Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Naprawdę, Wilhelmie, ręczysz za to?.

— Ręczę. Jeśli będziesz się trzymał swojego miejsca. Już za dużo szkód narobiłeś.

Oddaliliśmy się ze skryptorium pozostawiając Bencjusza, jeśli nie w dobrym nastroju zgoła, to przynajmniej spokojniejszego.

— Głupiec! —rzekł Wilhelm przez zęby, kiedy wychodziliśmy. —Mogliśmy już rozwikłać wszystko, gdyby nie stanął nam na drodze…

Opata zastaliśmy w refektarzu. Wilhelm podszedł i poprosił o rozmowę. Abbon nie mógł się uchylić i wyznaczył nam spotkanie rychło w swoim domu.

NONA

Kiedy to opat nie chce wysłuchać Wilhelma, mówi o języku klejnotów i przejawia pragnienie, by zaprzestano śledztwa w sprawie smutnych wydarzeń.

Mieszkanie opata było nad salą kapitulną i z okna komnaty, obszernej i okazałej, w której nas przyjął, widziało się w ten dzień pogodny i wietrzny, ponad dachem opackiego kościoła, kształt Gmachu.

Opat, stojąc przed oknem, właśnie ten widok podziwiał i wskazał nam go uroczystym gestem.

— Cudowna twierdza —rzekł —która skrywa w swoich proporcjach ową złotą regułę rządzącą budową arki. Wzniesiona na trzech poziomach, ponieważ trzy to cyfra Trójcy i trzech było aniołów, którzy odwiedzili Abrama, tyleż dni Jonasz spędził w brzuchu wielkiej ryby, trzy również Jezus i Łazarz spędzili w grobowcu; tyle razy Chrystus prosił Ojca, by oddalił od niego kielich goryczy, tyleż spędził w odosobnieniu z apostołami na modlitwie. Trzy razy zaparł się Go Piotr i trzykroć objawił się swoim po zmartwychwstaniu. Trzy są cnoty teologiczne, trzy święte języki, trzy części duszy, trzy rodzaje stworzeń myślących, aniołowie, ludzie i demony, trzy rodzaje dźwięku, vox, flatus, pulsus [129] ,trzy epoki dziejów ludzkich, przed Prawem, w czasie Prawa i po Prawie.

— Cudowne zestrojenie mistycznych zgodności —przyznał Wilhelm.

— Ale również kształt kwadratowy —ciągnął opat —bogaty jest w pouczenia duchowe. Cztery są punkty kardynalne, pory roku, żywioły, to jest ciepło, zimno, wilgoć i suchość, dalej narodziny, wzrastanie, dojrzałość i starość, dalej, niebieskie, ziemskie, powietrzne i wodne gatunki zwierząt, konstytutywne barwy tęczy i liczba lat, jakiej trzeba, by nastąpił rok przestępny.

— O, z pewnością —rzekł Wilhelm —trzy zaś i cztery daje siedem, liczbę wyjątkowo mistyczną, zaś trzy pomnożone przez cztery daje dwanaście, jak ilość apostołów, dwanaście przez dwanaście daje sto czterdzieści cztery, to jest liczbę wybranych. —I po tej ostatniej demonstracji mistycznej wiedzy o naduranicznym świecie liczb opat nie miał nic więcej do dodania. Wskutek tego Wilhelm zyskał sposobność nawiązania do tematu.

— Winniśmy pomówić o ostatnich wydarzeniach, nad którymi długo rozmyślałem —oznajmił.

Opat odwrócił się plecami do okna, a twarzą do Wilhelma, ale z miną surową.

— Może zbyt długo. Wyznaję, bracie Wilhelmie, że czegoś więcej po tobie oczekiwałem. Odkąd przybyłeś tutaj, minęło prawie sześć dni, czterech mnichów straciło życie, nie licząc Adelmusa, dwaj zostali zatrzymani przez inkwizycję; z pewnością, było to sprawiedliwe, lecz moglibyśmy uniknąć tego wstydu, gdyby inkwizytor nie musiał zająć się poprzednimi zbrodniami; a wreszcie spotkanie, w którym byłem mediatorem, przyniosło smutne wyniki, i to właśnie z powodu wszystkich tych zbrodni… Zgodzisz się, że mogłem oczekiwać innego rozwiązania, gdym prosił cię, byś prowadził śledztwo w sprawie śmierci Adelmusa…

Wilhelm milczał zakłopotany. Opat miał rację, to pewna. Na początku tej opowieści rzekłem, że mój mistrz lubił wprawiać innych w podziw rychliwością swoich dedukcji, i było rzeczą zrozumiałą, że jego duma została zraniona, kiedy oskarżało się go, choćby i niesprawiedliwie, o powolność.

— To prawda —zgodził się —nie spełniłem twoich oczekiwań, ojcze wielebny, lecz objaśnię dlaczego. Te przestępstwa nie wzięły się z waśni lub z jakiegoś pragnienia odwetu pośród mnichów, ale wiążą się z faktami, które z kolei mają źródło w dawnej historii opactwa…

Opat spojrzał nań z niepokojem.

— Co masz na myśli? Pojmuję także ja, że kluczem nie jest nieszczęsna historia Remigiusza, która jeno skrzyżowała się z tamtą. Ale owa, owa historia, którą ja znam, choć nie mogę o niej mówić… miałem nadzieję, że wyjaśni się i że powiesz mi o niej ty…

— Ojcze wielebny, masz na myśli rzecz jaką, o której dowiedziałeś się pod tajemnicą spowiedzi… —Opat odwrócił głowę, a Wilhelm ciągnął: —Jeśli jego magnificencja chcesz wiedzieć, czy ja wiem, nie wiedząc tego od jego magnificencji, azaliż były niestosowne stosunki między Berengarem a Adelmusem i między Berengarem a Malachiaszem, to wiedzą o tym w opactwie wszyscy…

Opat zaczerwienił się gwałtownie.

