.

Mało asertywny był socjolog, bo ani się obejrzeliśmy, jak rozlokowali się przy naszym stole i zaczęli zamawiać golonkę z czymś zielonym, kraby i butelkę wina. Adam do mnie mrugnął. Wiedziałam, o co chodzi. Szybkie danko i się zmywamy. Dwie zupki.

– Nie pijecie?

– Dziękuję, jestem samochodem – mówi Adam.

– A ja robię w biznesie? – roześmiał się spaślak w czerwonej marynarce i poklepał zołzowatą po udzie. – Ja też nie na piechotę! Nie przesadzaj pan, z życia się należy cieszyć!

No i w czasie czekania na nasze zupki usłyszeliśmy, że mąż zołzowatej się odwinął, przyjaciel oprzytomniał i wrócił do żony, ale za to spaślak lubi tych panów, bo zołzowata taka świetna. Kupił jej punto na urodziny, w piątek odbierają. Ożeni się z nią, jak tylko się rozwiedzie.

– Pani pracuje? – zwraca się do mnie. – O, bo moja Kicia nie będzie już pracować. Mnie stać na to, żeby kobieta przy mnie nie pracowała – mówi w stronę Adama.

Pomyślałam sobie, że życie jest niesprawiedliwe. Aż się prosiło o to, żeby zołzowata pocierpiała chwilkę. A tu niesprawiedliwość i nieuczciwość nagrodzone, samochodem się rozbija, przyszłość kolorowa przed nią.

– Kicia chce jechać na Bali w tym roku, a państwo gdzie się wybieracie?

Adam uśmiecha się do mnie, bierze mnie za rękę i mówi:

– Planowaliśmy Fidżi, ale o tej porze roku tam są mrozy. Zaczekamy do stycznia.

Zołzowata, w ciuchach prosto z Wiednia, wgapia się w Adama.

– To ty z nim…? – szepcze scenicznie i nareszcie błyska w jej oku zazdrość.

Spaślak w czerwonej marynarce niedopinającej się na brzuchu przechyla kieliszek.

– Jak to miło spotkać się z inteligentnymi ludźmi, trzeba korzystać z życia! Nalej, żyje się raz! – i klepie Kicię po plecach.

Zołzowata uśmiecha się jadowicie.

– Dalej na tym zadupiu siedzisz? Życie marnujesz, a życie jest jedno.

Jemy w pośpiechu nasze zupki i biegniemy do samochodu. Herbatę wypijemy już u mnie. Noc była ciepła. Na tarasie siedzieli sąsiedzi i sączyli wino. Ula krzyknęła:

– Chodźcie do nas!

U sąsiadów z boku uchyliło się na górze okno.

– My?

– Chodźcie też! – Krzyś zamachał w gwiazdy.

I rozpalił grill, wyjęłam z zamrażalnika resztki ryby. Krzyś położył na grillu swoje karpie. Ostatnio łowi razem z sąsiadem. Mówi, że woli ryby, bo jak się chodzi na baby, to nie można ich potem przynieść do domu.

Ula patrzy na Krzysia i mówi pogodnie:

– Dlaczego? Jeśli wypatroszone…

Siedliśmy pod gwiazdami. Krótki dzwonek przy furtce i nasi sąsiedzi w szlafrokach dołączają z butelką czerwonego wina. Zapalona na stole świeczka odbija się w kieliszkach. Noc jest cicha i pogodna. Koło pierwszej nasz sąsiad bez przekonania rzucił w przestrzeń:

– Chyba pójdziemy, jutro trzeba do roboty.

– Zostańcie, jest tak pięknie – mówi Krzyś. – Trzeba umieć korzystać z życia.

Korzystaliśmy z życia do trzeciej. To znaczy my z Adamem troszkę dłużej. Przy samochodzie, jak go odprowadzałam do bramy.

Kiedy rano otworzyłam szeroko okna. Ula z Krzysiem jedli śniadanie na tarasie.

– Nie ubieraj się, tylko przychodź – Ula zerwała się z krzesełka – wstawię następne jajka. Chodź, kawa zaparzona!

Nie piję kawy. Ale co mi tam. Przecież żyje się tylko raz.

***

Wczoraj przez godzinę tłumaczyliśmy znajomemu wybitnemu matematykowi, że naprawdę e-maila z niczym porównać się nie da: dziś wysyłasz list, a na końcu świata za chwilę można go przeczytać, oczywiście pod warunkiem, że masz komputer. Matematyk powiedział, że listy do niego idą pół roku. Krzyknęliśmy: „To załóż sobie pocztę e-mail!” I wtedy ujawnił, że właśnie od czasu, kiedy ma tę pocztę, listy tak długo do niego idą. Niemożliwe! Ano możliwe. On do swojej skrzynki zagląda raz na sześć miesięcy.

Ja tam go rozumiałam. To oczywiste. U mnie jest to samo. Natychmiast powiedziałam, że też tak robię. I wtedy coś się stało z Adamem. Zbladł. Słowo daję. Zapytał, czy zaglądam regularnie do swojej poczty. Grzebał mi w komputerze?

– A skąd wiesz, że w ogóle mam?

– Trudno go nie zauważyć.

Tu mi się trochę głupio zrobiło, bo rzeczywiście od czasów Hirka domniemanego nie zaglądam do poczty. Bo i po co?

