Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Był pełen podziwu, jak dziewczyna radziła sobie z tym wszystkim. Znacznie lepiej, niż on sam. Ale przecież ona od urodzenia wychowywała się w rodzinie Feliksa. Nigdy nie musiała się z niczym ukrywać, a gdy jako małe dziecko zobaczyła przerażającą zjawę, rodzice na pewno ją rozumieli, a nie bili za to, że wymyśla bajki.

¢

Magda wróciła do domu tylko na chwilę, żeby uspokoić rodziców, że wszystko jest w porządku. I choć nie była głodna, zjadła kolację, a potem pojechała do domu wujka.

Było już ciemno, więc zapaliła wszystkie lampy – była to rzecz niespotykana w tym domostwie, ale drażniły ją cienie powstające w kątach, gdy używała tylko świeczek. Potem zabrała się do sprzątania.

– Jak można aż tak zapuścić dom? – mamrotała podczas pracy.

Szorowanie podłóg, wycieranie kurzy, odkurzanie ścian i dywanów było dla niej najlepszym sposobem, aby się uspokoić i wyciszyć. Pozwalało oderwać myśli od niecierpliwego oczekiwania na powrót wujka.

Feliks bowiem nie był zwykłym człowiekiem. Był żniwiarzem.

Magda od urodzenia należała do grona tych nielicznych osób, które widzą i słyszą więcej. Wiedziała, że ludowe wierzenia to nie tylko bajki do straszenia dzieci, ani próba racjonalizacji skomplikowanego świata.

Demony istniały. O tym Magda przekonała się już w kołysce. Niektóre pochodziły z pradawnych czasów, inne miały chrześcijański rodowód, ale wszystkie były prawdziwe. Zmory gnębiły ludzi w nocy, wysysając ze śpiących krew, upiory powstawały ze swych mogił, aby zabijać, wisielce nawiedzały miejsca, w których zostały pochowane, a widy włóczyły się po świecie, nie mogąc zaznać spokoju.

Ktoś musiał chronić przed nimi żywych. Zabijać, bądź odsyłać te stwory do Nawii, świata umarłych, gdzie było ich miejsce. Tym właśnie zajmowali się żniwiarze. Nikt tak naprawdę nie wiedział, skąd się wzięli. Czy stworzył ich Bóg, wiara ludzi, a może należeli do tego samego świata, co istoty, które wypędzali? Kiedyś byli zwykłymi ludźmi, których dusze po śmierci nie odeszły w zaświaty, ale też nie błąkały się po świecie niczym duchy. Miały za to rzadką zdolność zamieszkiwania w cudzych ciałach. Nie opętywali żywych, ale wchodzili w ciała osób niedawno zmarłych, ożywiali je, przejmowali nad nimi kontrolę, kiedy ich prawowity właściciel już odszedł. Każdy żniwiarz był szybszy i silniejszy niż zwykły człowiek, miał bardziej wyczulone zmysły i przede wszystkim potrafił wyczuć oraz ujrzeć nawich.

¢

Mijał tydzień za tygodniem, a Magda wciąż czekała na powrót Feliksa. Bezskutecznie. Po święcie zmarłych uznała, że dom wujka niszczeje, gdy nikt w nim nie mieszka i dlatego – ku niezadowoleniu rodziców – oświadczyła, że pod nieobecność Feliksa ktoś musi się tam wprowadzić i tą osobą musi być ona.

Niestety mieszkanie samej w wielkim domu nie było aż tak wspaniałe, jak sobie to wyobrażała. Co któryś ranek wstawała zmarznięta, bo ogień w piecu za szybko wygasł, a raz, kiedy poszła do pracy, nie domknęła pokrywy zasobnika na węgiel i na cały parter opadł czarny pył, przykrywając wszystko cienką, ale trudną do sprzątnięcia warstwą. Sama sobie gotowała i bardzo szybko zatęskniła za kuchnią mamy, a kiedy zapowietrzyły się jej kaloryfery, musiała dzwonić po pomoc do ojca.

– Poważnie nie wiedziałaś, jak je odpowietrzyć? – dziwił się Jakub, krążąc z kluczem po całym domu.

– Nigdy nikt mi tego nie pokazał – mruknęła, drepcząc krok w krok za nim. – I czyja to wina? – dodała ciszej.

– Na pewno nie moja. Nigdy nie chciałaś ze mną majsterkować, tylko wolałaś szwendać się za Feliksem. Ech, trzeba było postarać się o syna – westchnął żartobliwie.

Gdy skończyli, zeszli do kuchni, gdzie mama parzyła herbatę.

– Kochanie, twoja lodówka jest pusta – oświadczyła.

– Nie zdążyłam zrobić zakupów – odparła Magda, przeczuwając, dokąd zmierza wizyta rodziców.

– Wróć do nas. Nie musisz mieszkać sama w tym strasznym domu.

– Ktoś musi o niego dbać – zaczęła. – Zimą, jak przyjdą mrozy i nikt nie będzie palił w piecu, woda w rurach pozamarza…

– Już z tatą rozmawialiśmy na ten temat. Możecie przychodzić tu na zmianę i przepalać w piecu.

