Nadia w pierwszym odruchu wstała, chcąc je otworzyć, ale powstrzymała się. Na początku stare przyzwyczajenia ciała są bardzo silne, ale to nie powód, by im ulegać. Z powrotem usiadła na śpiworze i nieświadomie postawiła przewróconą butelkę z wodą, a potem wpatrywała się w nią przez dobrą minutę.
Do tego dziewczyna była pedantką. Ale to akurat nie tak źle. Miała swój harmonogram dnia, codziennie chodziła biegać, w weekendy spotykała się z koleżankami na siłowni. Była wysportowana i dobrze się odżywiała.
Nadia znów się położyła, patrząc na sufit. Rozmyślania o tej dziewczynie doprowadziły ją do odtworzenia w pamięci ostatnich chwil jej życia. Tamtego dnia miała zamiar uczyć się do egzaminu, ale koleżanka wyciągnęła ją na zlot motocyklowy. Spotkała tam kilku starych znajomych, poznała kilku nowych, trochę wypiła, dobrze się bawiła i nie żałowała, że wyszła z domu. A potem wjechał w nią pijany chłopak na motorze kolegi. Okrutnie poturbowana zmarła na miejscu. Jej ciało było w takim stanie, że nie można było nawet zostawić otwartego wieka trumny podczas różańca.
Dusza Nadii odnalazła jej ciało nad ranem, tuż przed pogrzebem. Energia, jaka uwalnia się podczas wcielania w nowe naczynie, pozwoliła na zaleczenie ran, połamane kości zrosły się, a rozerwane organy wróciły do dawnego stanu. Pozostawało wymknąć się z zamkniętej kaplicy. W grobie zaś spoczęła tylko pusta trumna.
Nadia autostopem dotarła do swojej najbliższej kryjówki, gdzie trzymała pieniądze, kupiła nowe ubrania, wyjechała na drugi koniec kraju i już po kilku dniach podjęła pracę, choć nowe ciało wciąż ciągnęło do starych przyzwyczajeń.
Na wspomnienie rodziny opłakującej dziewczynę i koleżanki, która do końca życia będzie miała wyrzuty sumienia, po policzku Nadii spłynęło kilka łez. Początki w nowym ciele były najgorsze. Jego wspomnienia mieszały się ze wspomnieniami wszystkich innych wcieleń, powodując prawdziwy chaos w głowie. Ponoć rozmowa i przebywanie wśród ludzi z poprzedniego wcielenia pomagało, ale Nadia nie wiedziała, czy to prawda. Była sama już od tak dawna. Jej prawdziwa rodzina nie żyła od dziesiątek lat. Nowej nie szukała. Lubiła być sama, samotnie stawiała czoła nawim, nie musiała się martwić, że jej działania zaszkodzą jej bliskim. Podróżowała z miasta do miasta, starymi metodami szukała zjaw i wypędzała je. Czasem zatrzymywała się w jakimś miejscu jedynie na dwa, trzy dni, gdzie indziej zostawała na dłużej – kilka miesięcy, może nawet rok, znajdywała pracę, odkładała pieniądze na przyszłość.
Było późno w nocy, kiedy zasnęła, a mimo to wstała o świcie. Ukryła pod gruzami plecak, a potem ostrożnie przeszła przez przedpokój zasypany tłuczonym szkłem i ruszyła na miasto.
¢
Magda wspięła się na betonowe schodki do domu, gdy z ogrodu dobiegł ją hałas. Ostrożnie wychyliła się nad murkiem i przyjrzała krzakom, które lekko drżały. Ktoś lub coś w nich buszowało.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać, jaki oręż ma w torebce, gdy w zaroślach błysnęło na zielono dwoje oczu, a chwilę potem ujrzała dużego psa.
– Głupie psisko, nastraszyłeś mnie – syknęła, wyjmując z murku obluzowaną cegłę, pod którą znajdował się klucz i wsunęła go do zamka w drzwiach. Weszła do ciemnego korytarza i zmarszczyła nos. Czyżby coś się zepsuło?
Nie zapalając światła, skierowała się do kuchni, lecz tu zapach był słabszy. Zajrzała do lodówki, ale ta świeciła pustkami. No tak, ostatnio nie miała nawet czasu, żeby zrobić porządne zakupy, choć wydawało jej się, że powinna mieć jeszcze trochę resztek z poprzedniego obiadu. Jednak brudny i, co gorsza, pusty garnek stał w zlewie. Musiała zapomnieć, że sama wszystko zjadła. Ostatnio mama wciąż kazała jej przesiadywać w księgarni, zarządziła inwentaryzację i generalne porządki.
Dziewczyna zeszła do piwnicy. Musiała zapalić w piecu, jeżeli chciała wziąć gorącą kąpiel tego wieczora. Gdy skończyła, wytarła brudne dłonie o spodnie i wróciła na górę.