Adam jakoś przygasł. Nie będę się przejmować humorami jakiegoś mężczyzny. Ptaszki nam śpiewają, a Ula pyta przez płot, czybyśmy nie pojechali wieczorem do Mańki, bo ma urodziny. Matematyk sobie poszedł, ale niepokój został. Osobiście nie wierzę w mężczyzn, którzy dedukują. Owszem, umysł analityczny to oni mają, tak napisał jeden facet w książce Płeć mózgu , ale umówmy się – to pisał facet!

Nie wierzę, że nagle ni stąd, ni zowąd rozmowa schodzi na mojego e-maila. Bez powodu. A Adam tak jakoś dziwnie na mnie patrzył. Ale z drugiej strony nie mam pojęcia, dlaczego ludzie mówią, że to szybka poczta, skoro się w ogóle nie można dodzwonić i bez przerwy każą czekać na wybieranie numeru i pojawia się napis: „linia zajęta”. Wtedy na dodatek nikt się do mnie nie może dodzwonić. I mam utrudnione połączenie ze światem (telefoniczne). No bo albo-albo.

Za dwa tygodnie mamy zaćmienie słońca. Czy to nie fantastyczna wiadomość? Najpierw kometa, potem zapowiadany koniec świata, a teraz zaćmienie. To wszystko znaki, że można życie zacząć od nowa. Wszystko zmienić. Że idzie niespodziewane, dobre, nowe. Nie będę przejmować się Adamem i e-mailem. Zajrzę przy okazji.

Wieczorem jedziemy wszyscy do Mańki – starym garbusem Krzysia. Adam wprowadza swój samochód za moją bramę. Sąsiedzi pomyślą, że mam chłopa. Nie ma tam żadnej tabliczki z tyłu samochodu: „Jestem przyjacielem Judyty”. Adam będzie spał u mnie, w gościnnym pokoju. Co prawda jest niewykończony, ale trudno.

***

Dojechaliśmy do Mańki wolniutko, bo polną drogą. I stało się. Wiadomo było, że Adam nie będzie prowadził, on nigdy nie pije, bo zawsze wraca do siebie do domu. Skoro dzisiaj jako przyjaciel, rzecz jasna, może zostać, to od razu sobie pozwolił na drinka.

A myśmy nie uzgodnili, kto prowadzi z powrotem. Owszem, piliśmy wszyscy, z tym że mężczyźni nieco więcej niż panie, a jedna pani nieco mniej niż druga. Ponieważ jesteśmy ludźmi dojrzałymi, mądrymi i przestrzegającymi określonych norm, uznaliśmy, że po alkoholu prowadzić nie będziemy. Ale możemy samochód przepchać, bo co to jest sześć kilometrów. Wypchnęliśmy więc garbuska na szosę, Adam z Krzysiem pchali, panie szły z tyłu. Garbusek co prawda jest nieduży, ale strasznie niewygodny do kierowania z zewnątrz. Kiedy trzeba było mocno skręcić kierownicę, małe okienka bardzo to utrudniały. Adam z Krzysiem wpadli więc na pomysł, żeby jednak Ula, która wypiła mniej, wsiadła, broń Boże, nie prowadziła, ale kierowała.

Ula wsiadła, oni pchali, a ja szłam obok. Kiedy zrobiliśmy następny kilometr, Adam powiedział, że to niesprawiedliwie, że ja idę, bo przecież oni sobie ze mną również poradzą. Siadłam więc koło Uli. I pchali nas obie. Po trzech kolejnych zakrętach dostali zadyszki i nieśmiało zaproponowali, żeby Ula włączyła pierwszy bieg, oni będą dalej udawać, że pchają, a nie wykończą się do cna.

No to Ula włączyła pierwszy bieg. Ale zarzęziło! Krzysiowi zaczęło to przeszkadzać, bo jednak samochód się niszczy, i kazali wrzucić dwójkę. Obaj panowie wskoczyli z tyłu na zderzak, bo przecież musieli cały czas udawać, w razie czego, że pchają.

A potem piękna noc zamieniła się w noc lekko dżdżystą. Zaczęło kapać z nieba. Wtedy na zderzaku zrozumieli, jacy z nich idioci – przecież jeśli samochód jedzie, to oni mogą wejść do środka i przeczekać deszcz! Byleby tylko jechać odpowiednio wolno. W ten oto sposób po prawie godzinie znaleźliśmy się przed moim domem.

A potem… No właśnie… Stało się nieszczęście. Otóż pościeliłam Adamowi w gościnnym i w ogóle nie miało to znaczenia, że tylko pocałowaliśmy się na dobranoc.

Na razie.

Ale potem miało.

***

Ja to wszystko wiem. Że nie należy iść do łóżka przed nocą poślubną. Rozmieniać się na drobne. Nie szanować się. Bo jak ty się nie będziesz szanować, to nikt inny cię nie będzie szanować. Ale przecież gdybym poszła ze swoim Eksiem do łóżka przed uzgodnieniem terminu ślubu, to na pewno bym za niego nie wyszła!

A za Adama tak. On jest zupełnie inny niż wszyscy.

Kiedy się obudziłam, nie było samochodu. Na poduszce kartka: „Będę o siódmej. Musimy pogadać. Całuję”. Boże, co ja zrobię? Do siódmej nawet nie schudnę, a przydałoby się w tej sytuacji zrzucić ze cztery kilo. Nie zdążę. O czym on chce ze mną rozmawiać? Przecież ostatecznie nic się nie stało? Jesteśmy dorośli. To normalne, że dorośli ludzie się spotykają, a potem nawet mogą uprawiać seks. Niektórzy oczywiście.

43
{"b":"88042","o":1}