Magda zerknęła na ojca, który wcale nie wyglądał na zadowolonego z takiego rozwiązania.

– Mam już dwadzieścia lat, nie mogę wiecznie mieszkać z rodzicami! – krzyknęła, zrywając się z krzesła.

W nerwach zabrała się za zmywanie naczyń. Nie znosiła tych „poważnych rozmów”, które odbywały się średnio raz w tygodniu.

– Młoda, po to wyjechałaś na studia – powiedział Jakub. – Chcieliśmy ci wszystko opłacić…

– Ale doskonale wiecie, że nie wyszło!

Zbyt dobrze pamiętała, jaką porażką okazały się studia. Tak szybko ją odtrącono, bo była inna, a do tego jeszcze ten wypadek z wisielcem oraz bezkostem, który zabił młodą dziewczynę. Choć nikt nie potrafił jej zaginięcia powiązać z Magdą, wszyscy podświadomie czuli, że miała z tym coś wspólnego i odsunęli się od niej.

– Cóż, gdybyś bardziej się postarała, a ICH ignorowała, to może… – zaczęła Emilia.

– Jak mam ich ignorować?! – wybuchła. – Sama wiesz, że to niemożliwe!

– To chociaż mogłaś dzwonić po Feliksa. Wiemy, że przez to wszystko zawaliłaś kilka egzaminów.

Magda odłożyła gąbkę i odwróciła się do rodziców.

– To nie moja wina, że urodziłam się wtedy, kiedy się urodziłam – powiedziała wolno. – Tego nie możecie zmienić.

– I nie chcemy – zapewniła mama. – Jesteś wspaniałą osobą, choć troszkę wyjątkową. Ale nie możesz żyć życiem Feliksa.

– A niby dlaczego nie?

– Bo powinnaś się uczyć…

– Przecież przy nim najwięcej się uczę.

– Uczyć tego, czego uczą się twoi rówieśnicy – dokończyła Emilia.

Magda wzruszyła ramionami.

– Nigdy nie będę jak moi rówieśnicy, kiedy to w końcu zrozumiecie? – odpowiedziała spokojnie po chwili milczenia.

Wkrótce, uznawszy, że na razie i tak nic więcej nie wskórają, rodzice postanowili wracać do siebie. Magda odprowadziła ich do drzwi, a gdy je zatrzasnęła, usłyszała słowa ojca:

– Wiosną namówimy ją, żeby złożyła papiery na jakąś uczelnię.

Oni są niemożliwi – pomyślała Magda, przekręcając zamek. Może kiedyś jeszcze raz spróbuję. Ale nie teraz.

¢

Pierwszy czekał już od tak wielu lat, że wszyscy zapomnieli o jego istnieniu. Kiedyś był jeszcze legendą, potem mitem, aż w końcu nie było na świecie prawie nikogo, kto pamiętałby o tym, że kiedykolwiek istniał. Owszem, żniwiarze zdawali sobie sprawę, że ktoś musiał być pierwszy, ale nie myśleli o nim w tych kategoriach.

Najważniejsze było to, że ci, którzy strącili go w tę otchłań, którą nazywali Nawią, już dawno odeszli. A Pierwszy rósł w siłę, powoli nabierając potęgi, żeby powrócić. I tym razem nie pozwoli się wypędzić, nikt go nie zniszczy.

Przez setki lat zawieszony w próżni, pomiędzy życiem, a śmiercią, nie martwy, a jednocześnie nie żywy, obserwował, uczył się, planował. Czekał, aż jego wrogowie umrą na zawsze. Nie pragnął zemsty. Zamierzał zaprowadzić swój porządek, nagiąć innych do swojej woli, a tych, którzy nie będą chcieli się podporządkować, złamać.

W końcu nadszedł ten moment, kiedy Pierwszy zebrał wystarczająco wiele sił, aby ponownie zaistnieć.

Nie było wybuchów, błyskawic, otwierania prastarych wrót, ani nawet przeciskania się przez cienką szczelinę pomiędzy światem żywych a światem umarłych. Po prostu w pewne jesienne popołudnie Pierwszy pojawił się na świecie jako niematerialny byt i nikt tego nie zauważył. Żaden żniwiarz nie dostrzegł nowego elementu, wszyscy żyli tymi swoimi małymi, niewiele znaczącymi życiami.

Pierwszy znalazł nowe ciało. Minie trochę czasu, zanim wróci do dawnej formy, ale przecież nie musiał nigdzie się spieszyć, miał cały czas tego świata. I jeżeli rozegra wszystko tak, jak planował, nic nie stanie mu na przeszkodzie.

¢

Blank zajrzał do butelki. Rubinowa kropla na dnie potoczyła się po grubej warstwie osadu, jeden Bóg wie z czego.

– Trzeba by naprawić – stęknął, machając butelką w stronę dwóch towarzyszy.

4
{"b":"725614","o":1}