– Wciąż coś tu śmierdzi – orzekła i zaczęła krążyć po parterze, szukając źródła nieprzyjemnego zapachu.
Nagle usłyszała łomot na piętrze. Nie była strachliwa, ale zbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, co mogło włamać się do domu. Wzięła do rąk metalową rurkę, która leżała na szafce w korytarzu.
Uspokoiła oddech i zaczęła bardzo powoli wspinać się po schodach. Hałas więcej się nie powtórzył, co wcale nie było dobrą wiadomością, bo teraz trudniej będzie zlokalizować włamywacza.
Stanęła na szczycie schodów i nasłuchiwała przez chwilę. Do jej uszu dotarło ciche szuranie w jednym z pokoi. Bezszelestnie ruszyła w jego stronę. Serce biło jej coraz szybciej.
A jeśli rurka nie wystarczy? – pomyślała z przestrachem. Byli tacy, na których taka broń nie wywarłaby żadnego wrażenia. Może to jednak zwykły złodziej, który nie wie, że do pewnych domów w okolicy lepiej się nie włamywać?
Korytarz tonął w półmroku. Większość pokoi była zazwyczaj zamknięta, a okienko znajdujące się na samym końcu dostarczało niewiele światła.
Magda mocniej zacisnęła palce na metalowym drążku. Uniosła go, gotowa do zadania ciosu. Powoli stawiała stopę za stopą na parkiecie, modląc się, żeby nie zaczął skrzypieć. Zbliżyła się do drzwi, które nagle się otworzyły.
Dziewczyna spięła mięśnie i w ostatniej chwili zatrzymała rurkę pędzącą w kierunku głowy intruza. Gdyby tego nie zrobiła, roztrzaskałaby mu czaszkę.
– Co ty tu robisz?! – zapytała wojowniczo.
Na twarzy młodego, chudego chłopaka odmalowało się zaskoczenie. Zmierzył wzrokiem ją, a potem rurkę
– Odłóż to, dziecko, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – powiedział.
Magda nabrała powietrza w płuca i wtedy spojrzała prosto w jego zielone oczy. Były innego koloru, ale zionęły tak dobrze znaną jej pustką. Za nimi nie było już nic. Tak wyglądały oczy martwego człowieka, gdy dusza uleciała z jego ciała.
– Wujek? – zapytała, a potem skrzywiła się, zdając sobie sprawę, jak dziwacznie to brzmi w odniesieniu do tego chudzielca.
– A niby kto inny? – odparł z przekąsem.
Wyminął ją i skierował się ku schodom.
Właśnie dlatego nie zadzwoniła po ojca, ani na policję – istniała niewielka szansa, że włamywaczem okaże się Feliks.
Dziewczyna zajrzała do jego pokoju. Na ziemi leżały brudne ubrania – to one musiały być przyczyną tego smrodu, który czuła już na parterze. Przez chwilę patrzyła jeszcze na rozgrzebane łóżko, a potem pobiegła za krewniakiem.
– Teraz już przynajmniej wiem, kto zjadł mój obiad – powiedziała, gdy dogoniła go w kuchni.
– Twój obiad? Myślałem, że jesteśmy w moim domu.
– Jeśli już o tym mowa, to wprowadziłam się do ciebie – wypaliła.
– Słucham?!
– Ktoś przecież musiał tu posprzątać, przepalić w piecu, zająć się ogródkiem.
– Wciąż jednak nie godzę się na to, abyś ze mną mieszkała. To po prostu nie wypada. Szczególnie teraz.
– Ja ci nie kazałam wybierać sobie takiego ciała! – Machnęła ręką, wskazując na niego.
– Jak dobrze wiesz, niewiele pozostaje w mojej gestii, gdy coś mnie zabije.
Chłopak westchnął ciężko i usiadł przy stole. Jego dawne ubrania były na niego zbyt szerokie i za krótkie. Nogawki spodni mocno ściśniętych paskiem kończyły się kilka centymetrów nad kostkami.
– Moje zaniedbanie – odezwał się po chwili. – Przeklęty upiór mnie zaskoczył. A miałem takie dobre ciało…
Spojrzał na swoje szczupłe dłonie, które prawdopodobnie nie przepracowały ciężko ani jednego dnia. Ale przecież nie tak łatwo znaleźć odpowiednie ciało. Przede wszystkim musiało być puste, bez duszy. A że człowiek zawsze umiera z jakiejś przyczyny i choć kopniak, który dusza żniwiarza daje takiemu pustemu naczyniu wystarcza, aby je ożywić, żniwiarz musi dalej działać z tym, co ma, a przyzwyczajenie się do nowego ciała zabiera dużo czasu.
Magda opadła na krzesło. Choć wujek był teraz w jej wieku i wyglądał jak zagłodzony informatyk, żył i to było najważniejsze. Kamień, który ciążył jej przez pół roku, w końcu spadł jej z serca.