— Nie mniemam, iżby było pożyteczne mówić o podobnych sprawach w przytomności tego nowicjusza. I nie mniemam, byś po wyjeździe legacji potrzebował go dłużej jako pisarza. Wyjdź, chłopcze —powiedział tonem rozkazującym. Wyszedłem upokorzony. Ale ciekawość kazała mi zaczaić się za drzwiami, które pozostawiłem nie domknięte, by śledzić dalszy ciąg dialogu.

Wilhelm podjął:

— Tak zatem te nieprzystojne związki, jeśli nawet miały miejsce, niewiele miały wspólnego z owymi bolesnymi wydarzeniami. Klucz jest inny i myślałem, żeś domyślał się jaki. Wszystko obracało się wokół kradzieży i posiadania pewnej księgi, która ukryta była w finis Africaei która wróciła teraz na miejsce za przyczyną Malachiasza, choć jakeś widział, nie przerwało to serii zbrodni.

Zapadło długie milczenie, potem opat podjął głosem urywanym i niepewnym, jak ktoś zaskoczony nieoczekiwanymi wieściami.

— Nie jest możliwe… Ty… Jak ty dowiedziałeś się o finis Africae? Pogwałciłeś mój zakaz i wszedłeś do biblioteki.

Wilhelm powinien był wyznać prawdę i opat zagniewałby się ponad wszelką miarę. Najwidoczniej jednak nie chciał skłamać. Postanowił na pytanie odpowiedzieć pytaniem.

— Czy nie powiedziałeś mi, magnificencjo, podczas naszego pierwszego spotkania, że człek taki jak ja, który tak dobrze opisał Brunellusa, choć nigdy go nie widział, nie będzie miał trudności z rozumowaniem o miejscach dlań niedostępnych?

— Więc to tak —rzekł opat. —Ale czemu myślisz to, co myślisz?

— Długo by o tym gadać. Ale serii zbrodni dokonano po to, by przeszkodzić wielu w odkryciu czegoś, co miało pozostać zakryte. Teraz wszyscy, którzy wiedzieli coś o tajemnicach biblioteki, z prawa albo i bezprawnie, nie żyją. Pozostaje jedna tylko osoba, ty.

— Chcesz rzec… chcesz rzec mi… —Opat mówił jak ktoś, komu nabrzmiały żyły na szyi.

— Zrozum mnie dobrze —ciągnął Wilhelm, który pewnie to właśnie próbował rzec —twierdzę, że jest ktoś, kto wie i nie chce, by dowiedzieli się inni. Ty jesteś ostatnim z tych, co wiedzieli, możesz być wiec najbliższą ofiarą. Chyba że powiesz mi, co wiesz o tej księdze zakazanej, a nade wszystko, kto w opactwie mógłby wiedzieć to, co wiesz ty, a może więcej, o bibliotece.

— Chłodno tu —rzekł opat. —Wyjdźmy. Oddaliłem się czym prędzej od drzwi i czekałem na nich u szczytu schodów prowadzących w dół. Opat obaczył mnie i uśmiechnął się.

— Ileż niepokojących rzeczy musiał usłyszeć ten mniszek w ostatnich dniach! No chłopcze, nie przejmuj się zanadto. Zda mi się, że umyśliliśmy tu sobie więcej wątków, niźli jest naprawdę…

Uniósł dłoń i pozwolił, by światło dnia padło na wspaniały pierścień, który nosił na palcu serdecznym na znak swojej władzy. Pierścień zalśnił całym blaskiem swoich kamieni.

— Poznajesz go? —spytał. —To symbol mojej władzy, ale też brzemienia, które dźwigam. Nie jest ozdobą, lecz wspaniałym streszczeniem Boskiego słowa, którego jestem powiernikiem. —Dotknął palcem kamienia, albo raczej triumfu rozmaitych kamieni, które złożyły się na to cudowne dzieło sztuki ludzkiej i natury. —Oto ametyst —oznajmił —który jest zwierciadłem pokory i przypomina nam prostotę i słodycz świętego Mateusza; oto chalcedon, uczy miłości bliźniego, to symbol pobożności Józefa i świętego Jakuba Większego; oto jaspis, który wyraża wiarę, łączony ze świętym Piotrem; sardonyks, znak męczeństwa, przypomina nam świętego Bartłomieja; oto szafir, nadzieja i kontemplacja, kamień świętego Andrzeja i świętego Pawła; beryl, zdrowa doktryna, nauka i pobłażliwość, cnoty właściwe świętemu Tomaszowi… Jakże wspaniały jest język klejnotów —ciągnął pochłonięty swoją mistyczną wizją —który szlifierze kamieni, znani nam z tradycji, przełożyli z RacjonałuAarona i z opisu niebiańskiego Jeruzalem w księdze apostoła. Z drugiej strony mury Syjonu były wysadzone tymi samymi klejnotami, które zdobiły pektorał brata Mojżeszowego, poza karbunkułem, agatem i onyksem; cytowane w Eksodusie,zostały zastąpione w Apokalipsieprzez chalcedon, sardonyks, chryzopraz i hiacynt.

вернуться

129

vox, flatus, pulsus —głos, tchnienie, tętnienie

113
{"b":"146281","o":1}